środa, 18 marca 2015

XIII

__________________________________________

KIRK
__________________________________________

 29.04.1983, San Francisco

 Urodziny Baloff'a przebiegły zadziwiająco spokojnie. Każdy przeżył, dom nie spłonął- nie licząc kilku dziur w ścianach, połamanych krzeseł i nadgryzionego dywanu. Wolę nie wiedzieć, jak to się stało. Sam miałem sposobność porządnie się napić i chętnie z tego skorzystałem. Już po kilku kolejkach zamknąłem się w sypialni kolegi, w spokoju umierając. Tak, długo się nie bawiłem. Aczkolwiek cieszy mnie to. Nie chciałbym widzieć spotkania Paul'a z Sienną, którzy mają elektryzującą wspólną przeszłość. 
 Gdy tylko wstaliśmy, większość z nas bólem głowy i suchością w ustach, postanowiliśmy iść do baru na śniadanie. Nikt nie chciał wziąć na siebie przygotowanie posiłku w domu. Dla tylu osób to nie lada wyzwanie. Pożegnaliśmy się z niekontaktującymi kolegami z Exodus, po czym wyruszyliśmy na poszukiwania. Na nasze szczęście dwie przecznice dalej był mały bar. Cholernie hałasując, wgramoliliśmy się do środka. Widząc duży ruch w tym małym budynku, usiedliśmy tam, gdzie było kilka wolnych miejsc- przy ladzie, za którą stała interesująca dziewczyna. Lars jak to Lars zaczął się na jej widok ślinić, szczerzyć i zagadywać. 
-Jestem Lars i poproszę jajka z bekonem. Mocną kawą również nie pogardzę- posłał szeroki uśmiech do dziewczyny. Pewnie liczył, że rozepnie mu spodnie, ale niestety- zapisała złożone przez kolegę zamówienie, następnie wychodząc drzwiami dla pracowników. Pewnie do kuchni. 
 Po niespełna piętnastu minutach wróciła z tacą, po kolei podając nam posiłki. Bez mrugnięcia okiem wziąłem się za pożeranie w nieestetyczny sposób stosu naleśników z czekoladową polewą. Jak ja dawno nie jadłem. 
 Dziewczyna widząc moją zachłanność, zaczęła się śmiać. Zbity z tropu przyjrzałem się jej uważnie. Miała błękitne oczy, śniadą cerę i lekko zaróżowione usta. Czarne włosy sięgały jej pasa. Ciało przywdziała brzoskwiniowym uniformem. Na plakietce, przypiętej do piersi widniało imię 'Eleonore'. 
-Z czego rżysz, Eleonore?- zapytałem nie zastanawiając się nad sensem mojej wypowiedzi. Głodny i skacowany Kirk to popieprzony Kirk. Za grosz kultury względem kobiet. Chyba za dużo czasu spędzam z Lars'em. 
-Nie jestem koniem, drogi Kundelku- odparła z nieopuszczającym ją humorem. 
-Psy nie  jedzą czekolady.- wpakowałem sobie do buzi duży kawałek placka.
-Jesteś pewien?- zapytała z przekąsem, zapewne oczekując kolejnej zabawnej odpowiedzi.
-Robaków w tyłku nie mam, więc odpowiedź brzmi tak- po krótkiej salwie śmiechu poczułem ból. Magicznym sposobem zleciałem z barowego stołka na podłogę. Sprawcą mojego upadku okazał się nie kto inny, jak Lars. Bez skrępowania usiadł na moim miejscu, dzięki czemu zwrócił na siebie uwagę dziewczyny. Wstałem z posadzki, otrzepałem spodnie. Wziąłem swój talerz z naleśnikami i przycupnąłem na krześle obok. W skupieniu pochłaniałem naleśniki, jednocześnie przysłuchując się nieudolnemu podrywowi Lars'a. 
-Długo tu pracujesz, El?- zagaił nową koleżankę. Oparł twarz na dłoni, zrobił maślane oczka. Nie, to zdecydowanie do niego nie pasuje. 
-2 lata- odpowiedziała, zbierając w tym samym czasie zamówienia od pozostałych gości przy ladzie.
-Nie wolałabyś robić czegoś bardziej opłacalnego? Z takim ciałem spokojnie mogłabyś tańczyć- zaśmiałem się pod nosem z głupoty kolegi. Prawdziwy dżentelmen, nie ma co. 
