piątek, 9 stycznia 2015

VII

__________________________________________

HOPE
__________________________________________

 Nie wiem czemu wzięłam ten cholerny kubek w dłonie. Gdyby nie chwilowe zaćmienie, nadal byłoby jak dawniej. 
 Mimo, iż rzeczywiście zdradziłam, najbardziej zaskoczył mnie fakt, że Lars tak łatwo w to uwierzył. Nie potrzebował czasu, przekonywania... nawet moje błahe tłumaczenia nie poprawiły mojej sytuacji. Nie wiem co jest gorsze. To, że Lars już wie czy to, że jest pewien mojej rozwiązłości? 
 Ten związek nie ma przyszłości. Nawet, gdybyśmy próbowali, żadne z nas ponownie sobie nie zaufa. Muszę to zakończyć jak najszybciej. Mieć to z głowy i móc rozpocząć nowy rozdział w życiu. To on powinien ze mną unieważnić naszą relację, ale nie mam zamiaru czekać, aż przeboleje. Pojadę do niego, powiem co mam powiedzieć. Będę suką bez litości. Muszę mieć pewność, że jego cień nie będzie mnie prześladował w przyszłości.

 W godzinę później znalazłam się pod domem Ulrich'ów. Z zewnątrz słychać było głośną muzykę i pokrzykiwania ludzi. Nieliczni siedzieli bądź umierali na werandzie, bawili się nago wokół spryskiwacza. Sąsiedzi, najwyraźniej zszokowani niecodziennym widokiem, podglądali młodzież w oknach, lub grozili policją, na którą i tak nie mieli zamiaru dzwonić. 
-Co ty tu robisz?- od progu zostałam powitana przez zaskoczonego Kirk'a. Biedaczek od niedawna jest w zespole, przez co nie orientuje się w naszych tajemnicach. A każdy ma ich mnóstwo.
 Niektórych jest prościej rozgryźć, innych trudniej. Jednak nauczyłam się obserwować ludzi, nie zwracając przy tym na siebie uwagi. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że ja nie jestem w najgorszej sytuacji. Mam 20 lat, rozpada mi się związek- typowe problemy młodych kobiet na całym świecie. Nie jestem w tym wyjątkiem. Przynajmniej nie udaję uczucia do narkomana podczas, gdy kocham się w jego najlepszym przyjacielu- jak to robi nałogowo Yvonne. Mamy też Randi- mała stokrotka udaje, że niczym się nie przejmuje. Chce żyć beztrosko, ale tylko na pozór. Mimo swojego wewnętrznego popieprzenia w ramionach Holt'a szuka stabilizacji, bezpieczeństwa. Idiotka nie wie, co ją z nim czeka.
-Ej, Hope?- Hammett pomachał kilkakrotnie przed moją twarzą. Złapałam chłopaka za nadgarstek.
-Nigdy tego nie rób.- posłałam mu zadziorny uśmiech- Byłbyś łaskaw mnie przepuścić- zastosował się do mojej prośby. 
 Przeszłam przez drzwi. Powoli zaczął mnie łapać stres, a może strach? Niestety w tej chwili nie mogę się wycofać. Po prostu mam zwyczajne zadanie do wykonania. Nic więcej.
__________________________________________

YVONNE
__________________________________________

 Impreza trwała w najlepsze. Ja jednak nie bawiłam się dobrze. Randi gdzieś zniknęła- prawdopodobnie zaszyła się gdzieś z Gary'm. Lars najebany w trzy dupy wylądował pod stołem, a reszta zespołu wyparowała. Mimo wszystko, wolę siedzieć sama niż widzieć twarz Hetfielda.
 Jestem na niego zła... nie, wkurwiona! Zostawił mnie w podrzędnym barze na pastwę zboczeńców.
 Po takim czasie powinnam się przyzwyczaić, że faceci wolą piwo czy narkotyki od mojego towarzystwa. Nie myślałam jednak, że James okaże się taki sam.

 Reasumując... zawiodłam się na nim, ale moje zachowanie... porównując do tego, co zrobił mi Dave, nie powinnam długo chować urazy do blondyna. Pomimo to zachowuję się inaczej. Pieprzona logika. Dlaczego akurat ja musiałam na nich trafić?! Mówi się- serce nie sługa, ale nigdy nie spodziewałam się aż takiego mętliku. Moją głowę zaprzątają myśli i rozważania- który jest lepszy bądź gorszy. Nadal nie wiem co zrobić... nie chcę po prostu myśleć. Muszę  odpocząć. Najwyższy czas się najebać. 

 Po kilku głębszych zaczęłam czuć się lepiej. Jeszcze butelka wódki i będę całkowicie szczęśliwa. Chociaż przez chwilę.
 Poszłam do pokoju Larsa. Dyskretnie zamknęłam za sobą drzwi, po czym zaczęłam szukać zapasów mojego brata. W jego skromnych progach nawet po imprezie można doszukać się nienapoczętego alkoholu. 
 Przeszukując ostatnią szafkę, znalazłam butelkę Danielsa. No proszę. Nie wiedziałam, że stać go na taką wykwintność. Pewnie będę musiała mu go odkupić, ale mam to w dupie. Teraz muszę coś ze sobą zrobić.
 Odkręciłam butelkę. Pociągnęłam łyk, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie-mocne. Potem kolejny i kolejny. Delektując się smakiem odpływałam coraz głębiej i głębiej. Po chwili jednak się otrząsnęłam. Dobiegły mnie salwy zduszonego śmiechu. Spojrzałam w górę. Na łóżku Larsa ktoś już leżał. Z gracją próbowałam wstać z podłogi, co nie wyszło najlepiej. 
-Co ty tu kurwa robisz?- zapytałam, co prawda nieelegancko.
-To samo co ty- uniósł swoje 0,7 Jack'a.- Na zdrowie- z uśmiechem na ustach wzniósł niemy toast, po czym wziął się za ucztę. A ja razem z nim.
 Zaczęło mi się kręcić w głowie. Chwiejąc się niemało, podeszłam do łóżka. Nieznajomy zrobił mi miejsce obok siebie. Usiadłam, kiwając przy tym głową na znak wdzięczności. 
-Jak się zwiesz, droga koleżanko?
-Nie twój zasrany biznes-bezmyślnie warknęłam, na co on się zaśmiał- Przepraszam, nie chciałam- rumieniąc się, pochłonęłam zawartość butelki. Następnie rzuciłam ją na podłogę. 
-Miło mi, mój zasrany interesie- podał mi rękę- Jestem...
-Nie chcę wiedzieć- położyłam koledze palec na ustach-Lepiej jest zachować trochę tajemniczości... na później
-Podoba mi się to- posłał mi kolejny zniewalający uśmiech.
__________________________________________

