niedziela, 1 lutego 2015

VIII

__________________________________________

LARS
__________________________________________

17.04.1983, Los Angeles

 Ja pierdole! Od samego rana głowa napierdalała mnie niemiłosiernie. Kurewsko dużo wypiłem wódki, a gdy skończył się sok, popijałem piwem. Może to i nie był najlepszy pomysł, ale to codzienność. Jednak tym razem ból był nie do zniesienia. Nie tyle cielesny, co moja duma została rozszarpana przez Hope, która się puszczała na prawo i lewo. Pewnie teraz też to robi. Niby nadal jesteśmy razem i inne pierdoły, ale co ją powstrzyma? Czeka aż z nią zerwę? Pff... nie będę do niej biegł jak jakiś kundel. Sama przylezie prosić o wybaczenie, którego nie dostanie. Myśli, że wskoczymy do łóżka i będzie po staremu? Na pewno nie! Chociaż muszę przemyśleć tę opcję. 
-Jeszcze się opierdalacie?!- do domu weszła rozjuszona Yvonne, od progu krzycząc i trzaskając drzwiami. Ja pierdolę. Moja głowa nie jest przygotowana na napięcie przedmiesiączkowe siostry.
-Młoda, ściśnij dupę i tak nie hałasuj- poprosiłem mimo, iż tak pewnie się nie posłucha. Nie wiem po kim odziedziczyła tę wybuchowość. Rodzice są spokojni i łagodni- ona zachowuje się, jakby nie miał jej kto przedmuchać rur. W sumie to prawda. Gdybym wiedział, że dziewice są nie do zniesienia, poprosiłbym o brata.
-Nie przykładam ręki do sprzątania- zmierzyła mnie wzrokiem- żeby było jasne- rozejrzałem się po pokoju. Ja pierdolę! Jaki chlew!
 Na podłodze walało się mnóstwo pustych butelek, a stół pokryty był różnymi maziami. Nie wspominając o firankach, które przybrały zielonego odcieniu.
-Co tu się stało?- spytałem, szukając odpowiedzi u młodej. Spojrzała na mnie spod przymkniętych powiek, a usta zacisnęła w linijkę. Dobra, lepiej jej nie wkurwiać. Zgaduję, że to ja przyłożyłem do tego rękę. Gdybym tylko coś kurwa pamiętał.
 Wstałem, boleśnie uderzając głową o spód stołu. Co ja kurwa pod nim robię?! Chyba tu nie zasnąłem?!
 Po dłuższej chwili zorientowałem się, że prócz Kirk'a, nikogo więcej tu nie ma. Podszedłem do kudłatego, próbując go ocucić. Gdy lekkie policzki nie pomogły, usiadłem na nim okrakiem. Zacząłem po nim skakać, na co moja siostra zareagowała wybuchem nieopanowanego śmiechu.
.-Ja go wcale nie ujeżdżam- Yv potrząsnęła głową w dalszym ciągu nie mogąc opanować chichotu. Zszedłem z kolegi, a raczej spadłem wprost na twardą podłogę. Strach spojrzeć na zdarte kolana.-
Gdzie James?- zapytałem, aby odwrócić od siebie uwagę.
-Nie pytaj- odwróciła się na pięcie, ale ja byłem szybszy. Z trudem się czołgając, oplotłem ręce wokół lewej nogi siostry. Ta nic nie czując, runęła na ziemię jak długa. cholernie przy tym złorzeczyła.
-Co tu się kurwa działo?!- poprosiłem kulturalnie o wyjaśnienia, jak to zawsze mam w zwyczaju.

-Dave...- słysząc imię rudego domyśliłem się, że będzie to trudna i długa rozmowa. Muszę znaleźć jakąś butelkę wódki. Najlepiej trzy. 
__________________________________________

RANDI
__________________________________________

19.04.1983, Los Angeles

 Cliff jest bardzo miły, sympatyczny, inteligentny i tolerancyjny. Rozumie mój sposób egzystowania, co u innych na ogół wywołuje salwy śmiechu. Jestem nieco inna niż inne 16-latki, ale bez przesady. Tak jak rówieśniczki mam długie włosy, parę oczu, nos na swoim miejscu i pełne usta. Piersi również rosną w odpowiednim tempie. Najgorsze, co w wieku dojrzewania mnie spotkało- niepoukładane myśli, które burzą mój spokój i otwartość. Szczególnie po ostatniej zabawie.
 Gary... jest cudownym młodzieńcem. Niestety nie podobało mi się kłamstwo, którym nakłonił mnie do spożycia narkotyku. Było to z jego strony niemiłe, ale... nie mogę być na niego zła. Chciał się zabawić, jak każdy. Natomiast Cliff... uosobienie pięknej duszy. Przy nim czuję się lekka i promienna mimo, iż nasza znajomość zaczęła się tego felernego dnia.
 Niełatwy mam wybór- od którego zacząć?

