czwartek, 1 października 2015

XIX

__________________________________________
LARS
__________________________________________

 Szósty maja. Osiemnaste urodziny mojej siostry. Yvonne... nie jest już małą dziewczynką. Bardzo dobrze o tym wiem, ale... kurwa! Nie mogę pogodzić się z faktem, że ktoś ją pieprzy. Do cholery! To nadal moja siostrą!- nie, nie jestem hipokrytą. Ja nie zadaję się z niczyją siostrą. Chyba?
-Lars! Gdzie mamy to postawić?- podszedłem do Kirka i Cliffa, którzy wnieśli do domu stolik do pokera. Mam nadzieję, że Yv doceni moją trzeźwa inicjatywę.
 Dzisiejszy wieczór powinien być dla mojej siostry wykurwiście wyjątkowy. Początkowo chciałem zrobić typową imprezę z masą osób, które przyniosłyby hektolitry wódki. Na ten pomysł nikt jednak nie zareagował tak entuzjastycznie jak ja. Kirk mnie zbeształ, a Cliff uderzył gazetą po głowie. Po krótkiej naradzie doszliśmy do porozumienia. Zdecydowaliśmy się na małą nasiadówkę w stylu gangsterskich lat 20-tych.
 Wystrój domu nie zmieni się za wiele. Nie mamy na to pieniędzy. Zamówiłem za to na tę jedną noc stolik do gry w karty, który stanie pośrodku salonu. Mężczyźni ubiorą garnitury oraz kapelusze. Pudełko cygar tylko doda nam uroku. Kreacje Pań nie będą jednak surowo podchodziły pod tę dekadę. Randi, która zajęła się szyciem strojów ostro zaprotestowała. Nie godzi się na chłopięce sukienki, które nie podkreślają talii, bioder, ani innych kobiecych kształtów. Dziewczyna uparła się na bardziej przyległe stroje. Ja się na tym zupełnie nie znam, ale wierzę na słowo. Zgodzę się na wszystko, co uszczęśliwi Yvonne. 

- E, Kurduplu! Gdzie mamy to postawić?!- podskoczyłem usłyszawszy groźny krzyk Kirka. On się przecież nigdy nie denerwuje. 
-T-tam? W salonie- pokierowałem kolegów w stronę obranego celu, a sam udałem się do kuchni. 
 Łóżkowa koleżanka Cliffa, Eleonore jest kelnerką w jednym z barów śniadaniowych w San Francisco. Na prośbę basisty zgodziła się przyjechać i nam pomóc. Zabrała ze sobą trzy koleżanki, które będą nas obsługiwać w trakcie imprezy, a sama zajęła się organizacją przekąsek. Kupiła wszystko, co było potrzebne. Zarzekła się również, że sama wszystko przyrządzi. To miłe z jej strony. Nawet, jeśli nie jest to pomoc bezinteresowna. 
-Pomóc Ci w czymś, Kruszynko?- zapytałem dziewczyny. Ta tylko zmierzyła mnie pogardliwym spojrzeniem i wyprosiła z kuchni. I co ja mam teraz zrobić? Może... pójdę się napić? Tak, to bardzo dobry pomysł. No kurwa genialny! 
__________________________________________