HOPE
__________________________________________

 Holt dostał trefny towar. Metaamfa nie zadziałała- ktoś go wyruchał, wpuścił w maliny. Nie widzę więc sensu dalszego tkwienia w tym miejscu. Po drodze pewnie natknę się na jakiś klub. 
 W drodze do wyjścia postanowiłam zabrać swoje rzeczy z pokoju Larsa. Ten śpi pod stołem, więc nie zauważy, jeśli trochę poszperam. 
 Po przedostaniu się do korytarza, bez problemu znalazłam właściwe drzwi. Weszłam i oniemiałam, a rzadko mi się zdarza. Moim oczom ukazała się scena, która nie powinna mieć miejsca. Młodsza siostra Ulricha obściskiwała się na łóżku z jakimś chłopakiem. Przyjrzałam się parze dokładnie. Na oka było widać, że oboje napieprzyli się niemiłosiernie. W innej sytuacji dziewczyna nie próbowałaby przeruchać faceta, który nie jest Mustaine'em. 
-Co wy odpierdalacie?- krzyknęłam równie zaskoczona co oni. Chłopak spojrzał się na mnie zdezorientowany. Był mniej więcej w moim wieku, możliwe że starszy.
-Co ty odpierdalasz?!- odpowiedziała pytaniem na pytanie Ulrich.
-Nie będę panią przeszkadzał- chwiejnym korkiem do mnie podszedł. Ujął moją dłoń, musnął delikatnie wargami.-Tom, miło mi- wyszedł, zostawiając mnie jeszcze bardziej zbaraniałą. Dziewczyna natomiast otaksowała mnie nienawistnie wzrokiem. Nie zdziwiło mnie to- od początku mnie nie cierpi i wzajemnie. 
-Yvonne- z trudem zaczęłam pouczenie. Nie lubię dziewczyny, nie chcę jej matkować, ale ostatnio obudziły się we mnie jebane instynkty współczucia, sumienie i inne bezsensowne gówno, którego wolałabym być nieświadoma.- Znasz go w ogóle?- usiadłam koło niej, próbując zmusić ją jednocześnie do spojrzenia mi w oczy.
-Spierdalaj, suko- rzuciła cicho. Pewnie sądziła, że nie usłyszę. W innej sytuacji wymierzyłabym jej policzek, ale teraz... walka byłaby nie równa- ona ledwo siedzi, a ja jestem w stanie idealnym. Bez problemu rozszarpałabym ją na małe kawałeczki- kiedyś to zrobię. 
-Zasłużyłam sobie, co?- próbowałam się zaśmiać. Trzeba jakoś rozładować napiętą atmosferę.-Niestety ty jesteś większą idiotką niż ja- zamachnęła się, ale ja byłam szybsza. Złapałam ją za rękę, którą następnie delikatnie wykręciłam. Gówniara niech zna swoje miejsce. Ja wychodzę do niej z pomocną dłonią i spierdolonym sercem, a ona się tak odwdzięcza. Dobrze, że fazę buntu mam już za sobą.-Powtarzasz moje błędy. No cóż, bynajmniej próbowałaś- księżniczka raczyła na mnie spojrzeć.
-Nie porównuj mnie do siebie. Nie jestem dziwką- próbowała mnie zranić. Nieudolnie. Jestem twarda, nie jedno widziałam i słyszałam.
-Ależ jesteś, kochanie- odparłam tak słodko, jak tylko mogłam- Próbowałaś przelecieć obcego faceta mimo, iż posiadasz chłopaka.- wzdrygnęła się na samo wspomnienie o rudowłosym. Najwidoczniej Jack Daniel pomógł zapomnieć o jego istnieniu. W końcu od wieków działa tak na kobiety.
-Nie zrobiłabym tego.- zaśmiała się nerwowo. Nie była pewna swojej odpowiedzi.
-W takim razie dalej ujeżdżaj swojego kucyka, zanim dosiądziesz rasowego ogiera- złożyłam pocałunek na policzku dziewczyny. Ta spojrzała skołowana, nadto łapiąc się za twarz. Czuję, że jeszcze bardziej znienawidzi moją osobę. Niemniej jednak niezbyt mnie to interesuje. Ten, który zwrócił moją uwagę wyszedł i muszę go odnaleźć. Nie mam zamiaru spędzić samotnie tej nocy. 
__________________________________________

YVONNE
__________________________________________

 Co ta szmata sobie myśli?! Może zdradzać Larsa i w tym samym czasie mi matkować?! Jedną mam i mi wystarczy. Po chuj się wtrąciła. Było cholernie miło...tak sądzę.
 Na początku tej niewinnej zabawy myślałam o James'ie- a nie powinnam. Mam dość tego, że ten chłopak mąci mi w głowie! Nawet, jak go przy mnie nie ma.

 Nie kocham go. Dlaczego więc nie daje mi spokoju? 

 W salonie impreza trwała w najlepsze. Przynajmniej nie ma Baloff'a- wtedy dom byłby w stu kawałkach.
-Yvonne, skarbie- otoczył mnie od tyłu swoimi chudymi ramionami mój ukochany.-Czemu nie mówiłaś, że jest impreza?- obróciłam się w jego stronę. Pocałowałam go delikatnie na przywitanie. Odpowiedział mi tym samym, tylko nieco łapczywie. Chyba zbyt długo pościł. 
-Chłopaki Cię nie powiadomili?- zrobiłam zdziwioną minę. Co jak co, ale Het jest jego najlepszym kumplem. Powinien zadzwonić i ściągnąć go tu, jak za każdym razem bywa.
-Nie rozmawiamy- puścił mnie, aby wolnymi rękoma wyciągnąć pudełko z pastylkami, znajdującymi się w kieszeni rurek. Odtworzył opakowanie, wziął jedną pigułkę-niebieską.
-Dlaczego?- tym razem postanowiłam nie zwracać uwagi na tabletki. Mam dość kłótni na ten temat, które i tak nie dają oczekiwanego rezultatu. Sądzę, że jeśli będzie gotowy na przyjęcie pomocnej dłoni, to ją otrzyma. Niestety nie mogę za niego decydować- byłoby dużo łatwiej.
-Wypieprzyli mnie z zespołu... brudasy jebane!- otworzyłam szerzej oczy. Zdziwiło mnie to wyznanie. 
-K-kiedy?- zacisnęłam dłonie w pięści. Starałam się zachować spokój. 
-Tydzień temu?- zabrzmiało to bardziej jak pytanie niż samo stwierdzenie. 
 Jestem w cholernym szoku! Jak Ci debile mogli wypierdolić Dave'a, który był tym zespołem! Bez niego byliby nikim. Nie mieliby skompletowanego repertuaru bez jego pomocy, za którą soczyście podziękowali. Pierdolone cioty! Nie zostawię tej sprawy tak. Zrobię co w mojej mocy, by poczuli rozczarowanie. Nie mam zamiaru się na nich mścić, tylko przemówić do rozsądku.
 Wbrew pozorom... najbardziej rozjuszył mnie fakt, iż przez to Dave będzie brał więcej narkotyków. Sama chciałam z nim zerwać, ale nie mogę go opuścić w tej sytuacji. Nie chcę go następnym razem zobaczyć go w trumnie, na pogrzebie. Nie zasłużył na to. Ja również.  
-Chodźmy do twojego pokoju. Dawno się nie pieprzyliśmy- szepnął mi do ucha, nie powstrzymując się od publicznego włożenia ręki w moje spodnie. 
 Wyciągnęłam napastliwą dłoń, próbującą dobrać się do moich majtek. Odepchnęłam chłopaka. Czasami naprawdę go nie rozumiem. Przed chwilą postanowiłam przy nim trwać, a teraz... nie ma chyba bardziej popieprzonej osoby ode mnie!
-Nie mam ochoty- odpowiedziałam, w dalszym ciągu zatrzymując mały dystans. 
-To spierdalaj- ruszył w przeciwnym kierunku. Z lekka zdezorientowana tym, co powiedział, dopiero po chwili zareagowałam. Zatrzymałam Dave'a w połowie drogi.
-Co, proszę?- spytałam, nie ukrywając przy tym mojego wzburzenia. 
-To co słyszałaś. Nie ty to inna- spojrzałam rudemu w oczy. Jego źrenice były większe niż same tęczówki. Nagrzał się cholernie mocno.
 Nie wiem już, co robić. Może najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdybym sama zaczęła się narkotyzować? Wtedy pewnie bym go zrozumiała i potrafiła czerpać radość z naszego związku. 
__________________________________________

