poniedziałek, 5 stycznia 2015

VI

__________________________________________

RANDI
__________________________________________

16.04.1983, Los Angeles

 Yvonne od samego rana była nie w sosie. Podbiegłam do niej, aby dowiedzieć się, co jest grane.. Nie zdążyłam powiedzieć słowa, a ona już mnie zbyła. 
-Yvonne-złapałam dziewczynę za rękę. Poprowadziłam ją w stronę dziedzińca. Usiadłyśmy w cieniu pod drzewem.-Twoja aura jest mroczna. Co Cię trapi, Kwiatuszku?- zapytałam z lekka podenerwowana, co mi się bardzo rzadko zdarza. Jednak martwię się o nią. Od jakiegoś czasu jest zamknięta w sobie, odizolowana ode mnie i reszty świata.  
-Nic- próbowała wstać, ale ją przytrzymałam.-Dobra- zmroziła mnie spojrzeniem.- Mam problem z chłopakami. Zadowolona, mamo?- powiedziała, akcentując ostatnie słowo. Mimo swojego wieku czasem jest nazbyt dziecinna. 
-Posłuchaj mnie uważnie- zamknęłam oczy i złożyłam ręce jak do medytacji, aby zebrać myśli.- Nagietek jest... wierny, gotowy do poświęceń i miłości, ale także samotny, dusi wszystko w sobie. Mówi: ''Chcę zasnąć w twoich ramionach''. Kwiat idealny, ale czasem potrzebujemy większych możliwości, odnowy czy szczęścia, jakie może nam dać słonecznik. Jednak pozory mylą. Kwiat słońca nie jest tak piękny i dobry jak mogłoby się wydawać.- Yv spojrzała na mnie przybierając zdezorientowaną minę. Z chwili na chwilę zaczynała rozgryzać mój tok myślenia.
-Wiem, że wolisz Jamesa, ale to palant.- tym razem to ja nic nie zrozumiałam. Hetfield nie jest taki, jak moja przyjaciółka myśli. Jest czuły, kochany, zrobiłby dla niej wszystko. Nie wiem, czemu wyszła z takiego założenia. Blondyn nigdy by nie pozwolił, żeby dziewczynę spotkała jakakolwiek krzywda. Stara miłość nie rdzewieje, tylko przelewa się w postać brzoskwini. Daje wróżbę, niosącą ze sobą wiele miłości. 
-Kochasz Nagietka- rzuciłam z pretensją w głosie.-Czemu siebie okłamujesz?
-Jestem z Rudym- w jej oczach widać walkę, którą toczy sama ze sobą. Nie przyniesie to oczekiwanego efektu. Mimo wszystko, zawsze wygrywa Dave. Nieważne jak źle by ją potraktował, ona go nie porzuci. Kiedyś wyleczyła złamane serce w jego ramionach. Jest bezpieczną przystanią, której należy się trzymać. Przynajmniej zdaniem Yv.
-To co naturalne, jest dobre i nikt nie powinien się temu sprzeciwiać.- uśmiechnęłam się do przyjaciółki. Może choć trochę dodałam jej otuchy i rozjaśniłam skołatane myśli.
 Nie pojmuję, dlaczego wszyscy ludzie zmuszają się do cierpienia. Uczucia nie są wcale skomplikowane. Wystarczy zaakceptować siebie i żyć w zgodzie z naturą. Nie należy ograniczać się do jednego obiektu, na który trzeba przelać ogrom swojej miłości. Trzeba kochać wszystkich i cieszyć się nimi wzajemnie. Wszędzie są tylko dramaty i zła energia. Taka atmosfera nie sprzyja mojemu rozwojowi duchowemu.

