KIRK
__________________________________________29.04.1983, San Francisco
Urodziny Baloff'a przebiegły zadziwiająco spokojnie. Każdy przeżył, dom nie spłonął- nie licząc kilku dziur w ścianach, połamanych krzeseł i nadgryzionego dywanu. Wolę nie wiedzieć, jak to się stało. Sam miałem sposobność porządnie się napić i chętnie z tego skorzystałem. Już po kilku kolejkach zamknąłem się w sypialni kolegi, w spokoju umierając. Tak, długo się nie bawiłem. Aczkolwiek cieszy mnie to. Nie chciałbym widzieć spotkania Paul'a z Sienną, którzy mają elektryzującą wspólną przeszłość.
Gdy tylko wstaliśmy, większość z nas bólem głowy i suchością w ustach, postanowiliśmy iść do baru na śniadanie. Nikt nie chciał wziąć na siebie przygotowanie posiłku w domu. Dla tylu osób to nie lada wyzwanie. Pożegnaliśmy się z niekontaktującymi kolegami z Exodus, po czym wyruszyliśmy na poszukiwania. Na nasze szczęście dwie przecznice dalej był mały bar. Cholernie hałasując, wgramoliliśmy się do środka. Widząc duży ruch w tym małym budynku, usiedliśmy tam, gdzie było kilka wolnych miejsc- przy ladzie, za którą stała interesująca dziewczyna. Lars jak to Lars zaczął się na jej widok ślinić, szczerzyć i zagadywać.
-Jestem Lars i poproszę jajka z bekonem. Mocną kawą również nie pogardzę- posłał szeroki uśmiech do dziewczyny. Pewnie liczył, że rozepnie mu spodnie, ale niestety- zapisała złożone przez kolegę zamówienie, następnie wychodząc drzwiami dla pracowników. Pewnie do kuchni.
Po niespełna piętnastu minutach wróciła z tacą, po kolei podając nam posiłki. Bez mrugnięcia okiem wziąłem się za pożeranie w nieestetyczny sposób stosu naleśników z czekoladową polewą. Jak ja dawno nie jadłem.
Dziewczyna widząc moją zachłanność, zaczęła się śmiać. Zbity z tropu przyjrzałem się jej uważnie. Miała błękitne oczy, śniadą cerę i lekko zaróżowione usta. Czarne włosy sięgały jej pasa. Ciało przywdziała brzoskwiniowym uniformem. Na plakietce, przypiętej do piersi widniało imię 'Eleonore'.
-Z czego rżysz, Eleonore?- zapytałem nie zastanawiając się nad sensem mojej wypowiedzi. Głodny i skacowany Kirk to popieprzony Kirk. Za grosz kultury względem kobiet. Chyba za dużo czasu spędzam z Lars'em.
-Nie jestem koniem, drogi Kundelku- odparła z nieopuszczającym ją humorem.
-Psy nie jedzą czekolady.- wpakowałem sobie do buzi duży kawałek placka.
-Jesteś pewien?- zapytała z przekąsem, zapewne oczekując kolejnej zabawnej odpowiedzi.
-Robaków w tyłku nie mam, więc odpowiedź brzmi tak- po krótkiej salwie śmiechu poczułem ból. Magicznym sposobem zleciałem z barowego stołka na podłogę. Sprawcą mojego upadku okazał się nie kto inny, jak Lars. Bez skrępowania usiadł na moim miejscu, dzięki czemu zwrócił na siebie uwagę dziewczyny. Wstałem z posadzki, otrzepałem spodnie. Wziąłem swój talerz z naleśnikami i przycupnąłem na krześle obok. W skupieniu pochłaniałem naleśniki, jednocześnie przysłuchując się nieudolnemu podrywowi Lars'a.
-Długo tu pracujesz, El?- zagaił nową koleżankę. Oparł twarz na dłoni, zrobił maślane oczka. Nie, to zdecydowanie do niego nie pasuje.
-2 lata- odpowiedziała, zbierając w tym samym czasie zamówienia od pozostałych gości przy ladzie.
-Nie wolałabyś robić czegoś bardziej opłacalnego? Z takim ciałem spokojnie mogłabyś tańczyć- zaśmiałem się pod nosem z głupoty kolegi. Prawdziwy dżentelmen, nie ma co.
