poniedziałek, 29 grudnia 2014

IV

 _________________________________________

YVONNE
__________________________________________

13.04.1983, Los Angeles

 Po poranku spędzonym u Randi zdałam sobie sprawę z wielu rzeczy. Przez kilka godzin rozmawiałyśmy praktycznie o wszystkim. Zwierzyła mi się ze swoich obaw względem Holt'a. Nie dziwię jej się. Coś mi się nie podoba w tym chłopaku. Na pierwszy rzut oka jest w porządku i w ogóle, ale nie jest do końca przejrzysty. Przez cały dzień próbowałam rozgryźć, co mi w nim nie pasuje. Skończyło się na rozmyślaniu o sensie istnienia mojego związku z Dave'em. Przez chwilę się zawahałam. Byłam pewna, że mogę to skończyć. Jeśli ma nam wyjść, to on postara się o mój powrót. W ten oto sposób trafiłam pod drzwi Mustaine'a. Moje plany legły w gruzach.  Przebywam w jego hotelowym pokoju już trzy dni. Cały ten czas spędzamy w łóżku pieprząc się, pijąc, paląc skręty lub w przypadku Dave'a wciągając amfę lub kokę. Wolałabym, żeby poprzestał na valium. Jednak nie chcę go bardziej zdenerwować. Ciągle chodzi nabuzowany, bardzo łatwo wywołać u niego napad agresji.
 Wczoraj wieczorem byłam już z lekka znudzona naszym sposobem tkwieniem tutaj. Chciałam zaprosić parę osób, by coś się zadziało. Gdy wykręciłam numer do Larsa, Mustaine spojrzał na mnie cały czerwony ze złości. Wytrącił mi z ręki telefon, chwycił mnie za nadgarstek. Powiedział ''tylko spróbuj'', po czym wymierzył mi policzek. Przez kilka długich minut stałam oniemiała. Nie wiedziałam co się właściwie stało, byłam przerażona. Rudy jest cholernym dupkiem, ale nigdy mnie nie uderzył. Szczerze mówiąc nawet nie byłam na niego zła, tylko zdziwiona.

Gdy wziął kolejną działkę, przeprosił mnie, rzucił na łóżko. Nasz rytuał odbył się ponownie.
-Yv, gdzie kurwa jest valium?- zapytał ledwo przytomny Dave. Spojrzał na mnie z ledwo podniesionych powiek. Jedna ręka bezsilnie zwisała mu z łóżka.
-Wziąłeś wszystko?- pogłaskałam chłopaka po głowie, następnie składając pocałunek na jego czole.
-Gdzie kurwa jest...
-Odpierdol się- warknęłam dosyć agresywnie. Co mnie obchodzą jego prochy? To nie ja biorę non stop. 
-Zadzwoń do James'a- na mojej twarzy wystąpiły krągłe rumieńce. Przypomniały mi się wydarzenia z przed kilku dni. Jak mnie pocałował. Było to... nie do opisania. Czułam się, jakbym znowu stała się 15-latką, która po raz pierwszy widzi długowłosego boga. Jednak nie jest tak jak kiedyś. Teraz jestem dziewczyną Dave'a, który jest dla mnie równie dobry... tak sądzę. Nie mogę i nie chcę myśleć o nikim innym. Zwłaszcza o facecie, który powstrzymał mnie w niekonwencjonalny sposób przed wydrapaniem oczu dziwce, którą jest dziewczyna mojego brata. 
__________________________________________


HOPE
__________________________________________

-Dajcie kurwa wódy!- Lars od pół godziny skakał po salce w poszukiwaniu alkoholu.-Nie pierdol, że wszystko wypiliśmy!- rzucił się na Cliff'a.-Oddawaj buty- po kilku minutach szamotaniny zdjął biednemu chłopakowi obuwie. Burton ma przejebane z chłopakami. Zwłaszcza, kiedy Kirk do nich dołączył- równe dwa tygodnie temu. 
 Dziwię się, czemu zwlekali z wykopaniem Dave'a. Mogli to zrobić tego samego dnia. Nie musieliby wtedy organizować potajemnych prób z Hammett'em. 
-Zaraz wracam- podbiegł do mnie pijany Ulrich. Pocałował mnie, miażdżąc przy tym moją pierś. Za grosz romantyzmu.
 Wybiegł z pomieszczenia wraz Kirkiem i bosym Cliff'em. Z pewnością poszli po większą ilość alkoholu. Dzisiaj oficjalnie świętują zmianę składu Mety. Moim zdaniem powinni się bardziej przyłożyć do gry niż imprezowania, ponieważ za niecałe dwa tygodnie grają koncert. A Lars nadal partaczy połowę kawałków. Nie potrafi nic porządnie zagrać. Jednak jemu to wisi. W końcu nikt go nie wyrzuci z zespołu, gdyż sam go założył. Pomijając w tym udziały Jamesa. 
 No własnie. Blondyn od kilku godzin siedzi ponury w koncie. Cały czas męczy ten sam litr wódki. Od zajścia w moim ogrodzie jest jakiś nieobecny. Czyżby ta idiotka zawróciła mu w głowie? Niemożliwe. Hetfield po każdym koncercie kręci z inną panną, więc nie miałby czasu na przejmowanie się tym kurduplem. 
-Jamie-usiadłam koło chłopaka, który spojrzał na mnie zdziwiony. Korzystając z jego rozkojarzenia, wyrwałam mu z rąk butelkę. Pociągnęłam dużego łyka, po czym odstawiłam ją z dala od spragnionego Hetfielda.
-Nie jestem gejem, żebyś tak do mnie mówiła- zmroził mnie spojrzeniem.-Przepraszam- dodał po chwili, otaczając mnie ramieniem.
-Co się z Tobą, do cholery dzieje?- wyzwanie na dzisiaj: bądź miła dla pieprzonych ludzi.
-Jesteś ostatnią osobą, z którą chciałbym pogadać- zaśmiał się. Potargał mnie po głowie, wstał. Lekko się zachwiał, ale dał radę dojść do drzwi.
-Yvonne,prawda?- zarzuciłam aluzję. Chwila prawdy. Kocha czy nie kocha?
 James stanął jak wryty. Łypnął na mnie przez ramię. Po chwili namysłu zignorował mnie i wyszedł. 
 A jednak. Hetfield coś czuje do tej pieprzonej brunetki. Chociaż nic w tym dziwnego. Wszystkich najwyraźniej ciągnie do jebanych Ulrich'ów.
__________________________________________