JAMES
__________________________________________

-Otwieraj, chuju!- przez ostatnie pół godziny próbowałem dostać się do toalety. Niestety na marne. Jakaś spragniona para postanowiła zrobić maraton pieprzenia w łazience.-Wyważę drzwi!- krzyknąłem, w dalszym ciągu zdzierając sobie gardło. Tym razem poskutkowało. Usłyszałem przekręcenie klucza. Z zza kawałka drewna, oddzielającego pomieszczenie ujrzałem rudą czuprynę. Gdy mężczyzna spojrzał na mnie ze śmiechem na ustach, rozpoznałem w nim Mustaine'a. W tym samym momencie podciągał spodnie, następnie mocując się z paskiem. Na podłodze leżała zużyta gumka. Za jego plecami z pewnością  kryła się Yvonne. 
-Koteczku, jeszcze nie doszłam- usłyszałem melodyjny głos, którego nie rozpoznałem. Zaciekawiony otaksowałem to, co znajdowało się za plecami kolegi. Zatrzymałem wzrok na równie rudej i zarazem piegowatej dziewczynie. Na oko mogła mieć jakieś 14 lat. Gówniara, która później spróbuje się pochwalić szybkim numerkiem z byłym gitarzystą Metalliki. 
-Zdradzasz Yvonne?- byłem równie zdumiony co Dave, gdy zadałem to pytanie. Powoli przetwarzałem informacje, które z trudem do mnie docierały.-Ty fiucie- złapałem chłopaka za kołnierz. Wyciągnąłem go z toalety, z kolei opierając go o ścianę w korytarzu. Ten zaczął się panicznie śmiać. Zapewne się naćpał bądź upił. Nawet po porażce nie próbował się zmienić. Woli chyba skończyć na ulicy, żebrając o działkę.
-Ja przynajmniej mojego używam- nie zdążyłem zauważyć, kiedy Dave uderzył mnie z pięści. Zatoczyłem się do tyłu, złapałem za policzek. Z wargi trysnęła strużka krwi.
 Nie będąc dłużny, pobiegłem na chłopaka, który mocno uderzył o ścianę. Następnie osunął się na dół. Podwinął kolana pod brodę. Nie czekając na ruch z jego strony, bez wahania skorzystałem z przewagi. Usiadłem na nim okrakiem, bijąc go na oślep. Nie zastanawiałem się nad tym, miałem gdzieś co się stanie. Nie byłem w pełni świadom mojego zachowania. W tamtej chwili przepełniał mnie gniew i agresja. Musiałem się wyładować- na sukinsynie, niegdyś moim przyjacielu. Czyżbym aż tak się do niego pomylił? Jak on mógł ją zdradzić? Kobietę trzeba szanować, a nie traktować jak dziwkę. No chyba, że nią jest- stwierdziłby Lars. 
 Nie byłem pewien ile czasu minęło. Nagle dwie pary rąk odciągnęły mnie od cholernie pobitego już Mustaine'a. Był na wpół przytomny, ale humor go nie opuszczał. W dalszym ciągu śmiał się i rzucał w moją stronę różnymi komentarzami.
-Jednak masz jaja, Het.- z trudem oparł się na łokciu. Na przekór wszystkiemu, spojrzał na mnie przyjaźnie. Obdarzył mnie szerokim uśmiechem- Szkoda, że nie potrafisz z nich korzystać- dodał, zanim przybiegła młoda Ulrich. 
 Widząc swojego chłopaka w takim stanie, początkowo nie wiedziała jak zareagować. Uklękła przy nim, zaczęła gładzić go po głowie. Wiele razy pytała, czy nic mu nie jest. Po uspokojeniu się, spojrzała na mnie błagalnie. Miała nadzieję jak i ja, że to tylko sen i nie rozkwasiłem kumpla. Niestety stało się. Poniosło mnie- ta dziewczyna tak na mnie działa. To jeden z powodów, dlaczego ją po naszej krótkiej znajomości rzuciłem. Nie żałuję tego. Jedyne co mnie martwi, to uczucia, które wracają. Nie mam zielonego pojęcia, co z tym fantem zrobić. 
-Czemu go tak skatowałeś?!- Yv wydarła się na mnie.
-Spytaj tego, który nie potrafi zapanować nad swoim chujem- odparłem równie zły co ona. Dopiero teraz zauważyłem sporą grupę ludzi, przyglądającą się nam z zaciekawieniem. Wzbudziliśmy chyba niezłą sensację. 
-Mówiłem jej. Nie ona, to inna- Dave w dalszym ciągu na haju, zbyt szczerze przyznał się do winy. Nie zdawał sobie sprawy, że może tym zranić dziewczynę, która postąpiła automatycznie. Spoliczkowała Dave'a. Podniosła się z podłogi, łypnęła na nas obu.