 Po kolejnych nic nie wnoszących w moje życie lekcjach postanowiłam lepiej wykorzystać resztę dnia, jaka mi została. Zdecydowałam wybrać się do Whiskey a go go. O tej porze pracownicy będą się dopiero przygotowywać na nocną imprezę, dzięki czemu nie natknę się na napalonych 30-latków. Napiję się piwa, zapalę skręta i od razu się rozluźnię.
 Od wejścia dobiegł mnie swąd alkoholu i przypalanej marihuany. O ile nos mnie ni myli, ktoś ją spożywa w większych ilościach.
-Maleńka, co tu robisz sama- przede mną wyrósł jak dąb postawny mężczyzna. Głowa ogolona na łyso, odziany w dresy i zapach potu, który zapewne przywlókł ze sobą z siłowni. Jak kocham ludzi, tak nie czuję się dobrze w towarzystwie takich osób.-Może postawię Ci drineczka, ty się odwdzięczysz i będzie fajnie?- wyszczerzył się jednocześnie co chwila sapiąc. Wyglądał jak drapieżnik czyhający na swą ofiarę.
Jestem dzieckiem natury, uprawiam wolną miłość, ale to nie znaczy, że mam ochotę wejść w bliskie stosunki ze wszystkimi mężczyznami. Jednak nikt tego nie rozumie.
-To jak będzie, hipiseczko?- niebezpiecznie się do mnie zbliżył, po czym położył mi rękę na pośladku. Zniesmaczona jego zachowaniem zrobiłam kilka kroków do tyłu. Natknęłam się jednak na przeszkodę, jaką okazała się ściana. Facet naparł na mnie swoim ciałem. Jego spodnie zaczęły pobudzać się do życia. Nie podoba mi się to.
-Możesz nie molestować tej drobnej postaci?- niespodziewany gość położył dłoń na ramieniu mojego ciemiężyciela. 
-Ustaw się w kolejce, brachu- mężczyzna nie raczył nawet spojrzeć na przybyłego.
-Przepraszam, chyba nie zrozumiałeś- postać odciągnęła chłopaka do tyłu. Gdy odsłonił mi pole widzenia, ujrzałam swojego wybawiciela. Cieszę się, że na niego trafiłam. 
-Dziewczyny- oprych się zaśmiał.-Spójrz na nią. Jest dziwką, tą od kwiatów- zlustrował mnie od góry do dołu, nie wahając się przy tym przed widocznym oblizaniem warg.
-Nie nazywaj jej tak- wybawiciel rzucił nienawistne spojrzenie w kierunku przeciwnika. Powoli podszedł, zamachując się ręką, która po chwili zatrzymała się na moim ramieniu.
-Bez przemocy- spojrzał na mnie zdziwiony
-Haha. Dziwka stanęła w mojej obronie, a to dobre- łysol roześmiał się jeszcze bardziej.
-Nigdy nie obroniłabym tak parszywej istoty. Stanęłam między wami, żeby nie burzyć własnych zasad.- rzuciłam na odchodne. Potem poprowadziłam kolegę w stronę jednej ze skórzanych kanap. 
-Należało mu się, dobrze o tym wiesz- oparł rękę na moim ramieniu. Tymczasem ja automatycznie pisnęłam. Przez to całe zajście z pewnością dorobiłam się dużego i bolesnego siniaka.- Przepraszam. Gdybym wiedział... głupio zrobiłaś- chłopak odsunął się nieznacznie ode mnie gorzko się śmiejąc.
-Nie martw się. Rana się zagoi, a jego dopadnie karma- przysunęłam się tak blisko jak się dało. Położyłam dłoń na udzie znajomego. Gdy się na mnie spojrzał, posłałam mu najbardziej promienny uśmiech, jaki mogłam przybrać. Nie chcę, żeby się smucił z mojego powodu. I to przez taką głupotę.
 Jednak gdyby nie on, nie wiadomo co by się wydarzyło. Pewnie musiałabym mu się poddać i spełnić jego prośbę. Nie byłoby to przyjemne, ale miałabym jakiś inny wybór?
-Dz-dziękuję, Cliff- wydukałam, śmiejąc się przy tym naiwnie.