RANDI
__________________________________________

14.04.1983, San Francisco

 W Ruthie's było niesamowicie tłoczno. Każdy fan jak i szpaner przybył na koncert wschodzących bogów: Exodus. Na scenie Gary i Evan stroili gitary, Rob rozmawiał z jakimiś dziewczynami, a Paul...
-Chodź tu, pozerze! Helikopter Szprot jest gotowy na twoje frędzle!- ze śmiechem na ustach pognał za drobnym chłopakiem. On to ma pomysły. 
 Nożyce ogrodowe przewiązał stringami i nazwał Helikopterem Szprotem. Od miesiąca na każdym koncercie obcinał nimi frędzle przy kurtkach innym ludziom. Jest bardzo nietolerancyjny. Zamiast zaakceptować oryginalność, woli ją gnębić. A to jest złe posunięcie. W końcu wszyscy ludzie są braćmi, a świat jest na tyle duży, że starczy na nim miejsca dla każdego. 
-Przepraszam.Przepraszam! Przesuń się grubasie!- przez tłum przeciskała się Hope. Miała na sobie białą bluzkę z pluszu, ledwo zakrywającą piersi jak równie nie grzeszącą długością spódniczkę. Otrzymała trudne zadanie- przecisnąć się przez barierę napalonych mężczyzn, nie tracąc przy tym ubrań. Koniec końców stanęła przede mną.
-Poproszę białe wino- uśmiechnęła się zalotnie do barmana.
-Jakie wiatry Cię przywiały?- zapytałam, jak zwykle niewinnie się przy tym śmiejąc. 
-Cliff Burton- rzuciła mi dwuznaczne spojrzenie.
-Poligamia?- wypowiedziałam to słowo nazbyt entuzjastycznie. Ciekawe jak Lars przyjął tą wiadomość. Musiało być to dla niego trudne, zważywszy fakt, że nikt inny go nie chciał
-Tylko z nim przyszłam idiotko!- jednym haustem pochłonęła niewielką zawartość kieliszka. Na końcu przeciągle zabrała się do przeżucia oliwki. Barmanowi niedługo eksplodują spodnie, jeśli Hope będzie się z nim dalej droczyć.
 Nie chcąc patrzeć na jej podchody, ruszyłam pod scenę. Z trudem przepchnęłam się na sam początek. Gdy mi się to udało, bezpiecznie stanęłam przy barierce z boku, mocno się jej łapiąc.
 Przedstawienie się zaczęło. Chłopcy odegrali wstępne solówki na gitarach. W uszach rozbrzmiały wibracje wywołane uderzaniem w bębny. Wszyscy zebrani rzucili się do przodu, miażdżąc przy tym najmłodszych fanów. Po chwili po całej sali rozniósł się donośny głos Paula.
-*Iaaaah! Metal rządzi, jeśli go nie lubisz, zdychaj- wszystkie ręce uniosły się do góry, ukazując szacunek dla zespołu poprzez pokazanie rogów. Muzycy zaczęli wybijać rytm. ''No Love''. 
 Na przekór wszystkiemu lubię Exodus. Ich teksty są przerażające, czasem nie na miejscu, ale niosą ze sobą coś innego. Nie pasują do reszty święty. Są wyjątkowi, ale nie do końca w pozytywnym sensie.
-Moja babcia potrafi hałasować głośniej, a ona nie żyje!''- ludzie zaczęli wrzeszczeć głośniej. W mgnieniu oka rozpętał się młyn. Głównie mężczyźni jak i chłopy zaczęli rzucać się na siebie w zawrotnym tempie, przewracając przy tym niezaangażowanych w pogo ludzi. Prawdziwa rzeź. 
__________________________________________


HOPE
__________________________________________

 Mimo mojej zażyłej znajomości z Holt'em, pierwszy raz pojawiłam się na koncercie Exodus. Gdyby nie kłótnia z Larsem, nie postawiłabym tu nogi. Musze mu chyba podziękować,za niewywiązywanie się z obietnic. 
 To, co tu następuje z minuty na minutę jest genialne. I mroczne zarazem. Po za niewielką grupką ludzi przepychającą się w moim grodzie, pierwszy raz jestem świadkiem tego czegoś. Nie do opisania. Jest tu tak wiele osób, które nawzajem zadają sobie wiele bólu, a i tak są zadowolone. Nie do końca rozumiem, jak przepychanki mogą łączyć ludzi. Mam szczęście, że przemiły chłopak za drobną przysługę zechciał wziąć mój ciężar na barana. Mam niesamowity widok na wszystko.
-Zabić pozerów!- po okrzyku Paula kto żyw zaczął się rozglądać po sali. Gdy tylko dostrzeżono kogoś w legginsach, kurtce z frędzlami czy kowbojkach, niezależnie od płci zaczęto go bić. Jeśli wiedzieli co nastąpi, to czemu tak się ubrali?
 Zaczęto grać jedyną piosenkę jaką znam. Mianowicie ''Metal Command''. Rob zszedł do widowni. Na zawołanie otoczył go wianek piszczących fanek. Chłopak zaczął zamaszyście poruszać głową. Jego włosy wznosiły się i opadały. Lekko pijany Paul wszedł trzy takty za późno, a po kilku słowach zapomniał tekstu. Zaczął się głośno śmiać i przybijać piątki wielbicielom. 
-To czas, aby walczyć w rytm metalu dziś- całe pomieszczenie opanował chór głosów recytujących refren. 
 Niesamowite widowisko.
-Lala, twoja kolej- mężczyzna postawił mnie do parteru.
-Chodź- złapałam go za rękę. Po skierowaniu się do męskiej toalety, zaszyliśmy się w ciasnej i niezbyt czystej kabinie na końcu. Przynajmniej nie śmierdzi.
 Przyjrzałam się mojemu towarzyszowi. Miał mocno natapirowane, czarne włosy. Na twarzy gościł pełny makijaż. Dziwi mnie fakt, że nie bał się pokazać w Ruthie's. W końcu thrash'erzy próbują zabić każdego, kto jest inny. 
-Jak masz na imię?- spytał, kładąc mi dłoń na szyi. 
-Ho...- zanim zdążyłam odpowiedzieć, chłopak włożył mi rękę pod spódniczkę.- A ty?- spróbowałam spowolnić przebieg sytuacji.-Nie uprawiam seksu w przypadkowymi facetami- odepchnęłam go od siebie. Spojrzał na mnie ze śmiechem na ustach. Najwyraźniej go rozbawiłam.
-Nikki.- przeciągnął mi bluzkę przez głowę, zabrał się do zsuwania pończoch.- Już nie jestem przypadkowy- zassał moją szyję. Atmosfera zrobiła się gorąca.
__________________________________________