Dziewczyna zmierzyła go zdziwionym spojrzeniem. Przez chwilę myślałem, że go zdzieli, ale spokojna, opanowana tylko odpowiedziała.
-Ta praca mi wystarcza. Nie mam wielkich wymagań- odwróciła się plecami do zalotnika.
-A o której kończysz?- wymamrotał niby od niechcenia. Ciekawe, czy dziewczyna się na tym potknie.
-Nie umówię się z Tobą- Lars skamieniał. Przez chwilę nie wiedział, jak się zachować, ale bez problemu się ogarnął.
-Czemu nie? Może...
-Jesteś niski i zarozumiały. Jakie bym miała korzyści z naszego spotkania?- wypaliła z już mniejszą radością, a dosłyszalną ostrością w głosie.-Cześć, Misiu!- nagle rozpromieniła się na widok chłopaka, który stanął między mną a Lars'em. Gdy tylko objął dziewczynę i przez dłuższą chwilę obejmował dziewczynę, która przyjemnie mruczała, krzyknąłem.
-Cliff, co ty kurwa robisz?!- nie było to mądre posunięcie, przyznaję. Jednak zdziwiły mnie ich koniunkcje. Byłem pewien, że Burton bez reszty zauroczył się hippiską.
Czy ten poranek może być jeszcze dziwniejszy?
-To samo co wy.- odpowiedział odsuwając od siebie dziewczynę.- Chcę zjeść.
-Znacie się?-spytałem w dalszym ciągu zdezorientowany-Jak?
-Koncert Iron Maiden dwa lata temu- dziewczyna zachichotała-Zgaduję, że niewiele o mnie mówiłeś?- szturchnęła Burton'a w ramię. Ten nie czekając długo oddał jej kuksańcem w bok. Dziewczyna zaczęła piszczeć.
-Widzę, że bardzo dobrze się znacie- wtrąciłem specjalnie przy tym przeciągając słowa. Nie wiem co mnie bardziej zaskoczyło. To, że Burton zna dziewczynę z San Francisco czy to, że Burton zna gorącą dziewczynę?
-Pieprzcie się- Lars widocznie się zdenerwował. Ze skwaszoną miną odszedł od lady. Rozejrzał się uważnie dookoła, po czym na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Taka zmiana nastroju nie wróży dobrze, więc poszedłem za nim. Ulrich przysiadł się do stolika, który okupowała...Sienna?!
Nie chciałem być aż tak wścibski, więc obserwowałem ich z niewielkiej odległości. Tak, aby wszystko słyszeć. Ta dziewczyna jest... nie najciekawszym okazem. Jeśli ujrzy w perkusiście korzyść dla siebie, będzie go wodzić za nos tak długo, aż uzna za stosowne go porzucić w męczarniach. Cóż...Hope ponoć zrobiła to samo, ale jej nie potrafię obwiniać. Poznałem ją jako miłą laskę, a Siennę od samego początku widziałem z jak najgorszej strony.
-Cześć, jestem Lars- bez skrępowania usiadł na przeciwko dziewczyny, która bawiła się z białą myszką.
-Z Metalliki?- oczy rudowłosej momentalnie rozbłysły. Przestała męczyć zwierzę i całą uwagę skupiła na Ulrich'u.- Nie chcę wyjść na głupią wielbicielkę, ale uważam, że jesteś najlepszym perkusistą- oboje wymienili rozanielone uśmiechy. Dobre zagranie, Lars się na to złapał.
-Z grzeczności nie zaprzeczę- zalotnie odrzucił włosy do tyłu. Do tej chwili byłem pewien, że ten gest wykorzystują wyłącznie dziewczyny. Eh, teraz będą śniły mi się koszmary po nocach.
-Pewnie często to słyszysz? Dziewczyny kochają perkusistów- na to zdanie głośno się roześmiałem. Naprawdę głośno. Wszystkie głowy w barze zwróciły się w moją stronę. Unikając podejrzeń, że obserwuję flirt mojego przyjaciela z Sienną, wróciłem na swoje miejsce, gdzie Cliff prowadził żywą dyskusję z koleżanką. Ta natomiast wydawała się być zafascynowana Burton'em. Tak bardzo, że nie zwracała uwagi na domagających się o zamówienia klientów.