-Na prawdę uważasz, że kamma* wszystko załatwi?- zaśmiał się najwyraźniej czymś rozbawiony.
-T-tak. Ten osobnik postąpił niegodnie, przez co...
-...na właśnie życzenie sprowadzi na siebie cierpienie- zarumieniłam się. Nie wiedziałam, że Cliff wie cokolwiek na ten temat. Wszystkich w zespole interesuje jedynie alkohol. Jednak nigdy nie przeprowadziłam żadnej dyskusji z Burtonem. Zbyt pochopnie oceniłam książkę po okładce.
-T-tak
-Jesteśmy dziećmi wszechświata nie mniej niż wszystko co otacza. Może dzięki temu nasze przeznaczenie musi się spełnić? Może zwierzęta, rośliny a nawet gwiazdy nam w tym pomagają?- na jego złożone pytanie odpowiedziałem zaskoczoną miną. Jak mogłam przeoczyć takiego człowieka? Cliff'a, na pozór nieśmiałego basistę, który teraz wykazuje się przede mną wiedzą, którą wszyscy mają gdzieś. Nawet nie wiem jak zareagować.
-Karma nie jest naszym przeznaczeniem. Jedynie zamierzonym działaniem, które w efekcie do niego prowadzi.- uśmiechnął się do mnie. Z pewnością chce dodać mi otuchy, abym się rozluźniła. Jeszcze nigdy nie byłam taka spięta.-Gdybyśmy tak bardzo nie skupiali się na dobrach materialnych, samo dążenie do szczęścia zapewniłoby nam dostatnie życie.- kontynuowałam swój monolog- Sądzę, że nie warto dążyć do celu po trupach, gdyż...
-...jeśli będziemy dobrymi ludźmi, on sam nas znajdzie- jakby czytał mi w myślach.- Ludzie powinni brać przykład z Wilg lub chociaż czerpać z ich obecności...
-pozytywną energię- tym razem to ja przerwałam mu w pół zdania.
-Dokładnie- wyciągnął z kieszeni kurtki skręta. Wsadził go pomiędzy usta, odpalił. Zaciągnął się, zamykając przy tym oczy. Obchodził się z tym bardzo rytualnie.-Chcesz?- podał mi zioło. Nie protestując, przejęłam narkotyk. Gdy nasze palce się zatknęły, zadrżała mi ręka. Odurzyłam się zapachem, smakiem i w końcu działaniem. Po kilku krótkich buchach poczułam się lekka. Iście wolna.
 Przyjrzałam się chłopakowi. Jego długie włosy aksamitnie układały się chudych ramionach, które opiewała dżinsowa kurtka. Nogi natomiast opinały spodnie poszerzające się ku dołowi- dzwony. 
 Wbrew pozorom jesteśmy do siebie bardzo podobni. Może to siła wyższa to sprawiła? Skrzyżowała nasze drogi w jakimś celu. Celu, którego na razie nie dostrzegam, ale rozgryzę to. Dowiem się, w jaki sposób mamy pomóc sobie nawzajem. 
 Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu. Niechętnie zaczęłam szperać w torebce, po chwili znajdując komórkę, a raczej cegłę.-Halo?- spytałam rozmarzonym tonem.
-Randi, ruszaj dupę!- to Yvonne. Przemiła jak zwykle.- Impreza u mnie. Lars próbuje odreagować rozpieprzając nam przy tym chatę?- dobiegł mnie dziki chichot. Spojrzałam na mojego kompana. Z trudem się podniosłam, pomogłam również wstać Cliff'owi. Czas się zabawić. 
 Po dwugodzinnym spacerze dotarliśmy do domu Yv. W środku impreza trwała w najlepsze. Każde pomieszczenie było oblężone przez ogromną ilość ludzi, głównie thrash'ów, jak przystało na znajomych organizatora. Biedny Lars, ciekawe jak się trzyma po tej aferze z Hope. Tamtego feralnego wieczoru ją widziałam. Rozmawiała z bardzo rzucającym się w oczy mężczyzną. Czyżby to sprawiło taką przykrość Larsowi? 