-Jesteście popieprzeni!- krzyknęła, po czym pobiegła w stronę wyjścia.
__________________________________________




 I tym oto sposobem wstawiam siódemkę. Chciałabym bardzo podziękować Nemeless i Larsowi za masę propozycji. Miałam zamiar wykorzystać je wszystkie, ale po nabazgraniu drugiego fragmentu z Hope złapała mnie blokada. Z trudem dobrnęłam do końca, przez co nie jestem zadowolona z ostatnich akcji- Yv&James. Jednak ja to ja, rzadko jestem dumna ze swoich wypocin.
 Dla Scarllet znalazła się relacja Yv&Dave. Co prawda krótko, ale naprawdę... z trudem to dokończyłam.
 Miłego czytania i do zobaczenia u was :)

poniedziałek, 5 stycznia 2015

VI

__________________________________________

RANDI
__________________________________________

16.04.1983, Los Angeles

 Yvonne od samego rana była nie w sosie. Podbiegłam do niej, aby dowiedzieć się, co jest grane.. Nie zdążyłam powiedzieć słowa, a ona już mnie zbyła. 
-Yvonne-złapałam dziewczynę za rękę. Poprowadziłam ją w stronę dziedzińca. Usiadłyśmy w cieniu pod drzewem.-Twoja aura jest mroczna. Co Cię trapi, Kwiatuszku?- zapytałam z lekka podenerwowana, co mi się bardzo rzadko zdarza. Jednak martwię się o nią. Od jakiegoś czasu jest zamknięta w sobie, odizolowana ode mnie i reszty świata.  
-Nic- próbowała wstać, ale ją przytrzymałam.-Dobra- zmroziła mnie spojrzeniem.- Mam problem z chłopakami. Zadowolona, mamo?- powiedziała, akcentując ostatnie słowo. Mimo swojego wieku czasem jest nazbyt dziecinna. 
-Posłuchaj mnie uważnie- zamknęłam oczy i złożyłam ręce jak do medytacji, aby zebrać myśli.- Nagietek jest... wierny, gotowy do poświęceń i miłości, ale także samotny, dusi wszystko w sobie. Mówi: ''Chcę zasnąć w twoich ramionach''. Kwiat idealny, ale czasem potrzebujemy większych możliwości, odnowy czy szczęścia, jakie może nam dać słonecznik. Jednak pozory mylą. Kwiat słońca nie jest tak piękny i dobry jak mogłoby się wydawać.- Yv spojrzała na mnie przybierając zdezorientowaną minę. Z chwili na chwilę zaczynała rozgryzać mój tok myślenia.
-Wiem, że wolisz Jamesa, ale to palant.- tym razem to ja nic nie zrozumiałam. Hetfield nie jest taki, jak moja przyjaciółka myśli. Jest czuły, kochany, zrobiłby dla niej wszystko. Nie wiem, czemu wyszła z takiego założenia. Blondyn nigdy by nie pozwolił, żeby dziewczynę spotkała jakakolwiek krzywda. Stara miłość nie rdzewieje, tylko przelewa się w postać brzoskwini. Daje wróżbę, niosącą ze sobą wiele miłości. 
-Kochasz Nagietka- rzuciłam z pretensją w głosie.-Czemu siebie okłamujesz?
-Jestem z Rudym- w jej oczach widać walkę, którą toczy sama ze sobą. Nie przyniesie to oczekiwanego efektu. Mimo wszystko, zawsze wygrywa Dave. Nieważne jak źle by ją potraktował, ona go nie porzuci. Kiedyś wyleczyła złamane serce w jego ramionach. Jest bezpieczną przystanią, której należy się trzymać. Przynajmniej zdaniem Yv.
-To co naturalne, jest dobre i nikt nie powinien się temu sprzeciwiać.- uśmiechnęłam się do przyjaciółki. Może choć trochę dodałam jej otuchy i rozjaśniłam skołatane myśli.
 Nie pojmuję, dlaczego wszyscy ludzie zmuszają się do cierpienia. Uczucia nie są wcale skomplikowane. Wystarczy zaakceptować siebie i żyć w zgodzie z naturą. Nie należy ograniczać się do jednego obiektu, na który trzeba przelać ogrom swojej miłości. Trzeba kochać wszystkich i cieszyć się nimi wzajemnie. Wszędzie są tylko dramaty i zła energia. Taka atmosfera nie sprzyja mojemu rozwojowi duchowemu.

