JAMES
05.05.1983, San Francisco
-Powinniśmy już wracać- oznajmiłem surowym tonem moim towarzyszom.
-Nie pierdol, tylko pij- usłyszałem od Larsa.-Jest kurwa zajebiście- to prawda. Bawimy się u Gary'ego świetnie. Już trzeci dzień.
Leją się hektolitry wódki i whiskey, a każdy chętny Pan może zaliczyć- otacza nas mnóstwo zmysłowych kobiet. Lars jest pierwszym chętnym i przy okazji jedynym odrzuconym. Jego wzrost i chamskie zaczepki o dziwo nie podniecają kobiet.
Powinienem bawić się z kolegami, ale nie mogę. Nie tym razem. Jutro wypadają osiemnaste urodziny Yvonne. Dla większości nic nadzwyczajnego, ale dla niej na pewno to będzie ważny dzień. Chcę...nie. Postaram się, żeby spędziła miłe chwile, godne zapamiętania. Muszę zaplanować wspaniałą imprezę, po której nie będzie miała mi za złe zbombardowania ją wieściami. Powinienem ją powiadomić przy pierwszej możliwej okazji, ale stchórzyłem.
Po ostatnim koncercie mieliśmy umówione spotkanie z Jonem Zazulą. Mężczyzna dał nam ogromną szansę na rozwój. Zaproponował nam układ, który bez wahania przyjęliśmy. Z tego powodu za parę dni jedziemy do Nowego Jorku, żeby rozpocząć pracę nad pierwszym albumem. Jest to coś niesamowitego! W życiu nie byłem tak szczęśliwy jak w tej chwili. Yvonne jednak na pewno nie podzieli mojego zachwytu. Zostawię ją na czas nieokreślony. W najgorszym wypadku nie zdążę na jej bal maturalny, choć zarzekałem się, że będę jej towarzyszył.
Mimo, że nie jest zgrana ze swoimi rówieśnikami, bal jest dla niej ważny. Niestety będę musiał ją rozczarować. Biorąc pod uwagę jej ciężki charakter, nie wiem, czy zrozumie. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia co pomyśli.
-James, kurwa!- z rozmyślań wyrwał mnie głos nabzdryngolonego Ulricha.- Cały dzień będziesz strzelał fochy? Bo co? Bo Ci jakaś Cizia dupy nie dała?- zaczął się śmiać. To zabawne biorąc pod uwagę fakt, że tylko Lars nie ma kogo dupczyć. I Kirk. Wątpię, żeby Hammett'owi udało się poderwać Winter. Z drugiej strony, to odrobinę dziwne, że każdy poza mną interesuje się szesnastolatkami. Rozumiem, że lubią młodsze. Sam mam młodszą dziewczynę. Nie zmienia to jednak faktu, że niedaleko im do pedofili.
-Jutro urodziny Twojej siostry, tępa pało- odpowiedziałem w bardzo wyszukany sposób. Może tym razem Lars zrozumie, że powinniśmy wracać.
-Ja pierdolę!- złapał się za głowę. Zaczął nią potrząsać i gorączkowo myśleć- Trzeba kupić alkohol. Co ja kurwa będę pił?!
__________________________________________
YVONNE
Ten sam dzień, Los Angeles
Wygodnie usadowiłam się na krześle, ułożyłam plecami na oparciu. Instrument postawiłam między nogami tak, aby pudło rezonansowe móc objąć kolanami. Prawą ręką delikatnie ujęłam szyjkę. Palcami u lewej dłoni przejechałam delikatnie po mocno napiętych strunach. Wiolonczela zaczęła szeptać. Ciepło i matowo, z każdą kolejną chwilą coraz wyraźniej. Usłyszałam w jej dźwiękach nostalgię, która z czasem, przy coraz pewniejszych pociągnięciach smyczkiem przerodziła się w radość. Muzyka wydobywająca się z jej wnętrza przeszyła moje ciało. Przyjęłam te dźwięki z uśmiechem na ustach. Pod przymkniętymi powiekami przewijały się różne obrazy. Ja. Ja i ona. Razem na scenie. Widzowie słuchają w napięciu uwertury ''Coriolan'' Beethovena w moim niecodziennym wykonaniu. Akompaniują mi mężczyźni szarpiący delikatnie struny gitary basowej oraz perkusiści. Wystukują ostry rytm, dzięki czemu cała kompozycja nabiera rockowego charakteru. Jest nas zaledwie kilkoro. Dostarczamy jednak niesamowitych wrażeń.