-Chcesz piwo?- zapytał Cliff. Nie czekając na odpowiedź, ruszył od kuchni. Ja w ten czas udałam się do salonu. Od razu dostrzegłam Gary'ego, siedzącego na kanapie.
-Cześć- usiadłam koło kolegi. Ten jak na zawołanie uniósł się w radości, okazując mi ją całusem w policzek i objęciem w talii. Zgaduję, że do końca dnia, a raczej nocy, nie pozbędę się jego ręki.
-Witaj, kocico. Czekałem do Ciebie?- szepnął mi do ucha.-Weź to, od razu się rozluźnisz- nagle zaczął rozdzielać biały proszek rozsypany po stole na drobniejsze porcje.
-C-co to?- spytałam lekko przestraszona. Jako dziecko natury powinnam obcować z różnymi narkotykami-w przekonaniu innych ludzi-, ale tak na prawdę po za kilkoma skrętami nigdy nic nie brałam. I nie chcę próbować na imprezie, gdzie może stać się wszystko.
-Twoja nowa przyjaciółka- popchnął mnie w stronę działki. Najpierw wciągnął swoją część- Nie bój się, będzie nam dobrze- zapewniał mnie swoim słodkim głosem. 
-Nie, dzięki. Innym razem- odparłam, odsuwając się od trucizny- jak sądziłam.
-Nie ufasz mi?- spojrzał na mnie smutnymi oczami. Ukrył twarz w dłoniach- Wiedziałem. Nie chcesz tego zrobić ze mną. A przecież to nawet nie jest jak narkotyk- zaczął się zadręczać. Nie planowałam go rozzłościć. Ale skoro to nie narkotyk, to co mi szkodzi. Nie odlecę po tym, ani nic.
-Przepraszam, Gary.- niechętnie na mnie spojrzał.- W końcu... to nie prochy- posłał mi szeroki uśmiech.
 Wciągnęłam równo oddzieloną kreskę. Lekko zakręciło mnie w nosie. Po kilku chwilach poczułam się słabo.-Tak właściwie, to co to?- spytałam, podejrzewając, że dałam się oszukać. Jestem pewna, że Holt nie okłamałby mnie w tej kwestii. Może to tylko rozdrobniony proszek przeciwbólowy. Albo antybiotyk.
-Kokaina- zaczął się głośno śmiać.
 Z chwili na chwilę czułam się coraz słabsza. Dałam się wkręcić. Na dodatek mam chyba zły odlot. Wszystkie kończyny mi zwiotczały. Czułam się jak galareta- zero stabilności.
-Chodź, poczujesz się lepiej- Gary wziął mnie na ręce. Początkowo się zachwiał, sam odurzony proszkiem. Następnie bez problemu wszedł po schodach na górę. Skierował się do sypialni Yvonne. Gdy ułożył mnie na łóżku, zlustrowałam drzwi. Na szczęście przyjaciółka nie zostawiła tutaj żadnego klucza.-Odpocznij sobie, kochanie- usiadł przy biurku. Z torebki wysypał kolejną ilość proszku, który po dokładnym podziale wciągnął. Po chwili wziął kolejną porcję. Początkowo wyglądał, jakby momentalnie usnął. Gdy się otrząsnął, jego wyraz twarzy się zmienił. Wyglądał tak jak dres z klubu. Jednak to Gary, od pierwszego spotkania chciałam się z nim kochać. Może nie w ten sposób. Nie, kiedy nie mogę się ruszyć, ani nic powiedzieć. Chciałabym, żeby to był piękny akt, a nie jednostronna przyjemność.
-Ostatnio pragnęłaś seksu- nie zauważyłam, kiedy znalazł się nade mną.-Teraz jestem gotów Ci to dać- pocałował mnie, przechodząc do mojej szyi, klatki piersiowej. Kolanem rozsunął moje uda. Teraz ma bezpośredni dostęp do mnie. Wystarczy podwinąć sukienkę i pozbyć się bielizny.
 Spojrzałam z nadzieją w stronę drzwi. Jednak, gdy Gary pozbywał się ubrać, nikt nie nadchodził. Kto by mógł pomyśleć, że zawsze trzeźwa Randi potrzebowałaby pomocy.