Czy to znaczy, że każdy prócz mnie będzie teraz w związku? Ah, ja biedny i samotny. Która mi teraz będzie chciała obciągnąć?
__________________________________________
HOPE
__________________________________________30.04.1983, Los Angeles
Po dniu na planie zdjęciowym wyruszyłam do domu Ulrich'ów tak jak umówiłam się z Yvonne dwa dni wstecz.
Nasza rozmowa była dziwna. Zawsze byłyśmy dla siebie sukami. No, Yv nadal nią dla mnie jest, ale sądzę, że postanowiła mi z lekka odpuścić tej niechęci ze względu na moje rozstanie z Lars'em. Szczerze? Nie dziwię się jej. Chyba jako jedyna podejrzewała, że nie zachowuję się fair wobec brata. Jednak gdy postanowiłam odebrać od niego swoje rzeczy, Yvonne pchana ciekawością postanowiła przeprowadzić ze mną długą dyskusję. Zaczęło się niewinnie, o Larsie. Gdy butelka wódki poszła w ruch, mówiłyśmy o Mustaine'ie i James'ie. Następnie opowiedziałam jej, w jak zabawny sposób przebiegł niedzielny obiadek. Mam nadzieję, że Kirk nie ma mi tego za złe? Jest gorący i... mało asertywny. Z czasem dołączyła do nas Randi. Gdy postanowiła upić się razem z nami, mówiła, jak odrzuciła Cliff'a. To jedyna rzecz, jaka podczas naszej dyskusji mnie zaskoczyła. Oni do siebie pasują. Oboje są zdrowo szurnięci i ciągle weseli. Czasem to męczące, ale co zrobić?
Od progu powitała mnie Pani Ulrich. Gdy przyszłam, ona właśnie wychodziła z dużą walizką i całym zespołem Lars'a u boku. Pokrótce wyjaśniła mi, że wraca do Danii, do męża. Pożegnałyśmy się i czym prędzej pobiegłam do pokoju Yvonne, byłego wroga i może nowej koleżanki? Nie, nie oczekujmy za wiele. To cud, że mnie na dzisiaj zaprosiła. Szczerze mówiąc, nie zastanawiał mnie cel tej wizyty.
-Cześć- powiedziałam, zamykając za sobą drzwi. Na łóżku dziewczyny stała już taca z kieliszkami, do których polewała alkoholu Randi. Wzięłam od niej butelkę, siadając obok. Pociągnęłam ogromnego łyka, jak to mam w zwyczaju. Automatycznie się skrzywiłam.
-Macie tequilę, a nie kupiłyście limonki?- rzuciłam im obu rozczarowane spojrzenie-Nastolatki, nic nie wiecie o życiu- wyciągnęłam z torby dwie butelki dobrego whiskey.
-Zawsze jesteś przygotowana, co?- po zapytaniu hippiski wszystkie zabrałyśmy się do nieopuszczającego nas picia.
__________________________________________
KIRK
__________________________________________Po zaskakującym poranku w barze śniadaniowym wyruszyliśmy do domu. Wróciliśmy do domu Lars'a idealnie na przepyszny obiad przyrządzony przez jego rodzicielkę. Ona to go rozpieszcza, a on dla odmiany nie potrafi tego docenić.
Godzinę temu w ramach podziękowania odwieźliśmy razem z chłopakami Panią Ulrich na lotnisko. Przeczekaliśmy odprawę, pomachaliśmy, gdy samolot wystartował. Mimo, iż na pierwszy rzut oka nie wydaje się tolerancyjna, jest bardzo miła i jak dla nas- wspaniałomyślna. Po naszym wczorajszym powrocie z San Francisco zaproponowała, żebyśmy wprowadzili się do Lars'a i Yvonne. W domu są cztery sypialnie, więc każdy znajdzie kąt dla siebie. Co najważniejsze, podzielimy opłaty na czterech, nie licząc Yvonne, która w dalszym ciągu się uczy. Sądzę, że jest to sprawiedliwe. Mieszkając razem, będziemy mogli w każdej chwili zorganizować próbę w garażu bądź urządzić imprezę. Z drugiej strony nie jestem pewien, jak to będzie mieszkać z chłopakami. Co prawda, często tutaj nocujemy, ale to i tak nie to samo, co wspólne życie na dłuższą metę.