YVONNE
__________________________________________

 Mustaine od godziny spał jak suseł. Próbowałam go obudzić, ale na nic. Korzystając z chwili nieuwagi przebrałam się w krótkie spodenki i za dużą koszulkę z kosmitą, które były pod ręką. Napisałam kartkę ''Przyjdź do mnie'', z kolei wychodząc.
 Podeszłam do najbliższej budki telefonicznej. Podniosłam słuchawkę. Jednak po namyśle uśmiech mi zrzedł. Na pamięć znam wyłącznie numer Jamesa. No nic. Chcę wrócić do domu, więc muszę skorzystać z jakiejkolwiek pomocy.
 Drżącą ręką wykręciłam numer. Po dwóch sygnałach w słuchawce usłyszałam słodki głos blondyna.
-Czego?- odparł niewyraźnie.
-J-james?- przez chwilę się zawahałam. Nie jestem pewna, czy to był dobry pomysł.- Przyjedziesz po mnie?- zapytałam z nikła nadzieją. Będę szczera. Gdyby to Lars odebrał, kazałby mi się pieprzyć. 
-Podaj adres- ulżyło mi. Udzieliłam mu szczegółowych informacje. Umówiliśmy się w jakimś zapadłym barze przecznicę stąd.
__________________________________________





* Cytaty zaczerpnięte z rzeczywistości.
 

 Z góry chciałabym przeprosić za ten rozdział. W ogóle mi się nie podoba, ale obecnie nie dałabym rady napisać lepszego- brak weny, nadchodzący egzamin, do którego wypadałoby się zacząć uczyć, mnóstwo referatów, projektów i innych bezsensownych czasem rzeczy.- czyli masa narzekania.

 Przed Nowym rokiem raczej się nie zobaczymy, tak więc pijanego- ale z umiarem- sylwestra, doborowego towarzystwa, wstąpienia z uśmiechem nowy rok, który mam nadzieję, zaowocuje sukcesami :*











                      

                      

poniedziałek, 22 grudnia 2014

III

__________________________________________

JAMES
__________________________________________

 Jedna chwila ciszy w tej metalowej dżungli. Już dawno nie byłem na tak zajebistej imprezie. Przez ostatnie pół roku razem z Mustaine'em skupiliśmy się na tworzeniu muzyki. Nie miałem czasu na ''przyjemności'' pomijając fakt, że chodziliśmy najebani co noc i z kacem przez cały dzień. 
 Nowa i zarazem pierwsza płyta zapowiada się obiecująco. Wystarczy ją tylko nagrać  i wydać. Musimy również znaleźć nowego gitarzystę. Dave w tym stanie długo nie pociągnie. Ile jeszcze pożyje ćpając minimum trzy razy dziennie? Z jednej strony go rozumiem- chce odreagować. Spędził cholernie mnóstwo czasu nad dopracowywaniem kawałków i na kłótniach z młodą Ulrich. Z drugiej zaś jest jebanym idiotą. Nie potrafi stawić czoła problemom, ogarnąć roboty na boku. Woli przewalać kasę matki na dragi.
 Aktualnie siedzi skołowany na krześle obok. Pewnie wciągnął za dużo amfy lub niefortunnie trafił w żyłę.
-Dave,kurwa! Chodź!- do kuchni wbiegł przerażony King.-Nie mogę ich rozdzielić!- podszedł do Mustaine'a. Gdy energiczne poruszanie na wpół przytomnym chłopakiem nie pomogło, Kerry spoliczkował go. 
- Co ty odpierdalasz?!- rudowłosy zaczął kontaktować. Po chwili oburzenia momentalnie zaczął się śmiać.
-Twoja laska napierdala się z Hope!- ponownie spróbował ocucić chłopaka. Na marne.
 Po kilku łykach piwa dotarł do nie sens wypowiedzi Kerry'ego. Yv... ona nigdy się z nikim nie biła! Jej szanse nie są największe. Ktoś powinien kurwa zareagować, a nie posyłać po najebanego Mustaine'a! Ja im kurwa pokażę!
 Odstawiłem szklankę, zgasiłem połowę papierosa. Pędem ruszyłem do jebanego ogrodu. 
 Pod samą sceną, gdzie Exodus napierdalał bez względu na zaistniałe okoliczności, utworzył się spory krąg skandujących ludzi. Chwilę zajęło mi przedarcie się przez mur, niechętnie ustępujący miejsca. Z całej siły rozpychałem ludzi na boki, ''kurwiąc'' i ''pierdoląc'' na lewo i prawo.
 Spojrzałem na dwie drobne postacie tarzające się po trawniku. W chwili mojego przyjścia blondynka okładała pięściami młodą Ulrich. Biedna Yv. To było do przewidzenia. Co jej do kurwy nędzy odpierdoliło, że rzuciła się w wir walki?!
 Nie mogąc już patrzeć na bijące się dziewczyny- które zwykle sprawiają mi przyjemność- złapałem Hope w pasie i odciągnąłem ją do tyłu. Mała nie dawała za wygraną. Wierzgała nogami, wyrywała się, krzyczała. W pewnej chwili wbiła mi swoje długie paznokcie w ręce. Syknąłem i automatycznie ją puściłem. Dziewczyna podbiegła do Yvonne, po czym się na nią rzuciła. Szatynka widząc nadbiegająca bestię uniknęła ataku. Sama zaś skoczyła na przeciwniczkę. Zaczęła ją ciągnąć za włosy na zmianę wbijając jej pazurki w twarz. Gallagher szybko się nie wyliże z tych ran.
 Ponownie spróbowałem rozdzielić dziewczyny. Pociągnąłem Yvonne zaciągnąłem wstecz. Tymczasem Hammett zszedł ze sceny, aby przytrzymać Hope. Później muszę podziękować mu za pomoc.
-Puszczaj,pojebało Cię?!- młoda Ulrich zaczęła się wyrywać. Przewróciłem ją na ziemię, sam nad nią górując. Przygwoździłem jej ręce nad głowa, przytrzymałem lewą nogę kolanem. Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona przez mgłę łez. Z tej perspektywy dostrzegłem jej zadrapane policzki oraz krew lecącą z ust, nosa, brwi.
-Puść mnie- poprosiła cicho. Na brak reakcji z mojej strony postąpiła gwałtownie. Zaczęła usilnie oswobadzać się. Przytrzymałem ją mocniej. Po chwili doznałem ciosu w moje cenne klejnoty. Kurwa! Co ona odwala?! Próbowała się wyrwać, jednak mimo pulsującego bólu nie puściłem jej.
-Yvy, uspokój się kurwa! Nie rób z siebie idiotki!- szepnąłem jej do ucha.-Proszę- dodałem nieco spokojnie. Moje prośby nie podziałały. Muszę próbować inaczej.-Sama się o to prosiłaś- po tych słowach pocałowałem dziewczynę, która momentalnie znieruchomiała. Nasze usta złączyły się w elektryzującym pocałunku.
__________________________________________