-Tania jadłodajnia- moich uszu dobiegły stłumione chichoty. Spojrzałam przez ramię. Za mną stała grupka dziewczyn z mojej klasy wraz z chłopakami. Łypali wyraźnie rozbawieni moim widokiem.
 Jeden z powodów, dla których nie chcę chodzić do szkoły? Moi rówieśnicy są niedojrzali. Nie potrafią zrozumieć, że odmieniony nie znaczy gorszy. Cieszę się, że między lekcjami mam przynajmniej Yvonne. Jednak gdy skończy szkołę, zostanę sama. Może uda mi się namówić tatę i August'a na zrezygnowanie z dalszej edukacji- w moim stanowisku bezsensownej.
-Jestem brudna? Mam dziurę w sukience?- gdy podeszłam, wszystkie śmiechy ucichły, a miny zrzedły.
-Yyy...Brandi, tak?- krok na przód zrobiła rudowłosa dziewczyna w krótkiej lateksowej spódniczce i pudrowym topie, odsłaniającym wystające boczki i sutki, nieochronione biustonoszem.
-Randi-poprawiłam lolitkę. Ta jako odpowiedź kokieteryjnie zarzuciła włosami. Mężczyźni wokół nie spuszczali z niej wzroku.
-Ależ wiem, Słoneczko- ujęła mój podbródek. Przyjrzała mi się z każdej strony- Gdybyś zainteresowała się kosmetykami i panującą modą, byłabyś równie interesująca co ja- spojrzała za mnie, po czym zwinnie wyminęła. Wykrzykując powitalne hasła prawdopodobnie do kogoś podeszła. Nie wiem do kogo, nie jestem wścibska.
-Znamy się?- bez problemu rozpoznałam ten głos. Momentalnie ruszyłam śladem koleżanki. Rudowłosa obrzuciła mnie zniesmaczonym wzrokiem. Była zła, że przeszkodziłam jej w tworzeniu nowej znajomości.
-Ranuś, koteczku- szepnęła mi na ucho, śmiejąc się przy tym zalotnie. Pewnie chce przypodobać się chłopakowi.- Próbuję się umówić, a ty mi w tym przeszkadzasz.- spojrzałam to na nią to na niego. Automatycznie zawtórowałam śmiechem- naiwnym, innego nie potrafię z siebie wydobyć. Mimo iż nie powinnam, odsunęłam się kilka kroków w bok. Pozostałam w odległości, z której wszystko dokładnie słyszałam.
-Oczywiście, że tak!- pisnęła z zachwytem. Wywijając pukiel włosów na palcu, zatrzepotała kilkakrotnie rzęsami. Nie rozumiem, czemu ktoś miałby mrugać tyle razy w ciągu kilku sekund. To jest pozbawione głębszego sensu.- Sienna, twoja piątkowa randka- wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka, który bez wahania odwzajemnił uścisk.
-Cliff, moja dzisiejsza randka stoi tam- wskazał na mnie, po czym z szerokim uśmiechem na ustach podszedł. Przytulił mnie, pogładził po policzku. Wplótł swoje palce między moje, z kolei prowadząc mnie do głównego wejścia kina.
 Oddalając się, rzuciłam spojrzenie przez ramię. Dziewczyna stała w tym samym miejscu z szeroko otwartymi ustami. Z pewnością nie chciała uwierzyć, że Burton się mną zainteresował. Jednak nie mam zamiaru wyprowadzać jej z błędu. Niech dziewczyna zrozumie, że wyglądem nie znajdzie miłości, jedynie przelotne kontakty z płcią przeciwną. To powinna być dla niej lekcja, że szacunek drugiej osoby zdobywa się inteligencją, a nie ciałem. Prócz sytuacji, gdy jednej ze stron zależy wyłącznie na seksie, a każda znajomość do tego prowadzi. 

