YVONNE
13.04.1983, Los Angeles
Po poranku spędzonym u Randi zdałam sobie sprawę z wielu rzeczy. Przez kilka godzin rozmawiałyśmy praktycznie o wszystkim. Zwierzyła mi się ze swoich obaw względem Holt'a. Nie dziwię jej się. Coś mi się nie podoba w tym chłopaku. Na pierwszy rzut oka jest w porządku i w ogóle, ale nie jest do końca przejrzysty. Przez cały dzień próbowałam rozgryźć, co mi w nim nie pasuje. Skończyło się na rozmyślaniu o sensie istnienia mojego związku z Dave'em. Przez chwilę się zawahałam. Byłam pewna, że mogę to skończyć. Jeśli ma nam wyjść, to on postara się o mój powrót. W ten oto sposób trafiłam pod drzwi Mustaine'a. Moje plany legły w gruzach. Przebywam w jego hotelowym pokoju już trzy dni. Cały ten czas spędzamy w łóżku pieprząc się, pijąc, paląc skręty lub w przypadku Dave'a wciągając amfę lub kokę. Wolałabym, żeby poprzestał na valium. Jednak nie chcę go bardziej zdenerwować. Ciągle chodzi nabuzowany, bardzo łatwo wywołać u niego napad agresji.
Wczoraj wieczorem byłam już z lekka znudzona naszym sposobem tkwieniem tutaj. Chciałam zaprosić parę osób, by coś się zadziało. Gdy wykręciłam numer do Larsa, Mustaine spojrzał na mnie cały czerwony ze złości. Wytrącił mi z ręki telefon, chwycił mnie za nadgarstek. Powiedział ''tylko spróbuj'', po czym wymierzył mi policzek. Przez kilka długich minut stałam oniemiała. Nie wiedziałam co się właściwie stało, byłam przerażona. Rudy jest cholernym dupkiem, ale nigdy mnie nie uderzył. Szczerze mówiąc nawet nie byłam na niego zła, tylko zdziwiona.
Gdy wziął kolejną działkę, przeprosił mnie, rzucił na łóżko. Nasz rytuał odbył się ponownie.
-Yv, gdzie kurwa jest valium?- zapytał ledwo przytomny Dave. Spojrzał na mnie z ledwo podniesionych powiek. Jedna ręka bezsilnie zwisała mu z łóżka.
-Wziąłeś wszystko?- pogłaskałam chłopaka po głowie, następnie składając pocałunek na jego czole.
-Gdzie kurwa jest...
-Odpierdol się- warknęłam dosyć agresywnie. Co mnie obchodzą jego prochy? To nie ja biorę non stop.
-Zadzwoń do James'a- na mojej twarzy wystąpiły krągłe rumieńce. Przypomniały mi się wydarzenia z przed kilku dni. Jak mnie pocałował. Było to... nie do opisania. Czułam się, jakbym znowu stała się 15-latką, która po raz pierwszy widzi długowłosego boga. Jednak nie jest tak jak kiedyś. Teraz jestem dziewczyną Dave'a, który jest dla mnie równie dobry... tak sądzę. Nie mogę i nie chcę myśleć o nikim innym. Zwłaszcza o facecie, który powstrzymał mnie w niekonwencjonalny sposób przed wydrapaniem oczu dziwce, którą jest dziewczyna mojego brata.
__________________________________________
HOPE
__________________________________________-Dajcie kurwa wódy!- Lars od pół godziny skakał po salce w poszukiwaniu alkoholu.-Nie pierdol, że wszystko wypiliśmy!- rzucił się na Cliff'a.-Oddawaj buty- po kilku minutach szamotaniny zdjął biednemu chłopakowi obuwie. Burton ma przejebane z chłopakami. Zwłaszcza, kiedy Kirk do nich dołączył- równe dwa tygodnie temu.
Dziwię się, czemu zwlekali z wykopaniem Dave'a. Mogli to zrobić tego samego dnia. Nie musieliby wtedy organizować potajemnych prób z Hammett'em.