 Dziewczyna zmierzyła go zdziwionym spojrzeniem. Przez chwilę myślałem, że go zdzieli, ale spokojna, opanowana tylko odpowiedziała.
-Ta praca mi wystarcza. Nie mam wielkich wymagań- odwróciła się plecami do zalotnika. 
-A o której kończysz?- wymamrotał niby od niechcenia. Ciekawe, czy dziewczyna się na tym potknie.
-Nie umówię się z Tobą- Lars skamieniał. Przez chwilę nie wiedział, jak się zachować, ale bez problemu się ogarnął.
-Czemu nie? Może...
-Jesteś niski i zarozumiały. Jakie bym miała korzyści z naszego spotkania?- wypaliła z już mniejszą radością, a dosłyszalną ostrością w głosie.-Cześć, Misiu!- nagle rozpromieniła się na widok chłopaka, który stanął między mną a Lars'em. Gdy tylko objął dziewczynę i przez dłuższą chwilę obejmował dziewczynę, która przyjemnie mruczała, krzyknąłem.
-Cliff, co ty kurwa robisz?!- nie było to mądre posunięcie, przyznaję. Jednak zdziwiły mnie ich koniunkcje. Byłem pewien, że Burton bez reszty zauroczył się hippiską.
 Czy ten poranek może być jeszcze dziwniejszy?
-To samo co wy.- odpowiedział odsuwając od siebie dziewczynę.- Chcę zjeść.
-Znacie się?-spytałem w dalszym ciągu zdezorientowany-Jak?
-Koncert Iron Maiden dwa lata temu- dziewczyna zachichotała-Zgaduję, że niewiele o mnie mówiłeś?- szturchnęła Burton'a w ramię. Ten nie czekając długo oddał jej kuksańcem w bok. Dziewczyna zaczęła piszczeć.
-Widzę, że bardzo dobrze się znacie- wtrąciłem specjalnie przy tym przeciągając słowa. Nie wiem co mnie bardziej zaskoczyło. To, że Burton zna dziewczynę z San Francisco czy to, że Burton zna gorącą dziewczynę?
-Pieprzcie się- Lars widocznie się zdenerwował. Ze skwaszoną miną odszedł od lady. Rozejrzał się uważnie dookoła, po czym na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Taka zmiana nastroju nie wróży dobrze, więc poszedłem za nim. Ulrich przysiadł się do stolika, który okupowała...Sienna?!  
 Nie chciałem być aż tak wścibski, więc obserwowałem ich z niewielkiej odległości. Tak, aby wszystko słyszeć. Ta dziewczyna jest... nie najciekawszym okazem. Jeśli ujrzy w perkusiście korzyść dla siebie, będzie go wodzić za nos tak długo, aż uzna za stosowne go porzucić w męczarniach. Cóż...Hope ponoć zrobiła to samo, ale jej nie potrafię obwiniać. Poznałem ją jako miłą laskę, a Siennę od samego początku widziałem z jak najgorszej strony. 
-Cześć, jestem Lars- bez skrępowania usiadł na przeciwko dziewczyny, która bawiła się z białą myszką.
-Z Metalliki?- oczy rudowłosej momentalnie rozbłysły. Przestała męczyć zwierzę i całą uwagę skupiła na Ulrich'u.- Nie chcę wyjść na głupią wielbicielkę, ale uważam, że jesteś najlepszym perkusistą- oboje wymienili rozanielone uśmiechy. Dobre zagranie, Lars się na to złapał. 
-Z grzeczności nie zaprzeczę- zalotnie odrzucił włosy do tyłu. Do tej chwili byłem pewien, że ten gest wykorzystują wyłącznie dziewczyny. Eh, teraz będą śniły mi się koszmary po nocach. 
-Pewnie często to słyszysz? Dziewczyny kochają perkusistów- na to zdanie głośno się roześmiałem. Naprawdę głośno. Wszystkie głowy w barze zwróciły się w moją stronę. Unikając podejrzeń, że obserwuję flirt mojego przyjaciela z Sienną, wróciłem na swoje miejsce, gdzie Cliff prowadził żywą dyskusję z koleżanką. Ta natomiast wydawała się być zafascynowana Burton'em. Tak bardzo, że nie zwracała uwagi na domagających się o zamówienia klientów. 
 Czy to znaczy, że każdy prócz mnie będzie teraz w związku? Ah, ja biedny i samotny. Która mi teraz będzie chciała obciągnąć? 
__________________________________________