 Powoli zaczynałam odzyskiwać władzę w rękach i nogach. Podczas, gdy Gary mocował się z prezerwatywą, zdołałam go z siebie zepchnąć. Łagodnie chwiejąc się, zdołałam wstać.
-Gary...- zaczęłam, nie do końca wiedząc, co chciałabym mu przekazać. Nie jestem na niego zła, że chciał się ze mną przespać- w końcu kilka dni temu sama tego pragnęłam. Zabolał mnie jedynie fakt, że skłamał na temat prochów. Niestety nie mogę go winić, swoją głupotą do tego doprowadziłam. Na drugi raz muszę być rozsądniejsza- mimo, że takiej cechy nie posiadam.
-Gdzie idziesz?- zapytał, w pośpiechu zapinając spodnie. Złapał mnie w korytarzu- Chciałaś...- położyłam mu palec na ustach.
-Nie dzisiaj. Wolałabym to zrobić na trzeźwo- pocałowałam chłopaka w policzek. Następnie zeszłam po schodach, gdzie natknęłam się na Cliffa.
-Randi, szukałem Cię- na jego widok na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech.
__________________________________________




* Kamma to inaczej Karma

Wyjątkowo jestem zadowolona ;) Mimo, iż zrobiłam z Holt'a potwora ;__;
 Tak jak zapowiadałam, rozdział o Randi. Mam nadzieję, że się podoba.
 Tymczasem muszę pomyśleć o czym by zrobić siódemkę... ciężko wybrać konkretny wątek. Jakieś pomysły xd?

8 komentarzy:

  1. O kurwa ...
    Przepraszam xD Normalnie powinnaś dostać nagrodę za wykreowanie postaci Randi :P Jezus Maria... zaczęłam czytać ten rozdział i .. takie wielkie WAT?! Jak zaczęła do Yv o tych kwiatkach :D Po prostu ... nie no to było niesamowite. Nie wiem skąd Ty bierzesz pomysły na tę postać, ale Lars mi mówi, że właśnie wygrałaś konkurs na najfajniej zbudowaną kreację kobiecą we wszystkich opowiadaniach na blogerze :D Randi ... najzwyczajniej w świecie mnie rozwala tym swoim podejściem! A najlepsze jest to, że jak ona mówi i Yv jej tam słucha z tą niewyraźną miną to jestem pewna, że wyglądam tak samo jak Larsowa siostra ... bo dla mnie ta gadka o aurze to też jakaś czarna magia xD Ale trzeba przyznać, że Randi wyjątkowo dobrze rozgryzła Nagietka :P (Boże jedyny, James-Nagietek ... to brzmi kosmicznie!) On jest jaki jest, ale w stosunku do kobiet nie zachowałby się tak jak Dave. Więc Yv powinna posłuchać swojej kolorowej koleżanki, bo ta dobrze prawi!
    Ale teraz najlepsze!!!!
    Tak mi miło, że Cliff spiknął się z Randi! Mówiłam, że będą do siebie pasować. No nie dość, że uratował ją przed tym oprychem to jeszcze odbyli taką zakręconą, metafizyczną rozmowę o wszechrzeczach! To jest idealna para! Mimo, że Cliff nie jest hippie to pasuje do naszego Kwiatuszka jak ulał. Cliff ... kurde no! Nawet ten styl wypowiadania się Burtona udało Ci się świetnie oddać. Jestem pewna, że podobne słowa mogłyby przejść przez jego usta. Choć z tego co wiem, on nie mówił nigdy dużo. Ale jak już coś powiedział to ... szacunek do gościa, serio. Jak tak czytałam o tej karmie ... wiesz, że Hammett też uznaje karmę? On w ogóle od kilku lat odwala jogę i takie tam rzeczy związane z buddyzmem. Specyficzne ma podejście do świata ;)
    No ale wracając do rzeczy, strasznie mnie cieszy to spotkanie dwóch indywidualności w tym rozdziale. Jak to się mówi? "Komunia dusz" nastąpiła! :D Coś pięknego ...
    A potem impreza u Larsa - czemu mnie to nie dziwi? Larsiku, powiedz mi, co robisz, kiedy jakaś babeczka puszcza cię kantem? >Robię pochlaj-party< Dziękuję za szczerą odpowiedź. Tak. Lars oczywiście woli zapić smutki aniżeli rozwiązać problem, na przykład poprzez rozmowę. Cały on. Jeszcze się schla i zrobi kolejną burdę. Ale wracamy do ważniejszego wątku. Holt. Wiem, że aby Randi mogła być z Cliffem trzeba się go pozbyć. I ja wcale nie uważam, że zrobiłaś tu z niego potwora. Nie. Jak dla mnie to Gary zachował się "normalnie" - jakkolwiek dziwnie to brzmi. On jest z innego świata - Randi z innego. On ćpie na potęgę za pewne ona już ie koniecznie. Zrobił po prostu to co jego koledzy - poczęstował ją działką. Nie sądzę żeby to było specjalnie - pod pretekstem zaciągnięcia jej do łóżka. Sam zresztą miał zjazd i uznał, że akurat teraz ma na tyle odwagi, żeby ją przelecieć. W sumie... nawet gdyby tam do czegoś doszło .. to .. oboje mieli na to ochotę wcześniej, tak? Więc cóż, gdyby się ocknęli - mogli by to uznać, za "wypadek na imprezie". No tak, ja tu nie chcę używać słowa "gwałt" bo jakoś mi się nie wydaję, żeby holt dążył do tego za wszelką cenę. Randi się ogarnęła i powiedziała "nie". A on ... mógł się zdziwić. I zdziwiony na pewno był. Ale nie strzelił jej w twarz a ni nie zaciągnął nigdzie na siłę ... tak .. źle wyszło po prostu, ale bez tragedii. I dobrze. Juz sam fakt, że dał jej trochę "pudru" źle o nim świadczy w oczach Randi. Byłoby fajnie jakby rozeszli się bez jakichś dramatów typu gwałt. Wtedy to Holt byłby draniem. A tak ... trochę się pogubił i proszę nie rezygnuj z jego postaci w opowiadaniu, niech nam się pojawia czasami :)
    Randi teraz musi zweryfikować czy Holt jest dobrym towarzystwem dla niej. A głupia nie jest i powinna szybko wpaść, że nie. Jak go zostawi, ot tak, po prostu. To się nie zdziwię.
    Chyba, że planujesz tu jakies akcje typu konflikt na linii Cliff - Gary w walce o względy Randi - też byłoby ciekawie, ale walka byłaby nierówna - wiadomo, Cliff miałby sporą przewagę.