RANDI
__________________________________________

-Jesteś straszną idiotką!- Yvonne zaniosła się śmiechem. Jakby chociaż raz nie mogła zachować powagi.
-Yvonne! To nie są żarty! Jesteś idealną przedstawicielką Jaśminu!- próbowałam zachować spokój, ale wesoła atmosfera udzieliła się również mnie.
 Z racji, że Lars szykuje imprezę dla siostry, muszę do wieczora przetrzymać ją u siebie. Jedyne co przyszło mi do głowy to horoskop. Zaczęłam od ułożenia przyjaciółce horoskopu, który jest najbliższy mojej naturze- celtyckiego. 
Wynika z niego, że Yvonne Ulrich jest Jaśminem. Piękna, wysoka o smukłych gałązkach. Jej głowę pokrywa burza włosów. Jest towarzyska i śmiała. To jeden z najbardziej energicznych znaków. Lubi zmiany oraz nowe wyzwania. Jest również skomplikowana,  więc nie łatwo jej stworzyć łatwy związek.  
-Dobra, Kaktusie. Co tam masz jeszcze ciekawego?
-Wiąz
-Co?
-Jestem Wiązem, Ty naturalna ignorantko.- rzuciłam w koleżankę poduszką. Ta nie namyślając się wiele, zdjęła z łóżka kołdrę. Chciała ją zarzucić za siebie, ale się jej nie udało. Zamiast schowania mnie pod nakryciem, sama się w nią zaplątała i runęła jak długa na ziemię. Powinnam pomóc przyjaciółce, ale ta sytuacja była niezwykle zabawna. Z tony śmiechu, jaka wydobyła się ze mnie, przechyliłam się do tyłu. Zapomniałam, ze siedzę na łóżku, a nie krześle, więc spadłam, boleśnie się przy tym obijając. 
-Dziewczynki! Co tu się dzieje?- do pokoju wszedł Tata z Augustem. Popatrzyli na nas zdziwieni panującym tu chaosem.- Mam nadzieję, że to nie wino uderzyło wam do głowy- powiedział tata spokojnym głosem.
-Ani trawa- dodał August, na co my zachichotałyśmy- Dzieciaki w waszym wieku popalają. Skręt, może dwa. Nie mówcie, że Wy nie próbowałyście?- zapytał z nutą dociekliwości w głosie.
-Ależ skąd! O co Ty mnie posądzasz, Gus!- podniosłam się z podłogi lekko zawstydzona.-  W czym możemy pomóc?- ponagliłam ich do tego, co mają załatwić.
 Mój ojciec ma bardzo dobre stosunki z rodziną Ulrichów. Obiecał, że zaopiekuje się Yvonne i Larsem jak własnymi dziećmi, odkąd zamieszkali sami. Państwo Ulrich obdarzyli mojego rodzica zaufaniem, którego nigdy nie zachwiał. Przesyłają mu pieniądze dla swoich dzieci, aby on co miesiąc wydzielał im odpowiednie kwoty. Dzięki temu nie roztrwonią wszystkiego w jeden dzień. Tato zajmuje się również rachunkami i opłatami dotyczącymi ich domu, więc Ulrichowie nie muszą się o nic martwić. Jedynie o porządek i wyżywienie. 
 Z okazji osiemnastych urodzin, rodzice Yvonne poprosili mojego ojca, aby przekazał jej pokaźną sumkę. To na pewno z tego powodu przerwali nam sesję z horoskopami. Ech... dopiero co się rozkręciłam.
-Randi, Yvonne. Chcielibyśmy coś ogłosić- przybrali poważne, ale zadowolone miny. Podeszli do nas bliżej, złapali się na ręce. Spojrzeli sobie wzajemnie w oczy. Tato skinął głową, a August zaczął mówić.
-Dziewczynki... za miesiąc...18 czerwca...- mężczyzna nerwowo się jąkał. Nie wiedział, jak nam przekazać nowinę.- Bierzemy ślub!- ostatnie dwa słowa wykrzyknął radośnie.
 Yvonne podskoczyła z piskiem i pogratulowała Panom tej decyzji. Podekscytowana nie przestawała mówić, jak bardzo cieszy się z ich szczęścia i z tego, że to będzie jej pierwszy homoseksualny ślub. Ja dla odmiany stałam sparaliżowana, nie wiedząc co powiedzieć. Cieszyłam się. I to bardzo, ale nie zmienia to faktu, że wiadomość ta spadła na mnie bardzo nieoczekiwanie. 
-Będziemy zaszczyceni, jeśli zechcecie zostać naszymi druhnami!- Tato zwrócił się bezpośrednio do mnie. Zapewne zmartwiła go moja postawa.
-Pomogę wam wybrać garnitury- odpowiedziałam w końcu z szerokim uśmiechem. Obaj nas wyściskali, a do oczu napłynęły im zły. Są szczęśliwi. Ja również. Może i nie mam matki, ale Gus będzie wspaniałym ojcem. Nie wyobrażam sobie życia bez żadnego z nich. 
__________________________________________