HOPE
__________________________________________

30.04.1983, Los Angeles

 Po dniu na planie zdjęciowym wyruszyłam do domu Ulrich'ów tak jak umówiłam się z Yvonne dwa dni wstecz. 
 Nasza rozmowa była dziwna. Zawsze byłyśmy dla siebie sukami. No, Yv nadal nią dla mnie jest, ale sądzę, że postanowiła mi z lekka odpuścić tej niechęci ze względu na moje rozstanie z Lars'em. Szczerze? Nie dziwię się jej. Chyba jako jedyna podejrzewała, że nie zachowuję się fair wobec brata. Jednak gdy postanowiłam odebrać od niego swoje rzeczy, Yvonne pchana ciekawością postanowiła przeprowadzić ze mną długą dyskusję. Zaczęło się niewinnie, o Larsie. Gdy butelka wódki poszła w ruch, mówiłyśmy o Mustaine'ie i James'ie. Następnie opowiedziałam jej, w jak zabawny sposób przebiegł niedzielny obiadek. Mam nadzieję, że Kirk nie ma mi tego za złe? Jest gorący i... mało asertywny. Z czasem dołączyła do nas Randi. Gdy postanowiła upić się razem z nami, mówiła, jak odrzuciła Cliff'a. To jedyna rzecz, jaka podczas naszej dyskusji mnie zaskoczyła. Oni do siebie pasują. Oboje są zdrowo szurnięci i ciągle weseli. Czasem to męczące, ale co zrobić?
 Od progu powitała mnie Pani Ulrich. Gdy przyszłam, ona właśnie wychodziła z dużą walizką i całym zespołem Lars'a u boku. Pokrótce wyjaśniła mi, że wraca do Danii, do męża. Pożegnałyśmy się i czym prędzej pobiegłam do pokoju Yvonne, byłego wroga i może nowej koleżanki? Nie, nie oczekujmy za wiele. To cud, że mnie na dzisiaj zaprosiła. Szczerze mówiąc, nie zastanawiał mnie cel tej wizyty.
-Cześć- powiedziałam, zamykając za sobą drzwi. Na łóżku dziewczyny stała już taca z kieliszkami, do których polewała alkoholu Randi. Wzięłam od niej butelkę, siadając obok. Pociągnęłam ogromnego łyka, jak to mam w zwyczaju. Automatycznie się skrzywiłam.
-Macie tequilę, a nie kupiłyście limonki?- rzuciłam im obu rozczarowane spojrzenie-Nastolatki, nic nie wiecie o życiu- wyciągnęłam z torby dwie butelki dobrego whiskey.
-Zawsze jesteś przygotowana, co?- po zapytaniu hippiski wszystkie zabrałyśmy się do nieopuszczającego nas picia. 
__________________________________________