 Po kolejnych nic nie wnoszących w moje życie lekcjach postanowiłam lepiej wykorzystać resztę dnia, jaka mi została. Zdecydowałam wybrać się do Whiskey a go go. O tej porze pracownicy będą się dopiero przygotowywać na nocną imprezę, dzięki czemu nie natknę się na napalonych 30-latków. Napiję się piwa, zapalę skręta i od razu się rozluźnię.
 Od wejścia dobiegł mnie swąd alkoholu i przypalanej marihuany. O ile nos mnie ni myli, ktoś ją spożywa w większych ilościach.
-Maleńka, co tu robisz sama- przede mną wyrósł jak dąb postawny mężczyzna. Głowa ogolona na łyso, odziany w dresy i zapach potu, który zapewne przywlókł ze sobą z siłowni. Jak kocham ludzi, tak nie czuję się dobrze w towarzystwie takich osób.-Może postawię Ci drineczka, ty się odwdzięczysz i będzie fajnie?- wyszczerzył się jednocześnie co chwila sapiąc. Wyglądał jak drapieżnik czyhający na swą ofiarę.
Jestem dzieckiem natury, uprawiam wolną miłość, ale to nie znaczy, że mam ochotę wejść w bliskie stosunki ze wszystkimi mężczyznami. Jednak nikt tego nie rozumie.
-To jak będzie, hipiseczko?- niebezpiecznie się do mnie zbliżył, po czym położył mi rękę na pośladku. Zniesmaczona jego zachowaniem zrobiłam kilka kroków do tyłu. Natknęłam się jednak na przeszkodę, jaką okazała się ściana. Facet naparł na mnie swoim ciałem. Jego spodnie zaczęły pobudzać się do życia. Nie podoba mi się to.
-Możesz nie molestować tej drobnej postaci?- niespodziewany gość położył dłoń na ramieniu mojego ciemiężyciela. 
-Ustaw się w kolejce, brachu- mężczyzna nie raczył nawet spojrzeć na przybyłego.
-Przepraszam, chyba nie zrozumiałeś- postać odciągnęła chłopaka do tyłu. Gdy odsłonił mi pole widzenia, ujrzałam swojego wybawiciela. Cieszę się, że na niego trafiłam. 
-Dziewczyny- oprych się zaśmiał.-Spójrz na nią. Jest dziwką, tą od kwiatów- zlustrował mnie od góry do dołu, nie wahając się przy tym przed widocznym oblizaniem warg.
-Nie nazywaj jej tak- wybawiciel rzucił nienawistne spojrzenie w kierunku przeciwnika. Powoli podszedł, zamachując się ręką, która po chwili zatrzymała się na moim ramieniu.
-Bez przemocy- spojrzał na mnie zdziwiony
-Haha. Dziwka stanęła w mojej obronie, a to dobre- łysol roześmiał się jeszcze bardziej.
-Nigdy nie obroniłabym tak parszywej istoty. Stanęłam między wami, żeby nie burzyć własnych zasad.- rzuciłam na odchodne. Potem poprowadziłam kolegę w stronę jednej ze skórzanych kanap. 
-Należało mu się, dobrze o tym wiesz- oparł rękę na moim ramieniu. Tymczasem ja automatycznie pisnęłam. Przez to całe zajście z pewnością dorobiłam się dużego i bolesnego siniaka.- Przepraszam. Gdybym wiedział... głupio zrobiłaś- chłopak odsunął się nieznacznie ode mnie gorzko się śmiejąc.
-Nie martw się. Rana się zagoi, a jego dopadnie karma- przysunęłam się tak blisko jak się dało. Położyłam dłoń na udzie znajomego. Gdy się na mnie spojrzał, posłałam mu najbardziej promienny uśmiech, jaki mogłam przybrać. Nie chcę, żeby się smucił z mojego powodu. I to przez taką głupotę.
 Jednak gdyby nie on, nie wiadomo co by się wydarzyło. Pewnie musiałabym mu się poddać i spełnić jego prośbę. Nie byłoby to przyjemne, ale miałabym jakiś inny wybór?
-Dz-dziękuję, Cliff- wydukałam, śmiejąc się przy tym naiwnie.
-Na prawdę uważasz, że kamma* wszystko załatwi?- zaśmiał się najwyraźniej czymś rozbawiony.
-T-tak. Ten osobnik postąpił niegodnie, przez co...
-...na właśnie życzenie sprowadzi na siebie cierpienie- zarumieniłam się. Nie wiedziałam, że Cliff wie cokolwiek na ten temat. Wszystkich w zespole interesuje jedynie alkohol. Jednak nigdy nie przeprowadziłam żadnej dyskusji z Burtonem. Zbyt pochopnie oceniłam książkę po okładce.
-T-tak
-Jesteśmy dziećmi wszechświata nie mniej niż wszystko co otacza. Może dzięki temu nasze przeznaczenie musi się spełnić? Może zwierzęta, rośliny a nawet gwiazdy nam w tym pomagają?- na jego złożone pytanie odpowiedziałem zaskoczoną miną. Jak mogłam przeoczyć takiego człowieka? Cliff'a, na pozór nieśmiałego basistę, który teraz wykazuje się przede mną wiedzą, którą wszyscy mają gdzieś. Nawet nie wiem jak zareagować.
-Karma nie jest naszym przeznaczeniem. Jedynie zamierzonym działaniem, które w efekcie do niego prowadzi.- uśmiechnął się do mnie. Z pewnością chce dodać mi otuchy, abym się rozluźniła. Jeszcze nigdy nie byłam taka spięta.-Gdybyśmy tak bardzo nie skupiali się na dobrach materialnych, samo dążenie do szczęścia zapewniłoby nam dostatnie życie.- kontynuowałam swój monolog- Sądzę, że nie warto dążyć do celu po trupach, gdyż...
-...jeśli będziemy dobrymi ludźmi, on sam nas znajdzie- jakby czytał mi w myślach.- Ludzie powinni brać przykład z Wilg lub chociaż czerpać z ich obecności...
-pozytywną energię- tym razem to ja przerwałam mu w pół zdania.
-Dokładnie- wyciągnął z kieszeni kurtki skręta. Wsadził go pomiędzy usta, odpalił. Zaciągnął się, zamykając przy tym oczy. Obchodził się z tym bardzo rytualnie.-Chcesz?- podał mi zioło. Nie protestując, przejęłam narkotyk. Gdy nasze palce się zatknęły, zadrżała mi ręka. Odurzyłam się zapachem, smakiem i w końcu działaniem. Po kilku krótkich buchach poczułam się lekka. Iście wolna.
 Przyjrzałam się chłopakowi. Jego długie włosy aksamitnie układały się chudych ramionach, które opiewała dżinsowa kurtka. Nogi natomiast opinały spodnie poszerzające się ku dołowi- dzwony. 
 Wbrew pozorom jesteśmy do siebie bardzo podobni. Może to siła wyższa to sprawiła? Skrzyżowała nasze drogi w jakimś celu. Celu, którego na razie nie dostrzegam, ale rozgryzę to. Dowiem się, w jaki sposób mamy pomóc sobie nawzajem. 
 Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu. Niechętnie zaczęłam szperać w torebce, po chwili znajdując komórkę, a raczej cegłę.-Halo?- spytałam rozmarzonym tonem.
-Randi, ruszaj dupę!- to Yvonne. Przemiła jak zwykle.- Impreza u mnie. Lars próbuje odreagować rozpieprzając nam przy tym chatę?- dobiegł mnie dziki chichot. Spojrzałam na mojego kompana. Z trudem się podniosłam, pomogłam również wstać Cliff'owi. Czas się zabawić. 
 Po dwugodzinnym spacerze dotarliśmy do domu Yv. W środku impreza trwała w najlepsze. Każde pomieszczenie było oblężone przez ogromną ilość ludzi, głównie thrash'ów, jak przystało na znajomych organizatora. Biedny Lars, ciekawe jak się trzyma po tej aferze z Hope. Tamtego feralnego wieczoru ją widziałam. Rozmawiała z bardzo rzucającym się w oczy mężczyzną. Czyżby to sprawiło taką przykrość Larsowi? 
-Chcesz piwo?- zapytał Cliff. Nie czekając na odpowiedź, ruszył od kuchni. Ja w ten czas udałam się do salonu. Od razu dostrzegłam Gary'ego, siedzącego na kanapie.
-Cześć- usiadłam koło kolegi. Ten jak na zawołanie uniósł się w radości, okazując mi ją całusem w policzek i objęciem w talii. Zgaduję, że do końca dnia, a raczej nocy, nie pozbędę się jego ręki.
-Witaj, kocico. Czekałem do Ciebie?- szepnął mi do ucha.-Weź to, od razu się rozluźnisz- nagle zaczął rozdzielać biały proszek rozsypany po stole na drobniejsze porcje.
-C-co to?- spytałam lekko przestraszona. Jako dziecko natury powinnam obcować z różnymi narkotykami-w przekonaniu innych ludzi-, ale tak na prawdę po za kilkoma skrętami nigdy nic nie brałam. I nie chcę próbować na imprezie, gdzie może stać się wszystko.
-Twoja nowa przyjaciółka- popchnął mnie w stronę działki. Najpierw wciągnął swoją część- Nie bój się, będzie nam dobrze- zapewniał mnie swoim słodkim głosem. 
-Nie, dzięki. Innym razem- odparłam, odsuwając się od trucizny- jak sądziłam.
-Nie ufasz mi?- spojrzał na mnie smutnymi oczami. Ukrył twarz w dłoniach- Wiedziałem. Nie chcesz tego zrobić ze mną. A przecież to nawet nie jest jak narkotyk- zaczął się zadręczać. Nie planowałam go rozzłościć. Ale skoro to nie narkotyk, to co mi szkodzi. Nie odlecę po tym, ani nic.
-Przepraszam, Gary.- niechętnie na mnie spojrzał.- W końcu... to nie prochy- posłał mi szeroki uśmiech.
 Wciągnęłam równo oddzieloną kreskę. Lekko zakręciło mnie w nosie. Po kilku chwilach poczułam się słabo.-Tak właściwie, to co to?- spytałam, podejrzewając, że dałam się oszukać. Jestem pewna, że Holt nie okłamałby mnie w tej kwestii. Może to tylko rozdrobniony proszek przeciwbólowy. Albo antybiotyk.
-Kokaina- zaczął się głośno śmiać.
 Z chwili na chwilę czułam się coraz słabsza. Dałam się wkręcić. Na dodatek mam chyba zły odlot. Wszystkie kończyny mi zwiotczały. Czułam się jak galareta- zero stabilności.
-Chodź, poczujesz się lepiej- Gary wziął mnie na ręce. Początkowo się zachwiał, sam odurzony proszkiem. Następnie bez problemu wszedł po schodach na górę. Skierował się do sypialni Yvonne. Gdy ułożył mnie na łóżku, zlustrowałam drzwi. Na szczęście przyjaciółka nie zostawiła tutaj żadnego klucza.-Odpocznij sobie, kochanie- usiadł przy biurku. Z torebki wysypał kolejną ilość proszku, który po dokładnym podziale wciągnął. Po chwili wziął kolejną porcję. Początkowo wyglądał, jakby momentalnie usnął. Gdy się otrząsnął, jego wyraz twarzy się zmienił. Wyglądał tak jak dres z klubu. Jednak to Gary, od pierwszego spotkania chciałam się z nim kochać. Może nie w ten sposób. Nie, kiedy nie mogę się ruszyć, ani nic powiedzieć. Chciałabym, żeby to był piękny akt, a nie jednostronna przyjemność.
-Ostatnio pragnęłaś seksu- nie zauważyłam, kiedy znalazł się nade mną.-Teraz jestem gotów Ci to dać- pocałował mnie, przechodząc do mojej szyi, klatki piersiowej. Kolanem rozsunął moje uda. Teraz ma bezpośredni dostęp do mnie. Wystarczy podwinąć sukienkę i pozbyć się bielizny.
 Spojrzałam z nadzieją w stronę drzwi. Jednak, gdy Gary pozbywał się ubrać, nikt nie nadchodził. Kto by mógł pomyśleć, że zawsze trzeźwa Randi potrzebowałaby pomocy.