LARS
__________________________________________

 Na zegarze wybiła godzina 19. Lada moment Randi razem z Yvonne przejdą przez drzwi. Poprosiłem gości, aby zachowywali się zwyczajnie. Nie dali po sobie nic poznać. Chcę, żeby Yvonne sama pokierowana zdziwieniem dotarła do salonu i znalazła tort, który stoi na stole do pokera. Napis na cieście głosi ''Najlepszego, Yvonne''. Mam nadzieję, że będzie zadowolona. Musi być. Inaczej poczochram ją po głowie, o ile jej nie urwę. Powinna docenić moje starania. Przez cały dzień planowania i obdzwaniania ludzi nie miałem czasu, żeby napić się piwa. Nie kontaktowałem się również z Sienną. Niech mnie tylko kurwa nie zabije. Inaczej ja ukatrupię siostrę, a jeszcze wcześniej tego blond kutasa o anielskich oczkach i szerokim uśmiechu. Jakby co najmniej dziesięciu facetów wsadzało mu do ust swoje długie kije. 
-Lars, możemy porozmawiać?- Kirk poprosił mnie na stronę. Na pewno chce mnie zmusić do rozmowy z... jak mu było? Kutasem? Właśnie, Kutasem.
-Nie teraz- odepchnąłem kolegę. Ten jednak nie zamierzał się poddać. Pociągnął mnie za rękaw, ale nie ruszyłem się z miejsca.- Nie teraz, cipo!- za swoimi plecami usłyszałem chrząknięcie. Obróciłem się. Przede mną, jak spod ziemi wyrosła siostra z koleżanką u boku. Zrobiłem się czerwony jak burak. Chociaż przez jeden wieczór chcę być miły, a nie od wejścia już wszystko psuć.
-Co Ty odpierdalasz?- zapytała mnie zdenerwowana Yvonne- I skąd wytrzasnąłeś ten garnitur?- zlustrowała mnie wzrokiem, po czym zaczęła się śmiać.
-Pier....- ugryzłem się w język. To trudniejsze niż się spodziewałem.
-Chcesz coś powiedzieć?
-Niespodzianka?- odparłem niepewnie. Tak się zaczyna kolejny pokręcony wieczór w domu Ulrichów. 
__________________________________________
RANDI
__________________________________________


 Zostawiłam rodzeństwo Ulrichów samych, aby rozejrzeć się po domu. Wnętrze było urządzone zwyczajnie. Dużo się tu nie zmieniło, ale sam klimat obfitował we wspaniałe wrażenia.
 Mężczyźni byli ubrani w znakomite garnitury w różnych odcieniach. Od kości słoniowej po prążkowaną czerń. Na głowach nosili eleganckie kapelusiki, które nadawały im obliczom nutę tajemniczości. Cygara były nieodłączną częścią przebrania. Czy palący czy nie, cygaro każdy ostro między zębami trzymał.
 Kobiety również robiły furorę. Mimo obniżonej talii, która zniekształcała figurę, suknie wieczorowe były niecodziennym widokiem. Bardziej przyległe niż chłopięce sukienki bogate były w ornamenty i połysk. Gdzieniegdzie przewijały się drobne hafty, kolorowe pióra i delikatne frędzle. Na szyjach wieszano bardzo długie sznury z pereł. Niemal każda dziewczyna na tej imprezie nie rozstawała się ze swoim wachlarzem piór. 
 W salonie Panowie pogrywali w karty, a z głośników dobywały się przyjemne, jazzowe dźwięki. Nie widząc tu dla siebie zajęcia, udałam się do kuchni. Tam to dopiero było żwawo! Dziewczyny w skromnych koszulach i czarnych spódnicach idealnie spełniały rolę kelnerek. Eleonore rozdzielała zadania, a jej koleżanki biegały w tą i z powrotem z okrągłymi tacami. Na taką obsługę nikt nie może narzekać. Szczególnie mężczyźni, którzy zapewne przyglądają im się uważnie spod przyciemnianych okularów. 
 -Dobry wieczór, Randi- Cliff wyglądał zniewalająco. Jako jedyny nie przywdział kapelusza, a włosy zostawił rozpuszczone. Założył natomiast bordową, dopasowaną marynarkę. Podkreślała jego karnację, kolor oczu i odcień włosów. Wśród innych się wyróżniał, ponieważ nawet na jeden wieczór nie zrezygnował z dzwonów z nielicznymi naszywkami. Ta odmienność dodawała mu uroku.
-Proszę- wręczył mi kwiat. Czerwony tulipan. Och...