KIRK
__________________________________________

 Po zaskakującym poranku w barze śniadaniowym wyruszyliśmy do domu. Wróciliśmy do domu Lars'a idealnie na przepyszny obiad przyrządzony przez jego rodzicielkę. Ona to go rozpieszcza, a on dla odmiany nie potrafi tego docenić.
 Godzinę temu w ramach podziękowania odwieźliśmy razem z chłopakami Panią Ulrich na lotnisko. Przeczekaliśmy odprawę, pomachaliśmy, gdy samolot wystartował. Mimo, iż na pierwszy rzut oka nie wydaje się tolerancyjna, jest bardzo miła i jak dla nas- wspaniałomyślna. Po naszym wczorajszym powrocie z San Francisco zaproponowała, żebyśmy wprowadzili się do Lars'a i Yvonne. W domu są cztery sypialnie, więc każdy znajdzie kąt dla siebie. Co najważniejsze, podzielimy opłaty na czterech, nie licząc Yvonne, która w dalszym ciągu się uczy. Sądzę, że jest to sprawiedliwe. Mieszkając razem, będziemy mogli w każdej chwili zorganizować próbę w garażu bądź urządzić imprezę. Z drugiej strony nie jestem pewien, jak to będzie mieszkać z chłopakami. Co prawda, często tutaj nocujemy, ale to i tak nie to samo, co wspólne życie na dłuższą metę. 
 Z samego rana każdy z nas pojechał po swoje bagaże do hotelu. Nie mieliśmy z James'em ich zbyt wiele, więc długo nam przeprowadzka nie zajęła. Dzięki temu, że posiadałem zapasowy klucz Cliff'a, zebraliśmy również jego manatki. Dlaczego? Burton po spotkaniu starej przyjaciółki nie był chętny do powrotu. Postanowił przenocować u Eleonore, która ma go odwieźć pod sam dom. Nie, to wcale nie jest dziwne, że dziewczyna chce odwieźć chłopaka, który mieszka w innym mieście. 
 Nagle usłyszałem huk i salwę chichotu. Wyjrzałem przez drzwi. Na korytarzu nikogo nie było, każdy spał jak zabity w swoich pokojach. Ruszyłem dalej, schodami w dół. Robiąc zaledwie dwa kroki i ja zleciałem. Szybko wstałem i zapaliłem światło. Na schodach leżała rozbawiona Hope. Co ona tu robi? O tej godzinie? Przecież Lars jej nie zaprosił. To by było komiczne.
-Co ty tu...jak...teleportowałaś się?!- wydobyłem z siebie nieskładne i bezsensowne zdanie. Pod wpływem stresu nie funkcjonuję zbyt dobrze. Jeśli Lars się obudzi i zastanie nas tu razem... będzie źle. Cholernie źle. 
-Mogłabym spytać o to samo. Może byś mi pomógł?- podałem jej dłoń, pomogłem wstać ze schodów. Dziewczyna otrzepała ubrania, ocierając się przy tym o mnie pupą. Mam nadzieję, że nie zrobiła tego celowo. 
 Przybliżyłem się do niej odrobinę. Bez problemu poczułem woń alkoholu. 
-Z kim ty piłaś?!- wrzasnąłem szeptem, o ile tak się da. Rozejrzałem się dookoła. Nie zastanawiając się długo przerzuciłem ledwo stojącą dziewczynę przez ramię i zaniosłem do swojego pokoju. Położyłem ją na moim nowym, szerokim łóżku, zamykając z kolei drzwi na klucz. Nie chcę nieproszonego gościa w środku nocy. Mam dość dramatów reszty mieszkańców tego domu, żeby tworzyć własne. 
-Kto Cię tak urżnął?!- ponowiłem pytanie. Dziewczyna jedynie się roześmiała i podeszła do mojej szafy. Zaczęła przeglądać moje ubrania.
-Oj, no wiesz...babski wieczór- odpowiedziała z lekka wymijająco. Babski... no rzesz kurwa!
-Od kiedy przyjaźnisz się z Yvonne?!- wykrzyknąłem odrobinę za głośno. Mechanicznie zasłoniłem usta dłonią. Niby zwyczajna informacja, ale to dla mnie za wiele. Jeszcze nie tak dawno rozdzielałem je podczas bójki!
-I z Randi- zaśmiała się.-Wyluzuj, staruszku. Nie przyjaźnimy się. Po prostu razem trochę wypiłyśmy i tyle.
-Tylko tyle?- zapytałem retorycznie. Podszedłem do dziewczyny, odsuwając ją na bok. Wyciągnąłem koszulkę z 'Black Sabbath' i podałem ją dziewczynie.- Przebierz się. Możesz spać tutaj, ja pójdę na kanapę.- ruszyłem w stronę drzwi, jednak Hope mnie ubiegła. Stanęła przede mną, w tym samym czasie wywijając kosmykiem włosów na palcu. 
-Nie możemy spać razem? Łóżko jest duże- nim zdążyłem zaprotestować, zasłoniła mi palcem usta.
-Spokojnie, nie zjem Cię- zaśmiała się pod nosem. Usiadła na łóżku, zdejmując z siebie ubranie- Nie podglądaj.- próbowałem odwrócić głowę, ale nie mogłem. Pod wpływem impulsu usiadłem obok Hope. Ująłem jej twarz w dłonie, pocałowałem. Ta jedynie odepchnęła mnie od siebie, aby pomóc mi w zdjęciu koszulki.
 Ta noc nie będzie należała do spokojnych.
__________________________________________





 Planowałam wprowadzić wspólną noc Kudełka z Hope nieco później, ale nie miałam pomysłu na rozdział. Mam nadzieję, że nie macie mi tego wątku za złe ;)