-Kurwa!- upuściłam smyczek na podłogę jak oparzona. Zbyt mocno napięłam mięśnie, typowy błąd. Nie grałam od tak dawna.
Na trzy lata porzuciłam swoją dobrą przyjaciółkę. W tej chwili jest to śmieszne. Rzucić muzykę dla muzyka. Większego paradoksu w życiu nie słyszałam. Popełniłam ten błąd i teraz muszę płacić. Trochę potrwa nim wrócę do wprawy, a byłam w tym całkiem niezła.
Pierwszą wiolonczelę dostałam w wieku ośmiu lat. Prosiłam rodziców o gitarę basową, a oni wrócili z wiolonczelą. Przez tydzień chodziłam naburmuszona i się do nich nie odzywałam. Po krótkim czasie zaproponowali, że podarują instrument bratu, skoro się marnuje. Wtedy pod wpływem złości, że miałabym coś oddać Larsowi, uparcie zaczęłam ćwiczyć. Ćwiczyłam dzień i noc, aż potrafiłam sama coś skomponować. Idąc za muzycznymi upodobaniami brata, zaczęłam przygrywać nagraniom Iron Maiden czy Black Sabbath. Rodzice byli zdumieni, że nie podążam w kierunku klasycznym. Lars natomiast traktował mnie jak kosmitkę. Jako nastolatek nie chciał grać ze mną. Twierdził, że perkusja w połączeniu z wiolonczelą to nie jest ''dobre gówno''. Moim zdaniem po prostu był zazdrosny, ponieważ byłam od niego lepsza. Dużo lepsza.
-Hej, Kochani! Koteczku, gdzie Ty jesteś?!- usłyszałam irytujący głosik. To ta mała zołza przyczołgała się do mojej samotni. Czemu ona kurwa sama tu weszła?
-O, cześć- przywitała mnie z obrzydzeniem. Jakby ujrzała największego na świecie karalucha.- Gdzie jest Pan domu?- na jej pytanie uniosłam się śmiechem.
Ta gówniara powinna siedzieć w cyrku lub wyciągać swe niekształtne ciało przed zainteresowanymi wyłącznie jej tyłkiem mężczyznami.
-Pana domu nie ma, Królewno. Pewnie pieprzy się z jakąś chętną szprychą- dziewczyna zrobiła się ciemno bordowa na twarzy. Podeszła kilka kroków bliżej. W pewnej chwili myślałam, ze uderzy mnie swoją plastikową torebką lalki. Nie zgadłam. Nastolatka mnie jedynie opluła. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tego. Jest to z jej strony szczeniackie i żenujące.
Podirytowana zachowaniem rudej małpy, ścisnęłam mocno jej nadgarstek. Dziewczyna zaczęła piszczeć, jakby przedmuchało ją stado jeleni. Mnie jednak swoim zachowaniem nie poruszyła. Pociągnęłam ją za sobą aż do drzwi. W tym przypadku- wyjściowych.
Chciałam wypchnąć ją na zewnątrz, ale nagle przed nami wyrośli znikąd nasi chłopcy.
Sienna zorientowawszy się w sytuacji, zaniosła się płaczem. Wpadła w ramiona Larsa, na co ten zaczął ją pocieszać.
-Co się stało, Skarbie? Misiu? Cukiereczku? Nie płacz- miział rudzielca po włosach. Ona w dalszym ciągu z wymuszonym cierpieniem na twarzy podjęła opowieść o tragizmie, jaki ją spotkał.
-Chciałam z Tobą porozmawiać, ale w domu była tylko Yvette
-Yvonne, kurwo- przerwałam jej, na co Lars tylko zgromił mnie spojrzeniem.
-Zaproponowałam, że poczekam. Ona się uniosła i zaczęła mnie szarpać. Nie wiem, co ja jej takiego zrobiłam, że mnie nienawidzi! Jest potworem! Nie rozumiem, jakim cudem jesteś jej bratem? Przecież to... to okropne coś nie dorasta Ci do pięt, Robaczku!- dziewczyna nie jest taka głupia na jaką wygląda. Dobrze wie, że jej nie toleruję. Owinęła sobie wokół palca mojego brata. Bardzo sprytne zagranie. Szkoda, że na jej korzyść.