 Tulipan jest jednym z kwiatów, poprzez który wyrażamy swoje uczucia do drugiej osoby. Żółty tulipan jest oznaką bezsensownej miłości, która nie ma przyszłości. Jednak czerwony... jest dosadnym wyrazem miłości. Cliff poprzez ten kwiat komunikuje, że dobrze mu ze mną... że mogłoby nam razem być dobrze. 
-Dziękuję, Cliff- uśmiechnęłam się do chłopaka przyjaźnie- Musisz mi jednak wybaczyć. Powinnam zanieść Yvonne suknię adekwatną do obecnego klimatu- oddaliłam się. Ruszyłam na poszukiwania przyjaciółki, która... wyparowała. 
__________________________________________


LARS
__________________________________________

 Minęły trzy godziny. Na obecną chwilę wszystko idzie bardzo dobrze. Wręcz zajebiście! Nikt nie powiedział Yvonne złego słowa, nie miała miejsca żadna bójka. Nie pojawili się również nieproszeni goście. Może poza jednym gadem, który mieszka ze mną pod jednym dachem.
-Lars, idziemy- Yvonne pociągnęła mnie w stronę schodów. Po wejściu na górę skierowaliśmy się do jej pokoju. Dziewczyna wepchnęła mnie do środka, żebym nie mógł uciec. Weszła za mną, po czym zamknęła drzwi na klucz. 
W pomieszczeniu z każdej strony biurka ktoś siedział. Jedno miejsce było wolne. Nie pozostawało mi nic innego, jak je zająć. Usiadłem między Kirkiem a Cliffem. Z na przeciwka wpatrywały się we mnie smutne oczy blond kaktusa. Tfu... kutasa. Koszmarnego przyjaciela. 
-Może nie teraz?- spojrzałem w stronę siostry.- To Twoje święto. Nie powinnaś się dene...
-Pierdol się- odparła, najwyraźniej wkurwiona. 
-O co..
-Zamknij gębę i słuchaj- rozdziawiłem usta zaskoczony. Czemu ona się na mnie wścieka?! Urządziłem jej przecież wykurwistą imprezę!
-Nie obchodzi mnie, że to Ty zorganizowałeś tę nasiadówkę. Doceniam, że nie zaprosiłeś Sienny, ale nie zmienia to faktu, że jesteś chujowym bratem. Nigdy się mną nie interesowałeś, a gdy James wyznał Ci prawdę o nas, to go próbujesz kurwa pobić?!

-Yv...
-Zamknij się. Teraz ja mówię- co się z nią dzieje?! Rozumiem, że ma okres... lepszy okres niż ciąża, ale... jakim prawem się na mnie wydziera? To ja tu do ananasowej cholery jestem facetem. Do tego starszym bratem!- Nie wspomnę już o tym, że go wykopałeś z zespołu! Czy Ciebie, drogi Bracie popierdoliło?! Nie masz prawa go wyrzucić i tego nie zrobisz- uparcie ciągnęła ten monolog. Szkoda, że gówno mnie to interesuje. Ja wiem lepiej,co jest dobre dla niej i dla mojego zespołu. 
-ON CIĘ PRZE-LE-CIAŁ! Jak mam go nie zabić?!- jako siostra powinna mnie zrozumieć. Tu chodzi o dobro jej... eee... jej mąż nie będzie zadowolony, że ma rozepchane narządy rozrodcze.
- Zrobił to z pięćdziesiąt razy. Tak samo jak Dave. Nie wiem, jaki Ty masz problem? Moje ciało to moja sprawa. Ja nie pytam Cię codziennie, w jaką cipę tym razem wsadziłeś kutasa.- zaśmiała się pod nosem. Czy ona jest normalna?! 
-Spałaś... z... dwoma...facetami?- zapytałem zaskoczony nową wiadomością. Jeśli serce mi siądzie, to proszę o jedno. Nie podejmujcie próby reanimacji. 
-Ochłoń i pogódź się z Jamesem. Nie chcę, żeby jakikolwiek spór popsuł wam wyjazd do Nowego Jorku.- ujęła moją twarz w dłonie- Dobrze?- mocno zaakcentowała zapytanie.
-Nie ruchajcie się więcej- wszyscy obecni w pomieszczeniu wybuchnęli gromkim śmiechem. I jak tu być poważnym?
 Nie wiem... kurwa, nie wiem. Nadal jestem zły na blondyna, ale... nie chcę niszczyć Metalliki. Nie przed nagraniem pierwszego albumu. Co więc w takiej sytuacji powinienem zrobić?
-Niech zostanie w zespole. Mogę już odejść?- odpowiedziałem przez zaciśnięte zęby.