    OdpowiedzUsuń
  2. ZNOWU!!! Zabrakło dla mnie miejsca na komentarz :P Czemu blogger ma limity słów?! Lars, zrób coś z tym .....
    Ciąg dalszy mych wypocin xD
    Podsumowując - rozdział, absolutnie kapitalny! Laars mówi, że wciagnęło go jak odkurzacz :D Kochany Lars.
    Pytasz co dalej? OK. Jeśli mogę zasugerować - osobiście fajnie byłoby pociągnąć wątek tej imprezy a w nim, dać jakąś scenkę z Randi i Cliffem, oraz bulwersy Larsa - może te dwie perspektywy? Na imprezie są wszyscy więc, może też mały akapit z Jamesem? Co bym wiedziała co on mysli o tym co zaszło podczas tej nieszczęsnej gry. Ewentualnie masz do wyboru perspektywę Kirka, który nic nie wie, a tylko ocenia. Ostatnio dodanie go do rozdziału wyszło rewelacyjnie. Więc tak - jak dla mnie priorytet to Randi-Cliff-Lars.
    O matko Dunko xD Jak zwykle zapisałam tu jakiś swój strumień świadomości, czyli bezsensowny przebieg mych odczuć :P Przepraszam, wiem, tego nie da się czytać :P Wybacz Nadine :) Idę teraz z Larsem śpiewać "Toxic Waltz" Exodusa :P
    Trzymaj się i czekamy na następny!
    Ń&L