RANDI
__________________________________________

11.04.1983, Los Angeles

 Ostatnia noc była dosyć pokręcona. Wiele razy powtarzałam Yvonne ''Czyń miłość nie wojnę'', ale jak zwykle nie posłuchała. To pewnie przez jej zbzikowaną niebieską aurę z lekkim odcieniem fioletu. W końcu ma zmieszaną naturę. I jak to się mówi przy tym kolorze: '' Od działania do poświęcania się''. Głupia dziewczyna.
 Zeszłam po schodach na dół. W kuchni powitały mnie promienie słoneczne wpadające przez okno jak i gorzki zapach kawy. Jeśli na śniadanie będzie sałatka z kiełków, to uznam ten poranek za iście cudowny.
-Witaj, Słoneczko!- od progu powitał mnie August, narzeczony mojego taty.-Jak się miewasz?- zapytał jak zwykle błogim głosem. 
-Cudownie. Prócz tego, że ominęłam wschód Słońca- ze smutną miną usiadłam przy stole. Energia słońca o wschodzie daje ciepło, uzdrawia problemy, a budzące się przy nim życia dają radość i nowy początek. Chciałam pokazać Yv jedno z cud natury, aby wzmocniła swoje siły. Jednak po wieczorze wrażeń obie zaspałyśmy. Ominęło nas to fascynujące zjawisko. 
- Nie martw się, jutro także jest dzień- podsunął mi pod nos talerz z frittatą z mięta i grzybami. Niepodobne do kiełków, ale równie smaczne i pożywne.- Dziękuję, Auguście. Jesteś fenomenalny- mój przyszły ojczym jest świetnym mężczyzną. Lubi sprzątać, potrafi gotować oraz piec. Prowadzi małą knajpkę wegetariańską w Venice. Jest to jeden z powodów, dla których chciałabym prowadzić sklep z ekologiczną żywnością. Najpierw jednak muszę skończyć szkołę. Tylko dlaczego?! Świadectwo na nic mi się nie przyda. To jedynie kawał papieru pchający do egoistycznego trybu życia, od którego chcę uciec. 
 Po ukończeniu 18-stu lat przeniosę się do komuny. Tam wszystko będzie wspólne, nawet dzieci. Razem z moimi braćmi i siostrami będę uprawiała ziemię, szyła ubrania. Inni zajmą się opieką nad najmłodszymi i wytwarzaniem drobnych sprzętów codziennego użytku. W ogrodzie posadzę swoje pierwsze drzewo oliwne. To jak inicjacja. Jeszcze dwa lata i będę samowystarczalna. Nie będę zmuszona się kształcić czy pracować. To by zakłóciło mój spokój duchowy. Wolę być biedna, ale wolna. To jedyna wartość w życiu.
 Najbliższa komuna mieści się na obrzeżach San Francisco. Gary się ucieszy, że będę blisko niego. Bardzo uroczy z niego chłopak. Jest miły, słodki, nasze poglądy niewiele się różnią. Ostatniego wieczoru udaliśmy się do sypialni. Całą noc rozmawialiśmy. Na początku byłam trochę zawiedziona, gdyż nadal nurtują mnie jego wibracje, które ujrzałam w aurze. Nigdy nie widziałam nikogo w czerwieni. Mimo wszystko, to był wspaniały wieczór. Jednak gdy teraz tak myślę. Może Holt nie chciał się ze mną kochać, ponieważ woli mnie lepiej poznać? Nie, na pewno nie. To byłoby niedorzeczne, gdyby zapałał do mnie uczuciem. Nie chciałabym go zranić. Jednak moja natura prędzej czy później by to uczyniła w tej sytuacji. Jestem dzieckiem ziemi. Nie uznaję zobowiązań. Chcę cieszyć się wolną miłością. Lepiej nią obdarzyć wielu ludzi, niż zamknąć się na jedną osobę i żyć na smyczy.
-Witaj Kwiatuszku! Jak się miewasz?- na dole pojawiła się Yvonne. Ze zwieszoną głową zajęła miejsce obok mnie. Wyglądała tragicznie. Włosy związane w niechlujnego koka odsłoniły to, co początkowo starała się zasłonić. Dyskretnie się jej przyjrzałam. Lewe oko miała podbite, otoczone fioletowym koło z zielonymi prześwitami. Pod nosem zaschły strupki spowodowane wcześniejszym krwotokiem. Na prawej brwi oraz ustach miała jeszcze świeże rany. Jej ręce były całe podrapane, a palce przetarte w wyniku zadawanych ciosów. Nie było mnie przy tym całym zdarzeniu. Ciekawa jestem, o co im poszło. 
-Proszę- August podał przyjaciółce filiżankę z gorącym napojem od którego unosił się zapach świeżo skoszonej trawy.- Napar z geranium dobrze Ci zrobi. 
-Co to jest?- spojrzała na mnie z zapytaniem.
-Geranium to kwiat, głuptasie- uśmiechnęłam się- daje szczęście, uzdrowienie i radość.- dopowiedziałam.-Co się stało?- zapytałam, próbując ukryć ciekawość.
-Nic-upiła łyk naparu, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Mogłaby w końcu zrozumieć, że rośliny to nasi przyjaciele niosący z pomocą magiczną moc działania. Nie ma się czego brzydzić.-Pobiłyśmy się o Dave'a- na jej twarzy wykwitły dwa krwiste rumieńce.
-Serio?- wybuchłam śmiechem. Przez dłuższą chwilę nie mogłam opanować chichotu. Sama sytuacja mnie nie rozbawiła, tylko jej powód. Wdać się w bójkę przez jednego faceta? Po świecie przecież ich chodzi więcej niż milion.-Oj, głuptasie!-otuliłam ramieniem przyjaciółkę, aby dodać jej otuchy.- Już wiesz dlaczego preferuję miłość bez zobowiązań. 
-Chyba też się na to przerzucę- obie zaczęłyśmy się śmiać.
-I widzisz. Zamiast wojować, lepiej uprawiać seks- skomentowałam kolejną życiową uwagą. Może i ominęłyśmy wschód słońca, ale przed nami jeszcze północ. Kto wie, jakie magiczne właściwości na nas czekają.
__________________________________________