-Oblejmy ten sojusz wódką!- wykrzyknął rozpromieniony Hetfield. Kutas podszedł do mojej siostry. Objął ją i pocałował. Z języczkiem. Ohydztwo.
-Ej, ej, ej! Łapy przy sobie, Idioto!- stanąłem pomiędzy tą dwójką. 
-Niech Ci będzie- blondyn poczochrał mnie po głowie, po czym mocno ścisnął i uniósł w powietrze. Co tu się odpierdala?! Nie jestem latawcem, żeby mną tak wywijać!
-Nie jestem pedałem...flirciarzu- lekko walnąłem kolegę w twarz. Niech sobie za wiele nie myśli. Przez jakiś czas będę myślał o nim jako tępym kutasie. Będę również miał tego żigolaka na radarze. 
- Chłopcy! Wszem i wobec zapraszam was na ostatnie chwile świętowania mojej osiemnastki!- wszyscy zeszliśmy na dół, do salonu. Niech się zacznie libacja! 

*
07.05.1983, Los Angeles

 Promienie słoneczne uderzył mnie po oczach. Zerwałem się jak oparzony, co było złym pomysłem. Łeb zaczął mi niemiłosiernie pulsować, a wnętrzności wywróciły się do góry nogami. Co się do cholery wczoraj działo?!
 Powróciłem do wspomnień minionej nocy. Piłem, grałem w karty, podrywałem kelnerki... nie pamiętam, na czym się skończyło. Będę miał... o kurwa! 
 Zszedłem z łóżka. Byłem całkowicie nagi. Calusieńki! Z resztą... nie tylko ja. W moim łóżku leżała kobieta. Naga! Do tego nie była Sienną! 
-Um...- golusieńka laska wyciągnęła się w moim łóżku. Spojrzała na mnie zamglonym wzrokiem, po czym wsunęła się całkowicie pod kołdrę. Ruszyłem po cichu, na palcach do drzwi. Zanim jednak zdążyłem uciec, dziewczyna zaczęła piszczeć. Wyskoczyła z łóżka z jeszcze bardziej zdezorientowaną miną niż moja.
-Eee, Eleonore...widać Ci... klejnoty- nie mogąc się powstrzymać, zlustrowałem ciało dziewczyny wzrokiem. Dżizas. Udało mi się wyrwać taką laskę? Nie wiem, jak to zrobiłem.
 Dziewczyna pospiesznie obwinęła się kołdra. Na jej policzki wylały się ogromne rumieńce. Oboje staliśmy jak kołki. Nie wiedziałem czy zacząć rozmowę, czy szybko uciec. Bardzo krępująca sytuacja. Zwłaszcza, że nic nie pamiętam! 
-My...my...to się nie wydarzyło- ruszyła w moją stronę. Chciała mnie wyminąć, ale w ostatnim momencie złapałem za klamkę. 
-Czy my...?- próbowałem zapytać. Trochę wstyd pytać dziewczynę o to, czy się ruchaliśmy. Jeszcze mogłaby się obrazić, że mam słabą pamięć. 
-Nie pamiętasz? Seks... w takim razie nic się nie wydarzyło... Krasnalu- Eleonore odetchnęła z ulgą. Czyli jednak. Jestem niezły!
-Przynajmniej możesz się pochwalić, że zaliczyłaś połowę Metalliki- próbowałem nadać humoru całej tej sytuacji. Dziewczyna jednak źle to odebrała, co poskutkowało mocnym uderzeniem pięścią w moją szczękę. 
-Teraz to czuję się wykorzystany!- rzuciłem na odchodne.
__________________________________________





 Mam do was ważne (bynajmniej dla mnie) pytanie. Mam plan (mam nadzieję, że wyjdzie diaboliczny), ale zastanawiam się nad głównymi bohaterami przyszłych wydarzeń. Macie ochotę ujrzeć Jamesa & Yvonne, Hope&Kirka czy Cliffa&Randi? A może ktoś zdążył zatęsknić za Larsem & Sienną?