 Bez problemu znaleźliśmy wyznaczone miejsca. Wygodnie się rozsiadłam w miękkim, czerwonym fotelu. Cliff biorąc ze mnie przykład, wyprostował nogi na oparciu przed nim.
 Po chwili, na szerokim ekranie przewinęło się kilka mniej ciekawych reklam jak i jedna, przykuwająca uwagę- w tanecznym rytmie rozśpiewana parówka wskakuje w bułkę, która szeroko się otwiera na przyjęcie serdelka.
-Hej- koło Cliff'a usiadła rudowłosa koleżanka. Gdy dotknęła ręki mojego towarzysza, poczułam w sobie lekką złość. Nie podobało mi się to. Jednak jakiekolwiek negatywne uczucia,  zaburzyłyby mój spokój duchowy.
-Co ty tu robisz?- zadałam pytanie, nie zdając sobie sprawy, jak nieprzyjemnie musiało to zabrzmieć.
-To samo co ty- zaczęła zalotnie się śmiać. Zasłoniła usta dłonią, na palce której potem nawinęła kosmyk włosów. W dalszym ciągu wpatrywała się z chłopaka.
 Ten seans nie mógł należeć do najprzyjemniejszych.
__________________________________________
LARS
__________________________________________

 -Która, kurwa, jest godzina?- spytałem pewny, że w salonie prócz mnie leżą jeszcze chłopaki.
 Po rozmowie z Yv o tym, co działo się na imprezie, zaprosiłem cały zespół. Yvonne była tym faktem strasznie zdenerwowana, jednakże (cokolwiek to znaczy), zorganizowałem to spotkanie dla niej. Prosiła, abym pogadał z Hetfield'em o bójce i tak... nie zrobiłem. Zajebisty ze mnie brat, nie powiem.
 Sturlałem się z łóżka, odczytałem datę na kalendarzu. Tak się napierdoliłem, że przespałem dwa jebane dni! Dwa jebane dni!
-Czemu kurwa nikt mnie nie obudził ?!- krzyknąłem wkurwiony. Tyle czasu zmarnowałem! Równie dobrze mógłbym wypić dwie butelki Jack'a Daniels'a.
- Jak ty się wyrażasz, robaczku?- otworzyłem szeroko oczy. Uporczywie wpatrywałem się w postać przede mną, nie kontaktując do końca. Podobno kaca się zapija kacem, a tu do cholery mam jeszcze większego! Do tego halucynacje.
-Ja pier....przepraszam, mamo- jak poparzony zerwałem się do pionu. Skąd kurwa się wzięła tu moja matka?! Nie powinna być w Danii? Z ojcem?- Co-co ty tu robisz?- zapytałem speszony zaistniałą sytuacją. Naprędce rozejrzałem się dookoła. Wszędzie czysto, nawet stół się świeci. Zapach również jest przyjemny. Jak to się kurwa stało?!?!?! Ostatnio był tu pierdolony bałagan!
-Też mi miłe powitanie- ruszyła w stronę kuchni, a ja w ślad za nią.- Kawę też muszę sobie zrobić sama.- wyjęła z szafki pojemnik. Małą łyżeczką odmierzyła idealne dwie małe porcje, następnie zalewając je wodą.
-Czemu ty tu jesteś?- zapytałem w dalszym ciągu zdezorientowany.
-Jesteś moim synem. Muszę wiedzieć, co u Ciebie- spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Z pewnością spodziewała się bardziej radosnego powitania.-Gdzie jest Hope?- zapytała z nutą zaciekawienia w głosie. Mogłem spodziewać się, że to pytanie prędzej czy później padnie.
 Rodzice od dłuższego czasu planowali powrót do Danii. Ja w tym czasie zaczynałem pracę nad zespołem, a Yv nie chciała przenosić się z połowie liceum. Wówczas miałem przy boku dziewczynę, która przekonała moją rodzicielkę, że nie musi się o nas martwić. Ja jestem dorosły, a ona pomoże w utrzymaniu domu w jednym kawałku.
 Hope w każdej sytuacji była bardzo przekonująca. Oszukała moją mamę, a następnie mnie.

-Pracuje- zaciskając pięści, wycedziłem przez zęby odpowiedź. Jako porządny facet nawet nie skłamałem. Hope pozuje do magazynów o modzie, jest modelką. Zarabia forsę, więc można to uznać za zawód.
-Zaproś ją na niedzielny obiad- spojrzała na mnie tymi swoimi proszącymi oczkami. Dobrze, że Yvonne nie opanowała tej sztuki. Miałbym cholernie przerąbane.
-Po co?!- rzuciłem zbyt dynamicznie. Muszę się opanować i pociągnąć tą rozmowę do końca. Wtedy będę mógł wrócić do łóżka z kolejną butelką alkoholu.
-Muszę zapytać, jak się sprawujecie- podeszła do mnie zatroskana jak zwykle. Stając na palcach, dotknęła wierzchem dłoni mojego czoła.- Nie masz temperatury. Dobrze się czujesz?
-Wspaniale. Na którą mam ją zaprosić?- mama z uśmiechem na twarzy zaklaskała radośnie w dłonie.
 Zapowiada się zajebisty, rodzinny weekend.
__________________________________________
RANDI
__________________________________________