JAMES
__________________________________________

 Kolejna zjebana próba. Zamiast grać czy chociażby tworzyć jakiś bezsensowny kawałek o piwie, kłócimy się. Dave po raz kolejny przyszedł na spotkanie nawalony w trzy dupy(pewnie po drodze zaliczył ze cztery), a Lars skorzystał z okazji, żeby powrzeszczeć. Jak ja ich czasem kurwa nie nienawidzę!
-Już, skończyliście się fochać, gołąbeczki?- Cliff spróbował rozluźnić atmosferę. Jednak swoim drobnym żartem wywołał kolejną falę przekleństw.
-Co się przypierdalasz, Burton?!- zaatakował go Lars- pilnuj swojego nosa, chyba, że też chcesz wylecieć!- pogroził biednemu chłopakowi pięściami. Dobra, Ulrich może być zły, ale trochę przesadza. Przypieprzył się do Mustaine'a, to niech się go trzyma.
-Załatwmy to pokojowo, ludzie- stanąłem pomiędzy nabuzowanym perkusistą a zdezorientowanym basistą.
-Pokojowo?!- zaśmiał się Dave- zerżnąłeś hipiskę, że takie gadki odpierdalasz?- po chwili zawtórował mu Lars. Oboje mają niezły ubaw mimo, iż tylko jeden się naćpał.
-Sam tego chciałeś. Wypierdalaj stąd, zespołu i naszego życia.- wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Ulrich miał to zrobić, ale jak widać, dałem się ponieść przypływowi złości.- Mam już dość twojego ćpania, chlania i tego, że przez jebanego księcia Mustaine'a nie możemy przeprowadzić cholernej próby, wystąpić, ani nagrać nic od roku!- powiedziałem co chciałem i źle mi z tym. Ale to chyba norma. Jestem facetem, myślę zawartością spodni albo wcale.
 Dave jest moim dobrym przyjacielem. Bynajmniej był. Razem tworzyliśmy zajebiste utwory na naszą pierwszą płytę, której z nim nigdy nie nagramy. Potrzebujemy porządnego i rzetelnego gitarzysty. Jeśli mamy spełnić marzenia i zrobić karierę, musimy użyć drastycznych środków. W tym wypadku wykopać Mustaine'a. W końcu wiele legendarnych kapel kilkakrotnie zmieniało skład. Mam tylko nadzieję, że nasza decyzja nie wpędzi go głębiej w nałogi.
-Jaja sobie robisz,koleś?- rudy spojrzał na mnie dosyć rozbawionym wzrokiem. No tak, jest na pieprzonym haju.-Gdyby nie ja, ten zespół byłby do dupy.
-Wiem-spuściłem wzrok z lekka zażenowany. To prawda. Dave napisał wiele utworów, kompozycji oraz wprowadzał wszystkie poprawki w repertuarze. Jego zasługą jest nasze brzmienie i wszystko inne.-Ale nie pozostawiasz nam wyboru.
-To prawda- do rozmowy włączył się Cliff- Nie zgodziłeś się na odwyk, wyśmiałeś nas wielokrotnie gdy prosiliśmy, abyś się ogarnął.
-Co? Ten zespół jest tak samo mój jak i wasz.- spojrzał na mnie błagalnie- Nic dla was nie znaczy nasza przyjaźń? Pierwsze kroki?- zrezygnowany opadł na fotel.
-Wyleciałeś,kurwa. Nie rozumiesz?- Lars potrafi idealnie dobrać słowa. Czasami mi za niego wstyd, a to nie mój brat ani chłopak. Gdybym miał takiego faceta, to bym chyba non stop siedział w domu. On pewnie by się tylko ze mną ruchał, nie zważając na moje uczucia i potrzeby. A gdyby zdradził...no cóż, by się chłopak nie pozbierał. Mam swoje znajomości i do najsłabszych też nie należę....Kurwa,czekaj,stop! Co ja odpierdalam ?! Nie, to się nigdy nie wydarzyło. Nie myślałem o tym. Chyba za mało śpię.
-Spierdalaj- Mustaine wstał, podszedł do Ulricha. Spiorunował go wzrokiem, a następnie splunął mu w twarz.- Jeszcze pożałujecie.
__________________________________________