-Zaraz wracam- podbiegł do mnie pijany Ulrich. Pocałował mnie, miażdżąc przy tym moją pierś. Za grosz romantyzmu.
Wybiegł z pomieszczenia wraz Kirkiem i bosym Cliff'em. Z pewnością poszli po większą ilość alkoholu. Dzisiaj oficjalnie świętują zmianę składu Mety. Moim zdaniem powinni się bardziej przyłożyć do gry niż imprezowania, ponieważ za niecałe dwa tygodnie grają koncert. A Lars nadal partaczy połowę kawałków. Nie potrafi nic porządnie zagrać. Jednak jemu to wisi. W końcu nikt go nie wyrzuci z zespołu, gdyż sam go założył. Pomijając w tym udziały Jamesa.
No własnie. Blondyn od kilku godzin siedzi ponury w koncie. Cały czas męczy ten sam litr wódki. Od zajścia w moim ogrodzie jest jakiś nieobecny. Czyżby ta idiotka zawróciła mu w głowie? Niemożliwe. Hetfield po każdym koncercie kręci z inną panną, więc nie miałby czasu na przejmowanie się tym kurduplem.
-Jamie-usiadłam koło chłopaka, który spojrzał na mnie zdziwiony. Korzystając z jego rozkojarzenia, wyrwałam mu z rąk butelkę. Pociągnęłam dużego łyka, po czym odstawiłam ją z dala od spragnionego Hetfielda.
-Nie jestem gejem, żebyś tak do mnie mówiła- zmroził mnie spojrzeniem.-Przepraszam- dodał po chwili, otaczając mnie ramieniem.
-Co się z Tobą, do cholery dzieje?- wyzwanie na dzisiaj: bądź miła dla pieprzonych ludzi.
-Jesteś ostatnią osobą, z którą chciałbym pogadać- zaśmiał się. Potargał mnie po głowie, wstał. Lekko się zachwiał, ale dał radę dojść do drzwi.
-Yvonne,prawda?- zarzuciłam aluzję. Chwila prawdy. Kocha czy nie kocha?
James stanął jak wryty. Łypnął na mnie przez ramię. Po chwili namysłu zignorował mnie i wyszedł.
A jednak. Hetfield coś czuje do tej pieprzonej brunetki. Chociaż nic w tym dziwnego. Wszystkich najwyraźniej ciągnie do jebanych Ulrich'ów.
__________________________________________
RANDI
__________________________________________14.04.1983, San Francisco
W Ruthie's było niesamowicie tłoczno. Każdy fan jak i szpaner przybył na koncert wschodzących bogów: Exodus. Na scenie Gary i Evan stroili gitary, Rob rozmawiał z jakimiś dziewczynami, a Paul...
-Chodź tu, pozerze! Helikopter Szprot jest gotowy na twoje frędzle!- ze śmiechem na ustach pognał za drobnym chłopakiem. On to ma pomysły.
Nożyce ogrodowe przewiązał stringami i nazwał Helikopterem Szprotem. Od miesiąca na każdym koncercie obcinał nimi frędzle przy kurtkach innym ludziom. Jest bardzo nietolerancyjny. Zamiast zaakceptować oryginalność, woli ją gnębić. A to jest złe posunięcie. W końcu wszyscy ludzie są braćmi, a świat jest na tyle duży, że starczy na nim miejsca dla każdego.
-Przepraszam.Przepraszam! Przesuń się grubasie!- przez tłum przeciskała się Hope. Miała na sobie białą bluzkę z pluszu, ledwo zakrywającą piersi jak równie nie grzeszącą długością spódniczkę. Otrzymała trudne zadanie- przecisnąć się przez barierę napalonych mężczyzn, nie tracąc przy tym ubrań. Koniec końców stanęła przede mną.
-Poproszę białe wino- uśmiechnęła się zalotnie do barmana.
-Jakie wiatry Cię przywiały?- zapytałam, jak zwykle niewinnie się przy tym śmiejąc.
-Cliff Burton- rzuciła mi dwuznaczne spojrzenie.