wtorek, 10 marca 2015

XII

_________________________________________

JAMES
_________________________________________

25.04.1983, San Francisco

 Po nocy grania wraz z chłopakami z Exodus, którzy zdecydowali się nas przenocować, cały dzień przespaliśmy. Pierwszy obudził się Lars. Musiał oczywiście wszystkich wyrwać ze snu swoimi torturami. Na pierwszy ogień wybrał mnie. Poczułem coś bardzo ciepłego na twarzy. Przestraszony, że Ulrich na mnie nasikał, zerwałem się z kanapy, którą mi przydzielono. Spojrzałem na kolegę, a ten pękał ze śmiechu. 
-Co ty kurwa odpierdalasz?- warknąłem na Larsa. Nie wiem jak on, ale po nie przespanej nocy w lesie jestem tak odrobinę cholernie zmęczony.
 Ognisko... gdy usłyszałem o tym pomyśle, od razu poprosiłem Cliffa o zabranie. Z początku sam byłem zdziwiony moim pomysłem, ale nic w tym dziwnego. Odkąd poznałem Yvonne, coś się we mnie zmieniło. Zacząłem spędzać dużo czasu z nastolatką. Z czasem zakiełkowało uczucie. Było nam zajebiście dobrze razem, ale nawaliłem. Zerwałem z nią. Sądziłem, że robię to dla niej, ale to była samolubna decyzja. Byłem młody i głupi... chciałem zaliczać wszystkie dziewczyny zainteresowane początkującym muzykiem. Piętnastolatka uczepiona jak rzep psiego ogona była zbędnym przedmiotem. Tak, rzeczą. Inaczej o niej nie myślałem. Nasze spotkania odbywały się w jeden sposób. Na początku opowiadała, jak jej minął czas, a następnie zabierałem się do rzeczy. Rok później zapoznałem ją z Dave'em. Było to cholernie głupie i niebezpieczne dla niej. Dziewczyna mi przeszkadzała, więc wepchnąłem ją w szpony ćpuna- zajebiście bohaterski czyn z mojej strony. Mimo, iż miałem wolną rękę, byłem o nią zazdrosny. Cały miniony rok myślałem tylko o niej i próbowałem zepsuć relację Mustaine'a z Yv. W końcu się rozstali. Niestety to nie takie proste. Z początku była zła, ale w lesie... rozmawialiśmy. Bardzo poważnie. Było to dziwne uczucie, ale z drugiej strony bardzo dobre. Wyjaśniliśmy między sobą wiele spraw, dzięki czemu możemy stworzyć intymną relację na nowo. Gdy tylko wrócimy do Los Angeles, zabiorę ją na randkę. Może do kina? Pamiętam, że kiedyś prosiłem ją o naukę gry na wiolonczeli. Czyżby to był dobry pomysł na zacieśnianie więzi? 
-Ssij pałę!- dostałem poduszką w głowę. Zgromiłem spojrzeniem Larsa, mojego dzisiejszego dręczyciela. Chyba nikt nie potrafi tak mnie wkurwić jak Ulrich. On ma do tego jakiś ukryty talent?! 
-Sam ssij, pedale- powiedziałam spokojnie. Po co od razu unosić głos, skoro wszystko można załatwić drogą pokojową. Zwłaszcza, że za kilka godzin zacznie się impreza. 

 Koło 19 zaczęliśmy przygotowania do nadchodzącej domówki. Pochowaliśmy wszystkie kosztowne rzeczy (wiele ich nie było), poprzestawialiśmy stoły jak i krzesła. Dom musi być szczególnie przygotowany na destrukcję- w końcu to urodziny Paula, a wszyscy wiemy, do czego jest zdolny. 
 Gdy wszystko było gotowe, pod pretekstem zbyt małej ilości alkoholu wysłaliśmy solenizanta wraz z jego zespołem do sklepu. Chłopcy mieli za zadanie przetrzymania kolegi w markecie przez minimum godzinę. W tym czasie zaczęli się schodzić goście. Głównie panowie, również muzycy. Początkowo byliśmy przerażeni brakiem płci pięknej, jednak po czasie ich liczba diametralnie wzrosła. Lars, jako wolny strzelec, rozglądał się, rozbierał wzrokiem wszystkie kobiety. Nie mogę pominąć faktu, że każda była ubrana skąpo lub przypominała thrasherkę z piekła rodem. Wiadomo, która ich część zainteresowała nas wszystkich. Aczkolwiek pozostaje mi jedynie patrzenie, dotknąć nie mogę. Nie chcę już na starcie burzyć nowej relacji z Yvonne. Wariuję na jej punkcie, ale jest to czasem uciążliwe uczucie.
-James, stary!- wyrwało mnie z zamyślenia powitanie King'a.
-Kerry, grubasku! Dobrze Cię widzieć!- złączyliśmy się w braterskim uścisku. 
-Gratuluję, chłopie!- spojrzałem na niego zdziwiony. O co mu chodzi? Żadnej pannie nie zrobiłem dziecka, więc czego mi gratuluje?- gadałem z Yv.- puścił do mnie porozumiewawcze oko. Na ten gest rozdziawiłem usta, a King się roześmiał. Pewnie pomyślał, że składam mu niestosowne propozycje. 
 Zawsze zastanawiała mnie nić porozumienia między Kerrym a Yvonne. Wiem, że się przyjaźnią, ale nigdy nie widziałem, żeby do siebie dzwonili bądź spotykali się publicznie. Jak widać, są w stałym kontakcie, chłopak jak zwykle jest bardzo dobrze poinformowany. Z jednej strony to dobrze, że młoda Ulrich ma męskiego powiernika, ale z drugiej, jeśli King zna rozmiar mojego penisa? 
-Dzięki?- moja niepewna odpowiedź zabrzmiała bardziej jak pytanie. Chyba muszę się napić.
-James, chlejemy!- dosłyszałem krzyk Larsa, znajdującego się po przeciwległej stronie pokoju. Tak, jestem pewny, że muszę się napić. 