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak się zobowiązałam pod ostatnim postem, muszę napisać, że was Kocham xD <3! Uwielbiam wasze komentarze. Są tak przesycone pozytywną myślą, że dodają mi skrzydeł xd I jak tu nie chcieć pisać, jak się czyta takie przemiłe słowa ;) Dziękuję wam bardzo ;*
      Wiesz,Nem, sama się często zastanawiam skąd w mojej głowie biorą się te wszystkie pomysły xD
      Co do Holt'a... Randi rzeczywiście powinna ograniczyć z nim kontakty dla swojego dobra, ale z drugiej strony lubię ich relację, w której wszystko może się wydarzyć, od narkotyków zaczynając. Nie mam zamiaru jej całkowicie usunąć, ale w następnych postach odrobinkę ograniczyć, żeby skupić się na innych wątkach.
      Dziękuję za podrzucone pomysły ;) Staram siędo nich zastosować, ale pewnie niektóre z wątków wyjaśnię dopiero w kolejnych rozdziałach. Obecnie jestem na tworzeniu krótkiego fragmentu z Yv&Hope w roli głównej. Zobaczymy jak to wyjdzie ;)
      Jeszcze raz dziękuję za te wszystkie słowa Nem, Lars :) Czekam na rozdział u was :*

      Usuń
  3. Daj coś o Rudym i Ivy! Proszę :C Randi i Cliff? ;>> No, nieźle xD Przy tej scenie z Holtem i Randi wystraszyłam się, że jej coś zrobi... Ło jezu ;-;
    Tak, podoba się! A no właśnie, czemu wcześniej nikt się nie skupiał wcześniej na Cliff'ie? Dobra pora ;>> Życzę weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rudy z pewnością się pojawi i to nieraz xD Jednak tymczasem mój kochany Mustaine przezywa w swoim zabałaganionym pokoju porażkę, jaką jest wyrzucenie z zespołu i uderzenie własnej dziewczyny. Pewnie jest na prochach i jeszcze nie ogarnął całej sytuacji, ale wkrótce się pojawi :)
      Dziękuję, dziękuję :*

      Usuń
  4. O, Matko!
    Nadine, kocham Cię za takie przedstawienie Randi, jest przeidealnie, jest takie słowo w ogóle?! XD Jejku, ja teraz myślę nad rozdziałem jedenastym, i zaraz umrę, bo chcę ubrać w słowa naturę takiej hippiski, a to mi na pewno nie wyjdzie, to w końcu ja, haha ;__;
    Matko razy dwa. ;__; Cliiiif! Ja go uwieelbiam. XD I tutaj, i tak ogólnie. Jest taki fajniutki, milutki i ogólnie super, haha. XD
    a Holta nie lubię, w kurza mnie. Niech Randi ogarnie Burtona. :D
    Wiem, że krótko, ogólnie i chujowo, ale muszę uczyć się na sprawdzian na sobotę, żeby mieć tę waloną szóstkę na półrocze. Tak, idziemy w sobotę do szkoły. Kuurwa. ;__;
    Ale wiedzy, że rozdział jest genialny, najlepszy u ciebie dotychczas. I kocham Cię, haha. XD Przepraszam za nieobecność. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Suicide :D! Miło mi Cię widzieć :3 Na samym wstępie straasznie przepraszam, że tak odwlekam komentowanie twojego najnowszego dzieła ;_; Rozdział jest świetny, trzy razy go czytałam, ale nie mogłam zebrać myśli, żeby to sensownie wyglądało. Nie mnie jednak, nadrobię, nie ma bata na wariata ;3
      Szkoła :O?! Współczuję ;_; no i powodzenia <3! Na bank dostaniesz szóstkę i napiszesz cudowny rozdział, którym mnie strasznie zaciekawiłaś :) Lubię czytać o hipisach, a spod twojej ręki wyjdzie to pewnie ciekawie ^^ Tak więc czekam :)
      Nie liczy się długość komentarza, ale jakość xD Dziękuję bardzo, na prawdę. Strasznie mi miło czytać to wszystko :) Gdybym miała dar rumienienia się, z pewnością by tak się stało xD
      Dziękuję jeszcze raz :*

      Usuń
  5. Witam! Niestety nie przybywam tu skomentować tego dzieła- brak czasu. Zrobię to już niedługo, tymczasem zapraszam na nowy u mnie. :D

    OdpowiedzUsuń