 Po zakończonym seansie wyszliśmy na zewnątrz kina. Zamiast skierować się prosto do domu, stałam oparta o mur, cierpliwie czekając na Burtona. Chłopak został zaciągnięty do znajomych rudowłosej, aby mogła się nim pochwalić. Stwierdziła, że każdy ''skiśnie z zazdrości'' na widok muzyka. Moim zdaniem to fatalne założenie. Zazdrość jest złym uczuciem, nie powinno sprawiać nikomu satysfakcji. Jedyne co wywołuje, to brak zaufania, chęć kontroli, a czasem nawet i agresję.
 Nie miałam ze sobą zegarka, więc pewnie dlatego czas mi się dłużył. Cenny czas marnowałam czekaniem na chłopaka... jednego chłopaka. Nie powinnam być od nikogo zależna, ani się przywiązywać. Wiedząc, jakie uczucia wywoła u mnie napotkanie koleżanki z klasy, wybrałabym wieczór z Holtem. W tym momencie zapewne leżelibyśmy w łóżku, delektując się przepięknym widokiem z okna.
-Przepraszam. Ta dziewczyna nie rozumie odmowy- koniec końców podbiegł do mnie zdyszany Cliff, a w ślad za nim nowa koleżanka. Nim zdążyliśmy odejść, dziewczyna złapła chłopaka za rękaw.
-Strasznie szybko się zmyłeś- spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
-Przepraszam, spieszymy się- w odpowiedzi przyciągnął mnie do siebie. Przez chwilę próbowałam wyrwać się z uścisku. Na marne. Burton ma silne ramie, a Sienna zniesmaczoną minę. Chyba nie zapałała do mnie sympatią mimo, iż jesteśmy w jednej klasie około roku.
-W sobotę całą paczką jedziemy na biwak. Nie chciałbyś się wybrać?- posłała mu zalotny uśmiech.
-Eee...nie...- spojrzał na mnie w poszukiwaniu właściwej odpowiedzi. Po napotkaniu mojego znudzonego spojrzenia momentalnie się rozweselił- właściwie to świetny pomysł. Pojedziemy. Prawda, Randi?- dziewczyna spiorunowała mnie wzrokiem. Miałam wrażenie, jakby miała ochotę odkręcić mi głowę. Nie była to przyjemna chwila. Jako łagodna łania, poczułam zagrożenie ze strony innej samicy. Tyle, że ja nie mogłabym być dla niej konkurencją. Jestem otwarta na miłość każdego, nie musi się obawiać, że osaczę Cliff'a. Jednak z drugiej strony, nie chcę, aby ona posiadła go pierwsza.
-Oczywiście.- wyszczerzyłam się do obojga, automatycznie przy tym chichocząc.
 Sienna zapisała informacje na temat nocowania w lecie na różowej kartce, zapewne perfumowanej. Z namaszczeniem wręczyła ją chłopakowi. Z drugiej strony papieru dojrzałam fragment numeru telefonu z serduszkiem. Zapewne liczy na coś więcej niż wspólny wypad.
-Chodź, odprowadzę Cię- Burton rozluźnił uścisk. Schował ręce w kieszeniach spodni, po czym ruszył przodem. Z czasem miałam problem, aby dogonić towarzysza. Przez całą drogę szłam kilka kroków za nim.
__________________________________________




 Pierniczę to wszystko- przepraszam za moje dzisiejsze zachowanie. Jednak cholernie się wkurzyłam! Od dwóch tygodni soczysta ósemka gniła w folderze. Gdy udało mi się ją dziś ukończyć i byłam usatysfakcjonowana z rozdziału, ten się usunął. W parę chwil musiałam odtworzyć to, co udało mi się zapamiętać. Dlatego też przepraszam za koszmarne błędy, chujową jakość tekstu i ogólnie całość. Miało być zajebiście, a cała praca poszła na marne. Wszystkiego się odechciewa.
 Nie życzę miłego czytania, gdyż, że mam porównanie pierwowzoru do tego czegoś, mogę zapewnić o bezsensowności obecnej drugiej wersji. Jednak nie mam zamiaru bawić się kolejnych dwóch tygodnie z tym samym rozdziałem.
 Jak już zapowiedziałam Nemeless w dziewiątce- o ile uda mi się ją napisać- pojawi się Kirk.
 Gdy tylko skomentuję zaległe posty na innych blogach, za co przepraszam i będę przepraszać w dalszym ciągu, wybieram się na wycieczkę do dupy.
 
Do zobaczenia u was. Oficjalnie zaczęły mi się ferie, więc szybko nadrobię zaległości jak i więcej ich sobie nie stworzę.
 Przepraszam jeszcze raz.