 Powoli zaczynałam odzyskiwać władzę w rękach i nogach. Podczas, gdy Gary mocował się z prezerwatywą, zdołałam go z siebie zepchnąć. Łagodnie chwiejąc się, zdołałam wstać.
-Gary...- zaczęłam, nie do końca wiedząc, co chciałabym mu przekazać. Nie jestem na niego zła, że chciał się ze mną przespać- w końcu kilka dni temu sama tego pragnęłam. Zabolał mnie jedynie fakt, że skłamał na temat prochów. Niestety nie mogę go winić, swoją głupotą do tego doprowadziłam. Na drugi raz muszę być rozsądniejsza- mimo, że takiej cechy nie posiadam.
-Gdzie idziesz?- zapytał, w pośpiechu zapinając spodnie. Złapał mnie w korytarzu- Chciałaś...- położyłam mu palec na ustach.
-Nie dzisiaj. Wolałabym to zrobić na trzeźwo- pocałowałam chłopaka w policzek. Następnie zeszłam po schodach, gdzie natknęłam się na Cliffa.
-Randi, szukałem Cię- na jego widok na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech.
__________________________________________




* Kamma to inaczej Karma

Wyjątkowo jestem zadowolona ;) Mimo, iż zrobiłam z Holt'a potwora ;__;
 Tak jak zapowiadałam, rozdział o Randi. Mam nadzieję, że się podoba.
 Tymczasem muszę pomyśleć o czym by zrobić siódemkę... ciężko wybrać konkretny wątek. Jakieś pomysły xd?

sobota, 3 stycznia 2015

V

__________________________________________

                                                JAMES
__________________________________________


 Dopiłem czwartą butelkę piwa, po czym postanowiłem pojechać po Yvonne. Wstając z kanapy zachwiałem się lekko. Chyba niepotrzebnie na obiad wypiłem whiskey.
 Spojrzałem na zegarek. Po kilku chwilach z trudem odszyfrowałem zamazane cyferki na tarczy. Piętnaście po północy. Zajebiście! Czym ja do cholery o tej porze dostanę się na drugi koniec miasta?! Ta dziewczyna czasem nie myśli. Czemu akurat zadzwoniła do mnie? Ma brata, przyjaciółkę, chłopaka. Jakby Dave nie mógł jej odwieźć albo załatwić chociaż taksówki. O kurwa! Taksówka... alkohol czasem służy myśleniu. Nic dziwnego, że po nim wpadam na dobre pomysły.
 Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Na kanapie spał Kirk, mamrocząc coś przez sen. Lars zgonował w kącie na podłodze. Leżał przytulony do pustej już butelce po wódce. Zastanawia mnie fakt, czemu do cholery śpimy w moim malutkim pokoju motelowym?! Lars aż tak się najebał, że nie zdołał dojść do domu? Jeśli się dobrze orientuję, wczoraj świętowaliśmy, a dzisiaj... zrobiliśmy powtórkę. Ja pierdolę. Zamieniamy się w jebanych alkoholików. Chociaż... znamy umiar. Pijemy tylko dwa, góra siedem razy dziennie. 
 Ociężale podniosłem się z fotela. Podniosłem słuchawkę telefonu, aby wykręcić numer. 6...nawet nie wiem gdzie dzwonić po taksówkę. Jestem w ciemnej dupie.
__________________________________________

KIRK
__________________________________________

15.04.1983, Los Angeles

 Po nocy spędzonej u Jamesa-nie ważne, jak gejowsko to brzmi- Lars zaprosił nas do siebie na śniadanie, które zrobiła Hope. Moim zdaniem jest świetną dziewczyną. Nie dość, że ładna, to jest zainteresowana Ulrichem! Podziwiam ją. Żadna inna nie wytrzymałaby z permanentnie zboczonym grubianinem, nie mającym za grosz szacunku do płci przeciwnej i osób starszych. Ale i tak jest dobrym kolegą do piwa.
 W między czasie na chatę wleciała Yvonne. Gdy tylko ujrzała Jamesa, na jej twarzy pojawił się wyraźny grymas. Blondyn do niej podszedł, coś mamrotał pod nosem. Miałem wrażenie, jakby ostatecznie był zmuszony prosić z niewiadomego powodu o przebaczenie na kolanach. Jednak zanim zdążył się schylić,wzburzona dziewczyna rzuciła w niego patelnią, po czym ruszyła w stronę swojego pokoju. Facet miał szczęście- narzędzie zła zatrzymało się na poziomie jego klatki, a nie czaszki. Gdyby było inaczej, mielibyśmy mały problem z ukryciem trupa. 
 Nie wiem co między nimi zaszło, ale chyba powinienem to zauważyć. Co prawda, jestem nowy w zespole, ale relacje między mną a chłopakami są braterskie. Gdyby któregoś coś trapiło, na pewno by się zwierzył. Zwłaszcza James. Z tego co mówił Lars wynika, że zawsze ma kłopoty z babami.
-Kto jest głodny?- jest już pora obiadowa, więc najwyższy czas coś przekąsić.
__________________________________________