RANDI
__________________________________________

 Weszłam do Rainbow. Już przy samych drzwiach wyczułam dym papierosowy, a z każdym krokiem na przód coraz bardziej zalatywało alkoholem. Odór pijanych facetów nie należy do najprzyjemniejszych.
 Skierowałam się do odosobnionego stolika na tyłach pomieszczenia. Przy blacie czekał już Gary. Zdziwiła mnie jego nagła wiadomość. Jestem ciekawa, czego chciał.
-Witaj, Słoneczko!- na mój widok chłopak wstał i mocno mnie przytulił. Złożył delikatny pocałunek na moim karku. Przez moje ciało przeszedł magnetyczny dreszcz.-Siadaj- wsunęłam się pod samą ścianę, a Holt obok mnie.-Poproszę dwa piwa!- zwrócił się do przechodzącej kelnerki. Uśmiechnął się czarująco. Następnie położył rękę na moim udzie, które powoli zaczął gładzić.
-Czemu tu jestem?- z moich ust wydobył się naiwny chichot. Dlaczego się tak zachowuję w krępujących sytuacjach? Mam tylko nadzieję, że moje przeczucia co do nas nie sprawdzają się w tej chwili.
-Zeszłej nocy powiedziałaś, że zima jest za krótka,a...
-...śnieg powinien padać przez cały rok- dokończyłam za Holt'a. Czy mi się wydaje, czy on się zaczerwienił? To takie urocze. Idealnie pasuje do mojego dziecinnego śmiechu.
-Mhm.Mam coś dla Ciebie- wyciągnął zza pleców mały pakunek. Podał mi pudełko oprawione czerwonym papierem w róże. Ostrożnie rozpieczętowałam.-Jeśli nie podrę opakowania, ten spory kawałek mogę z resztą przeznaczyć na recykling.- Ze środka wyjęłam szklaną kulę, w środku której stał zadowolony bałwan. Przy potrząśnięciu przedmiotem, zaczęły wirować płatki śniegu.-Teraz masz go zawsze przy sobie-złapał mnie za podbródek. Odwrócił moją głowę w swoją stronę. Przybliżył się do mnie.-To na znak naszego pierwszego spotkania-szepnął mi do ucha-i nie ostatniego. dokończył, po czym musnął moje wargi, zanim się w nie całkowicie wpił. W lekkim oszołomieniu nie zwróciłam nawet uwagi na nasze fizyczne zbliżenie.
 Miałam kiedyś co najmniej 10 śnieżnych kul. Co roku dostawałam je od mamy. Zawsze twierdziłyśmy, że jeśli kula nie stłucze się przez cały rok, to następne święta będą wspaniałe. I nasza wróżba za każdym razem się sprawdzała. Do czasu, gdy tydzień po moich 13-stych urodzinach jedną rozbiłam. Pół roku później moja rodzicielka oznajmiła, że chce rozwodu z tatą. Poznała kogoś i zakochała się podobno od pierwszego wejrzenia. Przeprowadziła się do Polski, aby być blisko niego. Od tamtego czasu wysyła mi kartki na święta i urodziny. Na tym nasza znajomość się kończy. Jest dla mnie obca. 
-Wasze zamówienie- dziewczyna w różowych włosach postawiła dwa kufle z piwem na naszym stole. Mimo woli Gary zaprzestał napastowanie mojej twarzy.
-Pij- podał mi do reki kufel, a swój uniósł w górę.-Za nas i to co się może wydarzyć- dał mi buziaka w policzek, po czym stuknęliśmy się szklankami.
 Po moim policzku poleciała łza.
__________________________________________



Mało świątecznie i dokładnie, ale jest :) Chciałabym wam wszystkim życzyć Wesołych Świąt ! Ciepłej i przyjaznej atmosfery, masę prezentów, mile spędzonych chwil i wystrzałowego sylwestra. Oby każdy wrócił z masa nowych pomysłów i serią świetnych opowiadań :).
<3

niedziela, 14 grudnia 2014

II

-Przestań!- z ust Larsa od jakichś 10 minut wychodziły świdrujące jęki. Powinien się zachowywać jak facet, ale taki już jest.
- Aaa...aaa....już,zaraz....aaaa....aaa!- zamknął oczy, unosząc się w szczęściu. Zawsze, gdy się czymś zachwyci, wygląda jakby miał niekończący się orgazm. Gdy miał 13 lat i zobaczył harleya, stał przy nim przez dobre pół godziny jęcząc. Właściciel  myślał, że sikał na jego motor. Dostał wtedy niezłe lanie.
- Już, doszedłeś?- wywłoka spytała sarkastycznie. Spojrzała z politowaniem na swojego chłopaka skaczącego nad perkusją w jej ogrodzie.-Sąsiedzi, którzy sądzili,że się masturbował byli w błędzie- uśmiechnęła się do mnie. Myśli, że jednym żartem kupi sobie moją sympatię. Jak ja jej nie cierpię! Jestem pewna, że jest z moim bratem wyłącznie dla korzyści, które nie są w jego spodniach. Chciała pewnie wdrążyć do świata muzyków metalowych, a naiwny karzeł był dobrą przepustką.
-Kurwa, Hope! Jesteś zajebista!- zaczął namolnie wpychać blondynie język do gardła. Bleee...obrzydliwy widok. 
-Chyba nie myślisz,że...?- zaczęła się donośnie śmiać z głupoty Larsa-To perkusja Toma- spojrzała na niego jak na idiotę. 
-Jakiego kurwa Toma?!-zaczął chodzić wokół instrumentu, pocierając przy tym podbródek. Robił tak zawsze gdy był zdenerwowany bądź gdy próbował nad czymś rozmyślać, co zwykle kończyło się fatalnym pomysłem. Nie należy do najmądrzejszych-gdyby tak było, wiedziałby, że Hope nie jest z nim za jego charakter. Nie rozumiem, jak można się tak głupio ''zakochać''. Przyznaję, mój wybór-Dave-również nie był rozsądny, ale w tym związku nikt siebie nie wykorzystuje.
 Wyjęłam z kieszeni paczkę papierosów. Włożyłam jednego do ust. Odpaliłam. Gorzki dym napełnił moje płuca.
-Hunting'a-rzuciłam od niechcenia. Nawet ja wiem o imprezie u szmaty. Ciekawe, czemu nie poinformowała o niej Larsa.-Grają dzisiaj u niej-spojrzałam na dziewczynę spod przymrużonych powiek.
-Exodus...u...Ciebie? Czemu kurwa nic nie mówiłaś?!-złapał Hope za ramiona.  Mocno nią potrząsnął.-A ty gówniaro, wypieprzaj tego szluga!- raczył na mnie nakrzyczeć. Pfff...jakbym nie miała 18-stu lat.-Dzwonię po chłopaków!-popędził przed siebie, zostawiając nas same. Ciekawe,która pierwsza zacznie drugiej wyrwać włosy.
__________________________________________