Mała pipa. Mogłabym się odegrać, ale po co? Powinie jej się kiedyś noga i sama wpadnie. Pomimo tego jednego kłamstwa nie ma w sobie talentu Hope. Ona potrafiła oszukać wszystkich, a nie tylko małego Duńczyka.
-Yv, cholero! Co Ty odpierdalasz?!- zaatakował mnie Lars.
-Stoję w drzwiach- odparłam z zadziornym uśmiechem na twarzy. Wszyscy poza zakochaną parą zachichotali.
-Jesteś jakaś pojebana?! Odpierdol się od Sienny, bo kiedyś i ona Ci przyłoży!- między nami stanął Cliff.
-Lars, uspokój się- posłuchał chłopaka.- Nie Twoja siostra jest tu fałszywa, dobrze o tym wiesz.- Burton, obrońca sprawiedliwych. Po nim można się wszystkiego spodziewać. To dobry chłopak. Inteligentny. Dziwi mnie jedynie fakt, że James stoi z boku jak przestraszona pizda. Nie chcę narzekać, ale to on powinien mnie bronić. Tak sądzę. Czyżbym się myliła?
__________________________________________
JAMES
06.05.1983, Los Angeles
Dzień nie zaczął się dobrze. Między domownikami atmosfera była napięta, a przy każdym spotkaniu leciały pioruny.
Po wczorajszym zajściu wybrałem się do pokoju Larsa z butelką wódki. Wyprosiłem z pokoju Siennę, która i tak musiała już iść. Ze względu na jej wiek, ma wyznaczoną godzinę policyjną.
Zostaliśmy sami. Porozmawiałem z Larsem, który w dalszym ciągu był wzburzony postępowaniem siostry. Wytłumaczyłem mu, że wersja jego dziewczyny jest podkoloryzowaną historią tego, co się wydarzyło naprawdę. Na początku nie chciał mi uwierzyć, ale z każdym kolejnym argumentem musiał przyznać mi rację.
Yvonne jest typem wojowniczki. Gdy ktoś ją zrani słowem lub czynem, to rwie się do bijatyki. Gdyby Sienna jej podpadła, to nie skończyłoby się na wykopaniu za drzwi. Lars to wie, ale nie chce przyjąć do wiadomości. Sienna jest jego ''świeżą'', chodź pewnie już przechodzoną, dziewczyną. Nie chce z nią zrywać tylko dlatego, że nie dogaduje się z Yv.
Po kilku głębszych doszliśmy do porozumienia. Nie na długo, ale przynajmniej nie chował urazy do Yv.
Zająłem jego myśli czymś innym. Pod wpływem alkoholu poczułem moc. Byłem pewien, że nie będzie miał z tym problemu. Z tym, że jestem w związku z młodszą Ulrich.
Wszedłem do pokoju dziewczyny, która jeszcze smacznie spała w łóżku. Pocałowałem ją w policzek, ale się nie zbudziła. Na głaskanie po włosach również nie zareagowała. Przeszedłem więc do dalszej części planu. Postawiłem przed nią tacę z naleśnikami, ciastkami i kawą.
W przygotowaniu śniadania pomogli mi Kirk i Cliff. Razem przyrządziliśmy coś, co będzie mogła zjeść i nie padnie trupem.
-Sto lat! Sto lat! Niech żyje i wódkę pije!- Yv przetarła oczy. Z uśmiechem na ustach usiadła.- Wszystkiego najlepszego, Skarbie- złożyłem długi pocałunek na ustach dziewczyny. Ta po chwili czułości odgarnęła mi włosy z twarzy. Miałem cichą nadzieję, że do tego nie dojdzie.
-James, do cholery! Co ty masz na twarzy? Biłeś się z pralką?! Kto Ci to zrobił?! Kurwa! Który to kutas?!- w mojej dziewczynie odezwał się temperament Ulrichów. Pod tym względem jest bardzo podobna do brata.
-Nic się nie stało, spokojnie- starałem się uspokoić dziewczynę. Wiedziałem, że mój wygląd ją rozsierdzi. W końcu nie co dzień chodzę ze spuchniętym, podbitym okiem.