__________________________________________


YVONNE
__________________________________________


Los Angeles

 -Yvonne!- krzyknęła mama, gdy rozległ się cichy stukot. Podeszłam do drzwi, pociągnęłam za klamkę. Przed sobą ujrzałam Hope. Zdziwiłam się niemało jej widokiem. 
-Mogę wejść?- zapytała z szerokim uśmiechem na ustach. Czyżby się pogodziła z Larsem? 
-Jak musisz- wpuściłam dziewczynę do środka. Podejrzliwie zlustrowałam ją od góry do dołu. Nie miałam pojęcia, kiedy zjawi się mój brat, więc postanowiłam wykorzystać nowe źródło informacji.-Chodź- złapałam dziewczynę za nadgarstek, ciągnąc ją do mojego pokoju, nim mama zobaczy przybysza. W takiej sytuacji wstawiłaby kawę i zagadała swoją ulubienicę na śmierć. Niestety nie mam czasu na te wszystkie bzdury, chcę wiedzieć wszystko tu i teraz. Podobno ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale mimo mojego młodego wieku już dawno utorowałam sobie do niego drogę. 

__________________________________________


GARY
__________________________________________

 Zabawa toczyła się w najlepsze. Było w chuj ludzi jak i świetnych dziewczyn. Natomiast zabrakło Randi. Cliff się zobowiązał, że ją powiadomi o imprezie, ale najwyraźniej zjebał. Gdyby Los Angeles było nieco bliżej, bez wahania bym do niej pojechał. Może nawet tak zrobię, gdy tylko impreza się skończy? 
-Gary, szybciej!- pogonił mnie Paul. Widząc zniecierpliwienie na twarzy kolegi przystąpiłem do pracy. Wysypałem resztki amfetaminy na wygniecioną gazetę. Widząc okładkę zgaduję, że wiele razy była używana przez któregoś z chłopaków. 
 Starannie podzieliłem pozostałości proszku na dwie nierówne kupki. Mam nadzieję, że Baloff się nie zorientuje z mojego większego przydziału.
-A, stary- kolega wciągnął swoją część w mig, a ja bez namysłu poszedłem za jego przykładem. Po zażyciu magicznego pyłu, opadłem na oparcie krzesła w celu zrelaksowania się. Nie musiałem długo czekać na przypływ dobrego nastroju. Za każdym razem czuję się błogo. Jeszcze nigdy nie miałem złego odlotu. Nie to co Randi, która zdrętwiała już przy pierwszym razie. Skąd miałem wiedzieć, że nigdy nie brała? Dla mnie jest to naturalna czynność, kolej rzeczy, która dopadnie w końcu każdego. Może z wyjątkiem Metalliki. Chleją w chuj dużo, ale jeśli chodzi o narkotyki, udają świętych. Czasem im zazdroszczę tej asertywności, ale jestem młody. Czemu miałbym odmawiać sobie jakichkolwiek przyjemności? 
-Ja pierdolę, co ta dziwka tu robi?- ton głosu Paula automatycznie się zniżył, dłonie zacisnął w pięści, każdy mięsień w jego ciele się napiął. Jest on cholernie porywczym człowiekiem, delikatnie ujmując. Nienawidzi pozerów, słabej muzyki, hairmetalowców jak i odmowy.
 Podążyłem za wzrokiem kolegi. Moje oczy utkwiły w drobnej rudowłosej postaci, cholernie seksownej dziewczyny w białym, prześwitującym sweterku i obcisłej spódniczce w cętki. Pamiętam ją i chyba nigdy nie zapomnę. Jako jedyna odmówiła Baloff'owi. Poznali się ze dwa mięsiące temu na imprezie w Los Angeles. Mój przyjaciel zainteresował się nią, tak na poważnie. Pierwszy raz mu się zdarzyło, żeby poszedł z laską na dwie randki i nie zaliczył. Sądzę jednak, że bardziej zabolał go fakt, iż go po prostu olała. Po tych dwóch krótkich spotkaniach stała się odporna na jego podchody. Drobna Sienna była inspiracją dla utworu ''No Love''. Aczkolwiek nie jest tego świadoma. 