HOPE 
__________________________________________
-Gallagher, Suko!-podszedł do mnie Gary. Objął mnie w talii. Ma bardzo mocny i męski uścisk, nie to co Larsiątko. Może powinnam zmienić obiekt swoich zainteresowań?
-Holt, Szmaciarzu! Dobrze Cię widzieć- pocałowałam chłopaka w policzek. 
-Zrobiła się z Ciebie laska- zakręcił kosmyk moich włosów na palcu. Ostatni raz widziałam go 4 lata temu na Woodstocku. On również się zmienił. Urósł, wyszczuplał, zapuścił bujną czuprynę. Do twarzy mu.
- Ekhem- zza pleców chłopaka wyłoniła się drobna blondynka.- Niedługo zaczynacie grać, a...- spojrzała na niego swoimi dużymi, błękitnymi oczami, delikatnie się przy tym rumieniąc. Na oko ma jakieś 14 lat.
-Jasne, Słonko- odskoczył ode mnie jak oparzony.- Randi twierdzi, że mam czerwoną aurę, więc...pogadamy później, okej?- zwrócił się do mnie.
-Jakie co?- w moim głosie można było wyczuć lekkie zdumienie. Co on za farmazony pieprzy?
-Aurę- nastolatka zaśmiała się słodko. Zakryła usta dłonią.- Czerwona poświata oznacza witalność, a co najważniejsze seksualną energię.- złapała chłopaka za rękę.
-Czyli chcesz z nim...?-zaśmiałam się.-Jesteś gówniarą-spiorunowała mnie wzrokiem. Po chwili pociągnęła Holt'a w stronę domu. Mam nadzieję, że nie będą się pieprzyć w moim łóżku!
-Acha, jeszcze jedno- Randi posłała mi niezwykle słodki uśmiech- Miłej zabawy, zdziro- z jej ust ponownie wydobył się ten sam melodyjny chichot. Mała dziwka!
-Nie przejmuj się nią- rudy kolega ugryzł mnie delikatnie w ucho. Objął mnie w pasie. Poszliśmy do szopy na narzędzia. Mało tam miejsca, ale gimnastyka jeszcze chyba nikogo nie zabiła.
__________________________________________

YVONNE
__________________________________________
 Impreza nabrała tempa. Tak jak przewidziałam, ogród w ciągu godziny został rozpieprzony. Po krzakach herbacianych róż została rozmemłana ziemia, a na nielicznych drzewach pijani zakochani wyryli romantyczne inskrypcje w sercach. Plastikowe krzesła z wybrakowanymi po kilku chwilach nogami wylądowały w basenie, który posłużył jako miejsce do pływania nago bądź pieprzenia się. Weranda została cała obrzygana. Puste butelki po alkoholu latały w powietrzu tak jak i puszki po piwie, którymi kilka osób zdążyło komuś coś rozciąć. Nie wspomnę już o cudownej zabawie-pogo-na dachu.Dziwię się, że nikt z niego jeszcze nie zleciał.
 Nie wygląda to przyjemnie. Jedynie szopa na narzędzia znajdująca się na tyłach podwórka, zachowała się w jednym kawałku. Czuję, że nie na długo. Drewniana klitka stanie w płomieniach, bądź zostanie obalona-tak dla zasady dotyczącej zajebistych imprez.
 Na miejscu wywłoki wypieprzyłabym tych wszystkich ludzi. Zebrało się w tu co najmniej 200 osób, a zegarek wskazuje dopiero 20:00. W tym pośpiechu jeszcze przed północą dom runie.
-Czy jestem zły? Tak,jestem zły. Czy jestem zły? Tak, jestem mężczyzną- mimo głośnej muzyki, usłyszałam szept. Słodki oddech przez krótką chwilę pieścił moje ucho. Odwróciłam się w stronę chłopaka.
-Co ty odpierdalasz?!-spoliczkowałam Hetfielda. Refren ''Am I Evil'' zawsze w ten sposób śpiewał mi Dave.-O kurwa! Sorry! Zbyt mocno zareagowałam- moje policzki spłonęły rumieńcem. Już dawno nie pąsowiałam. W czasach mojego zauroczenia James'em kilka razy dziennie na mojej twarzy pojawiały się krwiście czerwone plamy. Jemu zawsze to sprawiało satysfakcję.
-Niezłe uderzenie- pomasował się po najwyraźniej obolałej części twarzy. Cholerna ze mnie idiotka.-Chodź, napijemy się piwa!- złapał mnie za nadgarstek. Ruszyliśmy w stronę domu Hope. Czyżby chciał o czymś porozmawiać? 