Z samego rana każdy z nas pojechał po swoje bagaże do hotelu. Nie mieliśmy z James'em ich zbyt wiele, więc długo nam przeprowadzka nie zajęła. Dzięki temu, że posiadałem zapasowy klucz Cliff'a, zebraliśmy również jego manatki. Dlaczego? Burton po spotkaniu starej przyjaciółki nie był chętny do powrotu. Postanowił przenocować u Eleonore, która ma go odwieźć pod sam dom. Nie, to wcale nie jest dziwne, że dziewczyna chce odwieźć chłopaka, który mieszka w innym mieście.
Nagle usłyszałem huk i salwę chichotu. Wyjrzałem przez drzwi. Na korytarzu nikogo nie było, każdy spał jak zabity w swoich pokojach. Ruszyłem dalej, schodami w dół. Robiąc zaledwie dwa kroki i ja zleciałem. Szybko wstałem i zapaliłem światło. Na schodach leżała rozbawiona Hope. Co ona tu robi? O tej godzinie? Przecież Lars jej nie zaprosił. To by było komiczne.
-Co ty tu...jak...teleportowałaś się?!- wydobyłem z siebie nieskładne i bezsensowne zdanie. Pod wpływem stresu nie funkcjonuję zbyt dobrze. Jeśli Lars się obudzi i zastanie nas tu razem... będzie źle. Cholernie źle.
-Mogłabym spytać o to samo. Może byś mi pomógł?- podałem jej dłoń, pomogłem wstać ze schodów. Dziewczyna otrzepała ubrania, ocierając się przy tym o mnie pupą. Mam nadzieję, że nie zrobiła tego celowo.
Przybliżyłem się do niej odrobinę. Bez problemu poczułem woń alkoholu.
-Z kim ty piłaś?!- wrzasnąłem szeptem, o ile tak się da. Rozejrzałem się dookoła. Nie zastanawiając się długo przerzuciłem ledwo stojącą dziewczynę przez ramię i zaniosłem do swojego pokoju. Położyłem ją na moim nowym, szerokim łóżku, zamykając z kolei drzwi na klucz. Nie chcę nieproszonego gościa w środku nocy. Mam dość dramatów reszty mieszkańców tego domu, żeby tworzyć własne.
-Kto Cię tak urżnął?!- ponowiłem pytanie. Dziewczyna jedynie się roześmiała i podeszła do mojej szafy. Zaczęła przeglądać moje ubrania.
-Oj, no wiesz...babski wieczór- odpowiedziała z lekka wymijająco. Babski... no rzesz kurwa!
-Od kiedy przyjaźnisz się z Yvonne?!- wykrzyknąłem odrobinę za głośno. Mechanicznie zasłoniłem usta dłonią. Niby zwyczajna informacja, ale to dla mnie za wiele. Jeszcze nie tak dawno rozdzielałem je podczas bójki!
-I z Randi- zaśmiała się.-Wyluzuj, staruszku. Nie przyjaźnimy się. Po prostu razem trochę wypiłyśmy i tyle.
-Tylko tyle?- zapytałem retorycznie. Podszedłem do dziewczyny, odsuwając ją na bok. Wyciągnąłem koszulkę z 'Black Sabbath' i podałem ją dziewczynie.- Przebierz się. Możesz spać tutaj, ja pójdę na kanapę.- ruszyłem w stronę drzwi, jednak Hope mnie ubiegła. Stanęła przede mną, w tym samym czasie wywijając kosmykiem włosów na palcu.
-Nie możemy spać razem? Łóżko jest duże- nim zdążyłem zaprotestować, zasłoniła mi palcem usta.
-Spokojnie, nie zjem Cię- zaśmiała się pod nosem. Usiadła na łóżku, zdejmując z siebie ubranie- Nie podglądaj.- próbowałem odwrócić głowę, ale nie mogłem. Pod wpływem impulsu usiadłem obok Hope. Ująłem jej twarz w dłonie, pocałowałem. Ta jedynie odepchnęła mnie od siebie, aby pomóc mi w zdjęciu koszulki.
Ta noc nie będzie należała do spokojnych.
__________________________________________
Planowałam wprowadzić wspólną noc Kudełka z Hope nieco później, ale nie miałam pomysłu na rozdział. Mam nadzieję, że nie macie mi tego wątku za złe ;)