Podczas wczorajszej rozmowy wyjawiłem Larsowi swoje uczucia do jego siostry. Byłem zdecydowany, odwaga mnie nie opuszczała. Napierdolony umysł spłatał mi figla i pociągnął za język.
Mimo dobrego humoru, Ulrich pokazał swoje rogi. Po usłyszeniu zaskakującej wiadomości zrobił się siny na twarzy. Sądziłem, że jest w szoku i musi przetrawić informację. Myliłem się. Lars nie był zaskoczony, tylko rozwścieczony. Zaczął wyzywać mnie od kutasiarzy, po czym zagroził, że urżnie mi jaja, jeśli dobiorę się do Yv. Niewiele myśląc zdradziłem, że rozdziewiczyłem ją już, gdy miała zaledwie piętnaście lat. Jakby nie było w tym nic dziwnego. Przypomnę- byłem pijany.
Lars się na mnie rzucił z pięściami. Przyłożył mi w twarz (stąd te obrażenia wokół oka). W dalszym ciągu zacisnął dłonie na mojej szyi. Próbując mu się wyrwać, obaj sturlaliśmy się z łóżka. Lars, któremu wódka dodała siły Thora, za nic w świecie nie chciał rozluźnić uścisku. Nie mogąc złapać powietrza, chwyciłem za kij baseballowy, który leżał nieopodal. Walnąłem nim w głowę Duńczyka. Lars z krzykiem złapał się za głowę. Zrzuciłem go z siebie. Wstałem, skierowałem się w stronę drzwi. Ulrich jednak nie dawał za wygraną. Skoczył mi na plecy. Kurczowo się mnie trzymał, więc nie mogłem go zrzucić. Chwiejąc się, uderzyłem kolegą w ścianę. Mimo przekleństw, jakimi rzucał na prawo i lewo, nie zsunął się ze mnie ani trochę.
Zmęczony bijatyką i przytłoczony ciężarem Duńczyka, opadłem na podłogę. Wykonałem to bardzo niefortunnie.
Kolana się pode mną ugięły. Zamiast polecieć do przodu, zachwiałem się. Pchła na moim grzbiecie przeważyła, więc wylądowałem na przyjacielu. Przyjacielu, który z hukiem obił się o drewnianą podłogę.
Po chwili do pokoju wszedł Kirk. Spojrzał na nas zdezorientowany. Nie wiedział biedny, co zrobić. Krzyknąłem, żeby ściągnął ze mnie Larsa. Otrząsnąwszy się z osłupienia, Hammett pomógł mi uwolnić się od, jak go wtedy nazwałem ''natrętnego krasnala''. Na odchodne usłyszałem tylko, że mam wypieprzać, ponieważ w zespole nie ma miejsca na takich skurwieli jak ja. Stanąłem zdegustowany. Nie mogłem się poruszyć. Lars chciał wykopać mnie z zespołu. Z zespołu, który stworzyliśmy wspólnymi siłami. Kirk powiedział, żebym go nie słuchał. Mamy porozmawiać, gdy tylko Duńczyk ochłonie. To nie będzie nic przyjemnego.
-James, zapytam jeszcze raz. Kto Ci do cholery podbił oko?
-To Twój prezent urodzinowy- odpowiedziałem z szerokim uśmiechem na ustach. Trzeba robić dobrą minę do złej gry. Nie chcę, żeby dziewczyna się złościła. Dziś jest jej święto. Nie pozwolę, aby niepotrzebnie się unosiła.
-S-Słucham?- zapytała zdezorientowana.- Twoja zmiażdżona gęba ma być prezentem? Naćpałeś się?
-Powiedziałem o nas Larsowi- wytrzeszczyła oczy. Próbowała coś wykrztusić, ale szczęka jej opadła. Nie wiedziała jak zareagować- Niespodzianka!- dmuchnąłem w urodzinowy gwizdek. Mam tylko nadzieję ,że i ona mnie nie zlinczuje.
________________________________________
I oto, po miesiącu udało mi się coś naskrobać. Nie wiem czy wam się spodoba, ale ja zaniosłam się śmiechem xd
PS: Macie jakieś szalone pomysły na imprezę urodzinową Yvonne?