JAMES
__________________________________________

-Ulrich, czemu kurwa pichcimy obiad?! Chciałem tylko coś zjeść! - po godzinie siedzenia w kuchni Kirk postanowił zagłuszyć męczącą ciszę, niekiedy przerywaną ''Block Buster'' Sweet w wykonaniu Larsa. Głos ma niezły, ale te jego kocie ruchy są przerażające. Na striptizerkę by się nie nadał.
-Odpierdol się, Hammet!- rzucił w niego jajkiem, które na szczęście rozbiło się na oknie, a nie głowie Kirka.
-Jeszcze wczoraj mówiłeś Kirkuniu!- gitarzysta posłał poczerwieniałemu ze złości Ulrichowi kilka całusów.-A podobno to pogoda jest zmienna jak laski.
-Zjebałeś!- wyśmiałem kolegę. Oczywiście w żartach. Nie wiem czy to mój twór wyobraźni czy rzeczywiście między chłopakami jest jakieś seksualne napięcie. 
Na pewno to pierwsze. Żaden z nich nie jest homoseksualistą, ani nie podążają też za trendem sypiania z przedstawicielami obu płci. 
-Wiesz co, James? Biegając dzisiaj rano cały czas myślałem o tobie i jedyne słowo, które przychodzi mi teraz do głowy to „kurwa”!- Ulrich puścił mi oczko. Chyba zwątpiłem w jego orientację. Z pewnością pomyślę dwa razy, zanim znajdziemy się w jednym łóżku.- Pierdole to!- Lars się obruszył, a na dowód buntu rzucił zamrożonym kurczakiem o podłogę.
-Witajcie, bracia i siostry! Połączmy się razem w tym wspaniałym dniu!- ni stąd ni zowąd w kuchni pojawiła się mała hipiska. Wszyscy ją tak nazywają, jakby nie pamiętali jej imienia, a przecież jest proste do zapamiętania- Randi.
- Lars, szykuj trunki- na ostatnie słowo wszystkim rozpogodziły się miny. Nie piliśmy od jakichś pięciu godzin, zatem jesteśmy z lekka przesuszeni.
-Skończyła nam się wódka- wtrąciłem z niemrawą miną. Ktoś będzie zmuszony skoczyć do sklepu po zaopatrzenie.

-Jamie,kochaniutki- dziewczyna zaśmiała się przeuroczo. Nie, żeby mnie to kręciło.-Dzisiaj jest dzień trzeźwości! Gramy w ''nigdy nie'' bez alkoholu. Czyż to nie wspaniałe!- wykrzyknęła radośnie, na co inni zaczęli się podśmiewać. Zgaduję, że każdy prócz mnie był przygotowany na to wydarzenie. 
__________________________________________

KIRK
__________________________________________

 Po krótkim czasie krzątania się w salonie, zdołaliśmy go uprzątnąć. Na samym środku ustawiliśmy stół, następnie zastawiając go plastikowymi kubkami i milionem kartonów z sokiem pomarańczowym. Mniam- schlejemy się jak nigdy.
-Gram z wami- zawitała do nas równie zła co smutna Yvonne. Ta dziewczyna jest arcydziwna. Ciągle miewa humoru w tym samym czasie co James. Nadawaliby się na rodzeństwo. Chociaż kolorem włosów do siebie nie pasują. Ale to nic- od czego są farby do włosów. 
 Usiadłem pomiędzy Larsem a Hope, która do tej pory siedziała z boku cichutko. Ją też dopadła jakaś wiosenna chandra? Jeśli tak, to nie chcę mieć do czynienia z żadną z nich. Następnym razem to ja mogę oberwać czymś ciężkim- mam nadzieję, że nie trzymają w domu siekiery ani nic podobnego.
-Tak jak zwykle-ale bez alkoholu- każdy wymienia czynność, której nigdy nie wykonywał. Natomiast wszyscy, którzy to robili, piją kubek soku- Randi objaśniła nam wszystkim zasady. Gdyby tylko wiedziała, że Lars do każdego kartonu dolał litr wódki, nie byłaby już tak pozytywnie nastawiona. Jako porządny facet powinienem ją uświadomić, ale z drugiej strony czułbym się winny gasząc ten promyczek szczęścia.
-Ja zacznę- przyjrzała się uważnie wszystkim siedzącym przy stole- Nigdy nie grałam na gitarze- każdy prócz Hope i oczywiście Randi, zasmakował doprawionego napoju. Po chwili wszyscy z chęcią włączyli się do gry.
 Przez pierwszą godzinę padały zdania typu ''nigdy nie zjadłem psa'', ''nigdy nie całowałem faceta'', ''nigdy nie spałam z żadnym z was'' i inne nie wnoszące żadnych przydatnych informacji. Jednak gdy wszyscy się wcięli łącznie z organizatorką, która zbyt często nie smakowała soku, zaczęła się zabawa.
-Nigdy nie przeleciałem siostry mojego kumpla- Lars zaśmiał się, usatysfakcjonowany, że jako jedyny sprawi, że nikt się nie napije. Niestety nie myślący trzeźwo James się napił. Ulrich spojrzał podenerwowany na siostrę. Na czole pulsowała mu żyłka. Dziewczyna natomiast zarumieniła się. Nie mogąc wytrzymać spojrzenia brata, spuściła wzrok. Przez chwilę byłem pewien, że chłopak zabije, a bynajmniej będzie próbował dowalić przyjacielowi. Ten jednak wybrnął z opresji zapewniając perkusistę, że nigdy nie zainteresowałby się Yvonne. Cios poniżej pasa, nawet, jeśli oboje za sobą nie przepadają. 
__________________________________________

