poniedziałek, 1 kwietnia 2019

XXIX

__________________________________________
KIRK
__________________________________________
25. 05. 1983, Nowy Jork


-Chłopaki, mam dla was dobrą wiadomość- Zazula odwiedził nas podczas próby przed nagraniem kolejnego utworu . Mieliśmy farta, że tym razem byli na niej wszyscy, a nie tylko ja z James i od czasu do czasu pijany Lars. Duńczyk ciągle marudził, że brakuje mu Sienny i jej waginy, a Cliff...nie wiadomo gdzie znikał. Jedynie Eleonore wykazywała się cierpliwością i zrozumieniem. Muszę przyznać, że była dla nas wsparciem podczas tych ostatnich tygodni.
-Mamy już prawie cały materiał. Wystarczy, że dokończycie ostatni numer i możecie wracać do domu- James znieruchomiał. Widać, że mocno go zdziwiła, ale też ucieszyła ta wiadomość. Będzie mógł zobaczyć się z Yvonne. Ostatnio kiepsko się dogadują. Moim zdaniem to przez tajemniczość Heta. Powinien powiedzieć dziewczynie, że spędził jedną noc w areszcie, a nie szukał wymówek, które doprowadzą do tego, że dziewczyna będzie święcie przekonana o tym, że chłopak ją zdradza.
-Mamy...całą płytę?- zapytał Het, z dużym niedowierzaniem w głosie.
-Prawie. Do kiedy skończycie?
-Em... do piątku się wyrobimy- wtrąciłem. Nie byłem taki pewien, czy nam się to uda, ale wiem, że Jamesowi zależy na tym, żeby pójść na studniówkę Yvonne. Nie mogę pozwolić, żeby związek mojego kumpla się rozpadł. Wystarczy, że on o to zadbał.
__________________________________________
YVONNE
__________________________________________
Los Angeles

Hope wróciła do domu o 6 rano. Postanowiłam cierpliwie zaczekać, aż dziewczyna się wyśpi. W tym czasie ogarnęłam burdel, który narobiłam podczas pobytu u niej. Dopiero zostając tutaj sama i rozmyślając o tym USG uświadomiłam sobie dwie rzeczy. Po pierwsze, jestem straszną współlokatorką, a po drugie... polubiłam Hope. Nie mam pojęcia kiedy to się stało i jak to się stało, ale z nienawiści doszłam do punktu w którym chcę, żeby mogła ze mną porozmawiać, tak jak robi to Randi. Nie wiem... to wszystko jest pogmatwane. Jak całe ostatnie pieprzone dwa lata.

Minęły dwie godziny, w czasie których zdążyłam posprzątać oraz zdrzemnąć się na kanapie. Przeciągnęłam się, ziewnęłam. Włożyłam stopy w cieplutkie kapcie i pomaszerowałam do kuchni. Spojrzałam na zegarek, wiszący na ścianie. O cholera! Szkoła! Niech to szlag! Jestem spóźniona!
W pośpiechu pobiegłam po schodach do pokoju, omal się nie zabijając. Zarzuciłam na siebie czarny t-shirt, wciągnęłam krótkie spodenki. Złapałam plecak i pobiegłam do drzwi. Teraz pozostało mi tylko biec i się modlić, że zastanę na przystanku autobus. Rozmowę z Hope muszę odłożyć na wieczór...o ile pojawi się dzisiaj jeszcze w domu.
__________________________________________

KIRK
__________________________________________

Po kilku godzinach nagrywania ledwie jednego kawałka, postanowiliśmy uczcić dobrą nowinę i pójść gdzieś na obiad. Wybraliśmy pobliską burgerownię, która skusiła nas zapachem smażonej wołowiny. Usiedliśmy przy stole w kącie, czekając, aż obsługa się nami zainteresuje.
- Chłopaki, udało nam się!- Lars walnął pięścią w stół i wyszczerzył zęby z zadowolenia- Jak myślicie? Ktoś to kupi?
- Co kupi?- zapytałem, niespecjalnie zainteresowany rozmową. Szukałem wzrokiem jakiejś kelnerki. W moim brzuchu coraz bardziej burczało.
-Kirk, weź się nie zgrywaj- Ulrich szturchnął mnie w ramię. Ała! Wiedziałem, że siedzenie obok niego to bardzo zły pomysł.- Zastanawiam się czy nasza,no, płyta. Sprzeda się?
-Tobie w głowie tylko pieniądze- prychnąłem z udawaną pogardą. Nie liczę na wysokie tantiemy. To jest zabawa. Start. Kariera przyjdzie z czasem, jeśli w ogóle.
-Nie tylko- odparł naburmuszony
-To co jeszcze?
-No… wódka i dziwki- zaśmiał się z własnego żartu. James i Cliff mu zawtórowali. Jedynie Eleonore siedziała smutna. Od rana nie odezwała się ani słowem.
- Lars… zostawmy kwestię gotówki. Liczy się ta płyta. Nie korzyści- odparł, jak zwykle filozoficznie Burton.
-Nie pierdol, Cliff. Ja za darmo nie będę oddawać tego, co robimy
-Lars… Nie chodzi o pieniądze. Nie chodzi o płytę.. Muzyka. Muzyka wyzwoli nasze dusze- wszyscy spojrzeli się na  naszego basistę, jakby był niespełna rozumu. Ja również.
Po chwili Lars się zaśmiał. Bardzo głośno. James poszedł w jego ślady. Nawet Eleonore musiała się choć trochę rozpogodzić.
-Staryyyyy, ile ty żeś dzisiaj zjarał?
- Trzy blanty...przed śniadaniem- na sali znowu rozbrzmiała salwa nieopanowanego śmiechu. Nowy Jork jest ciekawy, ale i tak… nie mogę się doczekać, aż wrócę do domu. Do Los Angeles, miasta aniołów, które nigdy nie śpi.
__________________________________________


Good morning! Good morning!
Dobry wieczór. Cześć i czołem.
PAMH możliwe, że powróci do życia. Tego jeszcze nie wiem. Wszystko zależy od chęci i wolnego czasu. Dzisiaj miałam go chwilę, więc postanowiłam rozprostować palce. Witam was zaten z nowym, krótkim i spokojnym rozdziałem na rozgrzewkę. Jeśli będzie ciąg dalszy, mogę obiecać, że będzie gorąco!

2 komentarze:

  1. Dzień dobry! Widzę, że nie tylko mnie napadło na pisani (nie, bloga nie ma - zdradzam go z Wattpadem)!

    OdpowiedzUsuń
  2. Akurat pijany Lars na próbie to normalka, haha. Ach, tęskniłam!
    Wracam do jęczenia z kim powinien być Cliff! RANDI ZRODZONA W FAZIE!!!!!
    Co się dziwisz, Kirk...James to stan umysłu. Akurat wiesz, co mu tam po głowie chodzi.
    Widzisz? On nawet się nie zorientował, że macie całą płytę! xD
    Nie bądź już taki święty :p Przecież Hope jest...a nie, on chyba jeszcze nie wie?
    Podobno lepiej mieć burdel w pokoju niż pokój w burdelu. No akurat Hope jest spoko.
    Aż się głodna zrobiłam. Lars pewnie będzie niedługo opijał sukces, zresztą nie tylko on.
    Lars! XD
    Ach, Cliff...on jest zajebisty. Co, że zjarany...zajebisty.

    OdpowiedzUsuń