-Masz-podał mi puszkę piwa. Otworzyłam. Upiłam dość spory łyk.-Musimy pogadać-spojrzał mi w oczy. Z tym wyrazem twarzy wyglądał bardzo poważnie. Przerażające.- Wiesz...-odwrócił się w stronę zlewu, do którego po chwili zwymiotował.-Przepraszam-wytarł twarz papierowym ręcznikiem. Momentalnie zzieleniał jeśli można taki kolor przybrać.- Martwię się o Dave'a-przekręciłam głowę na bok, nie bardzo rozumiejąc co ma na myśli. O Mustaine'a nie trzeba się martwić. Radzi sobie w każdej sytuacji.- Dużo pije i bierze-spojrzał na mnie, jednak po chwili spuścił głowę w dół.
-Jest w końcu muzykiem. Wszyscy prowadzą taki tryb życia- uśmiechnęłam się do przyjaciela, aby dodać mu otuchy. Może wydusi z siebie coś konkretnego.-Wy też to robicie- sama siebie próbowałam przekonać, że to prawda.
 Wszyscy w zespołach typu Metallica, Slayer, Exodus, Exciter są ''rozrywkowi''. Ci faceci nie stronią od alkoholu, narkotyków i dup. Jednak Dave nadużywa wszystkiego, nie zna umiaru. Nie potrafi się pohamować w odpowiednim momencie. Nie boi się faktu, że może przedawkować, a co gorsza mnie zostawić.
-On ma problem- westchnął bezsilnie James- Sądzę, że powinien zgłosić się do kliniki. Ponownie spojrzał mi w oczy. Tym razem podtrzymał mój wzrok.
-Nie jest uzależniony!- krzyknęłam- Jest w porządku- dodałam nieco spokojniej.
-Przemyśl to- podszedł do mnie. Przytulił mnie, po czym wrócił do ogrodu, gdzie mnóstwo się dzieje.
 Mustaine ma problem, ale nie jest jebanym ćpunem ani alkoholikiem. Z czasem się ogarnie. Jestem tego pewna. 
__________________________________________

HOPE
__________________________________________
-Jak długo już tu jesteśmy?- spytałam rudowłosego chłopaka.-Aaaa...Przestań!Wystarczy-odepchnęłam go od siebie. Jest świetnym kochankiem jak i słuchaczem. Moim przyjacielem. Bardzo dobrym przyjacielem. 
 Znamy się bardzo długo, chodziliśmy razem do gimnazjum. Razem zaczęliśmy dojrzewać i poznawać swoje ciała nawzajem. Oboje zachwyciliśmy się muzyką jaką jest rock i metal. Jednak po szkole nasze ścieżki się rozeszły. On postanowił zrobić karierę w tej branży, a ja... chciałam poznać tych wszystkich muzyków, móc pochwalić się moimi podbojami wśród zazdrosnych koleżanek. Udało mi się to...prawie. Muszę tylko poznać sławnego muzyka i rzucić Larsa.
 Od początku czułam się źle wykorzystując Ulricha. Zwłaszcza, gdy traktowałam go jako przedmiot do utorowania sobie drogi. Z czasem zaczęłam go lubić, na prawdę. Uwielbiam z nim chodzić do kina bądź wesołego miasteczka. Jest niesamowicie zabawny. Potrafi być również czuły i opiekuńczy. Tak, wiem. Taka wizja Larsiątka jest komiczna i nie do wyobrażenia, ale zdążają się takie momenty. Inne niż wszystkie.
-Dłużej niż ostatnio-nie zaprzestał natarczywego całowania mojej szyi. Cholera! Jeśli zostanie malinka...Lars mnie udusi!
 Nie chciałam go zdradzać z rudym. Jednak jak już zaczęłam, to ciężko jest mi skończyć owocny romans. Z Larsem nie czuję się dobrze w łóżku. Jest dobrym kompanem i chłopakiem, ale nie zawsze wywiązuje się z fizycznego obowiązku. 
-Poczekaj 5 minut- pocałowałam chłopaka na pożegnanie. Uchyliłam delikatnie drzwi, aby rozejrzeć się, czy nie ma nikogo wokół. Wyszłam. Pędem ruszyłam do części ogrodu, w której trwała zabawa.

 Przed moimi oczami ukazał się sad, a raczej rozpieprzony chlew jaki z niego został.
Jak ja kurwa to wszystko posprzątam?! Co oni odpieprzyli?! Tom zapewniał, że będzie w porządku.
- Świetna impreza, nieprawdaż?- podeszła do mnie młodsza siostra Larsa. Uśmiechnęła się do mnie zadziornie, z wyrazem twarzy mówiącym, że wiedziała co tu się stanie. Mała suka!
- Mogłaś mnie uprzedzić!- zacisnęłam pięści. Nie mam zamiaru tracić na nią sił. Po za tym, nie należę do dziewczyn, które lubią się bić. Nie chciałabym wydrapać jej oczu moimi nowymi tipsami, które nie są krótkie. 
-Ja?-wydęła usta, robią minę niewiniątka.- Skoro przyjaźnisz się Tomem, powinnaś wiedzieć, jak wyglądają ich koncerty.
-Skąd wiesz?- zapytałam bez zastanowienia. Wiadomo, że mała hipiska jej powiedziała.-No cóż, będę musiała posprzątać- wysiliłam się na miły i opanowany ton.
-Nie jesteś wkurwiona?!-nietęgo się zdziwiła. Wiem jak ją podejść.
-Niby czemu?-skopiowałam jej dopracowaną mimikę twarzy. Zdarza się.
-Pieprz się-odwróciła się na pięcie.
-Z twoim chłopakiem?-zaśmiałam się. Ktoś tu się chyba wkurzył. I dobrze. Od początku mojego związku z Larsem ta mała suka robi sobie ze mnie jaja. Nienawidzi mnie, mimo, iż żadnej krzywdy jej nie wyrządziłam.
-Blefujesz-głoś jej zadrżał. To znaczy, że chyba nie jest pewna wierności swojego chłopaka. Nie powinna w  niego wątpić. Od tego może się tylko rozchorować.
-Sprawdź w moim łóżku- wymierzyła mi policzek. Grupka ludzi stojących obok zwróciła się w naszą stronę.-Suka!- rzuciłam się z pięściami na dziewczynę. Runęłyśmy na ziemię. Usiadła na mnie, próbując zacisnąć mi ręce na szyi. Nic z tego. Przeturlałyśmy się, dzięki czemu ja górowałam. Złapałam dziewczynę za kudły. Bez litości ją za nie ciągnęłam.
 Moje opanowanie poszło się walić.
__________________________________________


Kombinowałam i mam nadzieję, że nie przekombinowałam :)