JAMES
__________________________________________

 Ja pierdole! Było tak blisko! Musze być ostrożniejszy, zanim do końca wyda się moja krótka przygoda z Yvy w zamierzchłej przeszłości. Lars by mi kurwa nigdy tego nie wybaczył, a ja nie mógłbym mieć mu tego za złe. Na jego miejscu też bym się wkurwił, gdyby najlepszy przyjaciel sypiał z moją siostrą. Zabiłbym faceta od ręki, ale czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Czy jakoś tak. 
 Młoda Ulrich wyszła z pokoju. Mam nadzieję, że nie wzięła sobie moich słów do serca. Nie mówiłem tego poważnie. Nigdy nie wyzbyłbym się tego, co nas kiedyś łączyło.
-Sorry, muszę za potrzebą- wstałem od stołu, ruszając krok w krok za Yvonne. Gdy tylko zniknęliśmy z pola widzenia reszty ekipy, złapałem dziewczynę za nadgarstek. Poprowadziłem ją do najbliższego pomieszczenia, którym okazał się pokój Larsa. Zamknąłem drzwi na klucz, chcąc mieć pewność, że nie ucieknie.
-Yv...- pogłaskałem ją po policzku. Ta jednak postanowiła brutalnie mnie odtrącić.
-Spierdalaj, kutafonie- odwróciła się do mnie plecami.
-Przepraszam- z moich ust wydobyło się jedynie ciche westchnięcie.-Wiem, że zawiodłem. Byłem pijany i nie miałem jak...
-Morda w kubeł- raczyła obrócić się w moją stronę. Oparła się o ścianę, spuściła głowę w dół jednocześnie cicho łkając. Twarz przesłoniły jej czarne pasma włosów.-Obiecałeś po mnie przyjechać. Czekałam jak głupia trzy godziny, dopóki nie poznałam dziewczyny, która zechciała mnie podwieźć do domu.
-Byłem pijany- próbowałem się obronić. Nie jest to najlepsze wytłumaczenie, ale bynajmniej prawdziwe. Co mogę jeszcze zrobić? Każdy czasem nawala, mnie też się to zdarzyło.
-Ty wiecznie jesteś pijany, a narzekasz na Dave'a. Zastanów się czasem nad sobą.
-Nawet teraz musisz o nim myśleć?!- nie wytrzymałem napięcia. Również uniosłem głos, co zdziwiło Yvy.-Masz wybór- zatrzepotała rzęsami, przekręcając głowę. Najwyraźniej nic nie zrozumiała.
 Podszedłem do niej. Próbowała się usunąć na bok, ale mój refleks był szybszy. Uniosłem ręce dziewczyny nad jej głowę. Na jej twarzy widać było konsternacje. Sam nie wiedząc, co mógłbym w tej chwili powiedzieć, pocałowałem ją.
-Powtórka z rozrywki- zaśmiała się gorzko.
-Masz wybór- powtórzyłem, sam próbując w to uwierzyć. Jednak gdyby Yv zerwała z Mustaine'em, ten nie dałby jej spokoju. Z pewnością łaziłby za nią tak długo, dopóki by nie uległa i nie wróciła na czworaka.
-James, puść mnie- spełniłem prośbę dziewczyny. Próbując dać jej swobodę, usiadłem na łóżku.- Słuchaj uważnie- podeszła do drzwi, przekręciła klucz, następnie otwierając drzwi na oścież. Na dole rozległy się wrzaski. Nie rozpoznałem głosów, ale mogę się domyślać, kto wszczął awanturę- sam gospodarz. Jak poparzony zerwałem się łóżka, aby sprawdzić, co się dzieje. Dziewczyna jednak zatarasowała mi drogę.-Między nami nie ma nic. I...
-...nigdy nie będzie- dokończyłem ostatnie zdanie za nią, po czym mnie przepuściła. Jej słowa mnie trochę zabolały, ale nie mam teraz na to czasu. Muszę wiedzieć co się dzieje w salonie.
__________________________________________

KIRK
__________________________________________

 Ta na pozór niewinna gra zaszła za daleko! Istny chaos! Lars'owi zaczęło odpierdalać! Rzucał się na mnie i Cliff'a, jakby miał nadzieję, że to my jesteśmy sprawcami całego zajścia. W sumie jestem częściowo winny.  Nie podejrzewając o to nikogo, powiedziałem, że nigdy nie uprawiałem seksu na koncercie Exodus. Rzuciłem to zdanie wyłącznie dlatego, że sam przecież grałem na koncertach i miałem okazję widzieć co się tam dzieje.Nigdy bym się nie domyślił, że Hope to zrobiła. Nie dało się zauważyć, że ona jako jedyna wypiła swoją porcję napoju. Wytłumaczyła się tym, że zaschło w jej gardle, ale na marne. Ulrich wpadł w szał! Wkurwiony na dziewczynę zaczął wyzywać ją od szmat, dziwek, pieprzonych groupie i innych niezbyt przyjemnych określeń. Burton jako pierwszy otrząsnął się z całego zajścia. Wstawił się za dziewczyną mówiąc, że robi aferę bez powodu. Jedyne co zdziałał, to większą furię. Lars ubzdurał sobie, że to Cliff się z nią pieprzył, co zdenerwowanemu chłopakowi wydało się najwłaściwsze. W końcu oboje wczoraj pojechali do Bay Area na występ mojego byłego zespołu.
 Przez chwilę sam zacząłem się zastanawiać, czy to byłoby możliwe. Jednak widząc spokojną postawę Cliff'a zaufałem, że nie zrobiłby takiego świństwa kumplowi.
-Pieprzyłeś tą dziwkę?! Przyznaj się, ogierze!- trafił Burtona pięścią w twarz. Ten zachwiał się do tyłu. Na swoje nieszczęście potknął się o krzesło i wylądował na stole zrzucając wszystko z niego.
-Kurwa, Lars!- do akcji wkroczył James. Bez problemu jedną ręką przewalił niższego od siebie Ulricha na podłogę.-Nikt z nas nie pieprzył twojej dziewczyny! Pojebało Cię do reszty?!- tymczasem podbiegłem do Cliff'a. Pomogłem mu wstać.-Idź po lód- rzuciłem do hipiski, która w ekspresowym tempie zniknęła w kuchni.
-No to niech się się przyzna!- krzyknął nasz awanturnik.
 Przerażona dziewczyna próbowała wydusić coś z siebie. Potok łez i szlochu przeszkodził w zrozumieniu czegokolwiek. Szkoda mi jej. Tak na prawdę nie wiadomo, czy rzeczywiście zdradziła Larsa. Jeśli to jego zwykłe urojenie, będzie musiał się ostro postarać o jej powrót.
-Porozmawiacie jutro, jak wytrzeźwiejesz- rzuciłem do chłopaka- Chodź, odwiozę Cię- pomogłem dziewczynie bezpiecznie ominąć tor przeszkód powstały przy tym całym zamieszaniu. 
 Z laskami są same problemy. 
__________________________________________




 Bezsensownych dramatów ciąg dalszy. Trochę to pogmatwane i momentami nudniejsze niż telenowela, ale no nic. Coś się na to poradzi.
 Gościnnie wystąpił KIRK!!! I prawdopodobnie tylko gościnnie, gdyż z czasem będę musiała ograniczyć natłok tych wszystkich perspektyw. Zwłaszcza, jeśli chcę wprowadzić nowych bohaterów.
 Następny rozdział już niedługo... prawdopodobnie cały o Randi i... którymś z panów. Ale którym, tego nie wie nikt ;) Tak więc póki  mnie wzięło na pisanie, biorę się za szóstkę która, mam nadzieję, będzie dużo ciekawsza :)