-Paul, spokojnie. W tym pomieszczeniu jest wiele innych dup. Po co się przejmować tą idiotką?- Baloff zaczął się śmiać wniebogłosy. Jego również nasza przyjaciółka amfa poprowadziła w dobrym kierunku.
-Taa... zoologiczny będzie jeszcze otwarty?- zapytał z chytrym uśmiechem na ustach. To mi się nie podoba. Za chwilę coś odpierdoli... nawet wiem, kogo obierze za cel. 

 Po niecałych dwudziestu minutach Paul powrócił na imprezę. Podbiegł do mnie cały roześmiany, trzymając w prawej ręce mysz. Dokładniej mówiąc, złapał umęczone zwierzę w dwa place za ogon, pozostawiając je w stanie zawieszenia. Ulżyło mi, że przyniósł jedynie tą małą kulkę. Po zapytaniu o sklep zoologiczny bałem się, że zakupi lub ukradnie węża czy piranię. To do niego bardzo podobne. Aczkolwiek również zdziwił mnie fakt, że chce torturować swoją przyjaciółkę jedynie małą myszką. Musi mu zajebiście na niej zależeć mimo, że się do tego nie przyznaje. W gruncie rzeczy Baloff może nie jest świadom tego, że jako istota ludzka może posiadać takie uczucia. 
-Masz szczęście- powiedziałem do kolegi, który spojrzał na mnie nic nierozumiejącym wzrokiem.-Sienna śpi, możesz jej wrzucić zwierzę za bluzkę- dokończyłem swoją myśl. Przecież chyba tę czynność planował?
-Chciałem, żeby go zjadła, ale skoro śpi...- zmieniam zdanie, jednak mu na niej nie zależy. Chociaż...? Nie ważne, nigdy nie zdołam odgadnąć myśli Paula. Nawet nie chcę. To zbyt przerażająca perspektywa.

 Po wciągnięciu wyżebranej od jednego z gości działki, przystąpiliśmy do działania. Paul zakradł się do dziewczyny, gdy Burton ją zostawił pod opieką równie nagrzanej jak my, czarnowłosej dziewczyny i Larsa. Gdy ja z obrzydzeniem obserwowałem obściskujące się gołąbeczki, Paul w tym czasie wrzucił mysz pod bluzkę Sienny. Z początku dziewczyna nie zareagowała na buszujące w jej piersiach stworzenie. Dopiero po kilku minutach została wyrwana ze snu. Zaniosła się krzykiem i ze łzami w oczach zaczęła tańczyć po pokoju. Z pomocą nadszedł jej Burton. Bez wahania włożył rękę pod jej ubranie i wyjął szkodnika. Z uśmiechem na twarzy pogłaskał małe stworzonko, podając je z kolei przerażonej dziewczynie. Sienna omiotła wzrokiem zwijającego się ze śmiechu Baloffa. Podeszła do niego z wyraźną nienawiścią wypisaną na twarzy. Wolną rękę uniosła w górę, wymierzyła policzek swojemu oprawcy. W pomieszczeniu rozległ się głośny plask. Baloff natomiast był zdezorientowany i nie wiedział, jak się zachować. Pocałował dziewczynę w policzek, po czym ruszył na poszukiwanie alkoholu. Po prostu był naćpany. 

 _________________________________________


JAMES
__________________________________________

 Godzinę, dwie później w domu zrobiło się tłoczno. Przez ten czas każdy zdążył wypić sporą ilość alkoholu, przez co nikt nie zauważył przybycia solenizanta, bawiąc się w najlepsze. Początkowo Baloff był wkurzony, że organizujemy imprezę bez niego. Wtedy rozległo się cholernie głośne i pijackie ''Sto lat''. Chłopak zaczął się śmiać, chwycił butelkę piwa i dołączył do zabawy. W między czasie doszło kilka nowych osób, odbyło się składanie życzeń i pogo, po którym zostaną dziury w ścianach.
-No mówię wam, kurwa, że tak!- mały Duńczyk skakał w górę i w dół, ostro gestykulując przy tym rękami. Rozmowa zaczęła się niewinnie. Od dziewczyn przez piwo po muzykę. Od dobrych 45 minut Lars zacięcie kłócił się z Tomem Huntingiem o to, kto jest lepszym perkusistą. Oczywiście każdy z nich jest dobry w swoim fachu, ale to im nie wystarczy. Muszą uzgodnić, kto jest lepszy. 
-Spierdalaj! Moje bębny są zajebiste- rzucił Tom. Niestety Lars nie zrozumiał żartobliwej aluzji, przez co cały poczerwieniał na twarzy. W pewnym momencie bałem się, że wyniknie z tej sytuacji bójka.. Z doświadczenia wiem, że każdy w rodzinie Ulrich najpierw robi, potem myśli. Dużo później. 
-Odszczekaj to, albo Cię kurwa pozwę!- wycelował palec wskazujący w Huntinga. Niestety stali za blisko siebie, przez co palec Larsa wylądował w oku chłopaka. Ten złapał się za twarz i zaczął kląć na Duńczyka. Eh... i kto powiedział, że po alkoholu jest łatwiej? 
-Chłopaki, dajcie spokój- stanąłem pomiędzy nimi. Kurwa, to Cliff jest od negocjacji. Gdzie on się do cholery podział?  Ekspresowo omiotłem wzrokiem otoczenie. Bez problemu znalazłem basistę w ciemnym odosobnionym kącie. Siedział na podłodze popijając browara wraz z dziewczyną. Na pierwszy rzut oka glam dupa, po bliższym przypatrzeniu się, można rozpoznać w niej Siennę.... Sienna?! Co ona tu robi?! Czyżby Cliff ją tu zaprosił? Nie, niemożliwe. Przecież ostatnimi czasy ciągnie go do małej hippiski. Czemu tak nagle miałby zmienić kierunek zainteresowania? Nie, James, ogarnij dupę! Oni tylko rozmawiają. Burton jest po prostu miły... jak zwykle. Może to dlatego dziewczyny za nim przepadają? 
-Ja pierdolę! Tom, sorry! Nie chciałem- dosłyszałem paniczny krzyk Larsa. Musiał się nieźle najebać, skoro ma takie zajebiste huśtawki nastrojów. Z drugiej strony... on ma tak zawsze, nawet na trzeźwo (pomijając fakt, że nigdy nie jest trzeźwy. Tak jak i ja).
-Witaj, Koteczku- poczułem kopnięcie w plecy. Spodziewając się widoku naszego byłego gitarzysty, powoli odwróciłem się w stronę przybysza. Nie myliłem się. Moim oczom ukazał się nikt inny jak Dave. Spojrzałem na niego niechętnie.  Rozstaliśmy się we wrogiej atmosferze, a jego przybycie do San Francisco nie wróży nic dobrego. To spotkanie może skończyć się źle.
-Cześć, Dave- mocno zaakcentowałem imię kolegi. Mimo, że bardzo dobrze się dogadywaliśmy, czuję się dziwnie stając z nim twarzą w twarz. 
-Miło Cię widzieć...albo i nie- zaśmiał się gardłowo, wraz z kolegą.-Gdzie moje maniery. Het, to jest Ellefson, mój znajomy. Pracujemy razem.- spojrzałem na niego zdziwiony. On i praca? Serio?
-Co właściwie robisz?- moje pytanie zabrzmiało bardziej dociekliwie niż planowałem. 
-Pracuję nad nowym zespołem- w tym momencie to ja zaniosłem się chichotem.- Może kiedyś pojedziemy razem w trasę?- obrócił się na pięcie i odszedł. Mam nadzieję, że z dala od tego miejsca. Nie mam ochoty go widzieć w najbliższym czasie. Nie, dopóki wciąż chodzi nagrzany.
__________________________________________





 Kolejny rozdział, który zrodził się w bólach. Szału nie ma, dupy nie urywa, jednak zawsze mogło być gorzej (chyba?).
 Chciałabym bardzo przeprosić wszystkich, u których narobiłam sobie zaległości. Powoli zacznę je nadrabiać, prawdopodobnie jutro, gdyż będę miała więcej czasu. Przepraszam jeszcze raz i do zobaczenia ;)
 PS: Evie, wrzuć na luz. W następnym bądź jeszcze kolejnym rozdziale pojawi się nowa koleżanka na E, tak jak obiecałam. 



Magiczne trzy666 wyświetleń ;)
James się raduje i z tej okazji upił Rudego.