-Poligamia?- wypowiedziałam to słowo nazbyt entuzjastycznie. Ciekawe jak Lars przyjął tą wiadomość. Musiało być to dla niego trudne, zważywszy fakt, że nikt inny go nie chciał
-Tylko z nim przyszłam idiotko!- jednym haustem pochłonęła niewielką zawartość kieliszka. Na końcu przeciągle zabrała się do przeżucia oliwki. Barmanowi niedługo eksplodują spodnie, jeśli Hope będzie się z nim dalej droczyć.
Nie chcąc patrzeć na jej podchody, ruszyłam pod scenę. Z trudem przepchnęłam się na sam początek. Gdy mi się to udało, bezpiecznie stanęłam przy barierce z boku, mocno się jej łapiąc.
Przedstawienie się zaczęło. Chłopcy odegrali wstępne solówki na gitarach. W uszach rozbrzmiały wibracje wywołane uderzaniem w bębny. Wszyscy zebrani rzucili się do przodu, miażdżąc przy tym najmłodszych fanów. Po chwili po całej sali rozniósł się donośny głos Paula.
-*Iaaaah! Metal rządzi, jeśli go nie lubisz, zdychaj- wszystkie ręce uniosły się do góry, ukazując szacunek dla zespołu poprzez pokazanie rogów. Muzycy zaczęli wybijać rytm. ''No Love''.
Na przekór wszystkiemu lubię Exodus. Ich teksty są przerażające, czasem nie na miejscu, ale niosą ze sobą coś innego. Nie pasują do reszty święty. Są wyjątkowi, ale nie do końca w pozytywnym sensie.
-Moja babcia potrafi hałasować głośniej, a ona nie żyje!''- ludzie zaczęli wrzeszczeć głośniej. W mgnieniu oka rozpętał się młyn. Głównie mężczyźni jak i chłopy zaczęli rzucać się na siebie w zawrotnym tempie, przewracając przy tym niezaangażowanych w pogo ludzi. Prawdziwa rzeź.
__________________________________________
HOPE
__________________________________________Mimo mojej zażyłej znajomości z Holt'em, pierwszy raz pojawiłam się na koncercie Exodus. Gdyby nie kłótnia z Larsem, nie postawiłabym tu nogi. Musze mu chyba podziękować,za niewywiązywanie się z obietnic.
To, co tu następuje z minuty na minutę jest genialne. I mroczne zarazem. Po za niewielką grupką ludzi przepychającą się w moim grodzie, pierwszy raz jestem świadkiem tego czegoś. Nie do opisania. Jest tu tak wiele osób, które nawzajem zadają sobie wiele bólu, a i tak są zadowolone. Nie do końca rozumiem, jak przepychanki mogą łączyć ludzi. Mam szczęście, że przemiły chłopak za drobną przysługę zechciał wziąć mój ciężar na barana. Mam niesamowity widok na wszystko.
-Zabić pozerów!- po okrzyku Paula kto żyw zaczął się rozglądać po sali. Gdy tylko dostrzeżono kogoś w legginsach, kurtce z frędzlami czy kowbojkach, niezależnie od płci zaczęto go bić. Jeśli wiedzieli co nastąpi, to czemu tak się ubrali?
Zaczęto grać jedyną piosenkę jaką znam. Mianowicie ''Metal Command''. Rob zszedł do widowni. Na zawołanie otoczył go wianek piszczących fanek. Chłopak zaczął zamaszyście poruszać głową. Jego włosy wznosiły się i opadały. Lekko pijany Paul wszedł trzy takty za późno, a po kilku słowach zapomniał tekstu. Zaczął się głośno śmiać i przybijać piątki wielbicielom.
-To czas, aby walczyć w rytm metalu dziś- całe pomieszczenie opanował chór głosów recytujących refren.
Niesamowite widowisko.
-Lala, twoja kolej- mężczyzna postawił mnie do parteru.
-Chodź- złapałam go za rękę. Po skierowaniu się do męskiej toalety, zaszyliśmy się w ciasnej i niezbyt czystej kabinie na końcu. Przynajmniej nie śmierdzi.
Przyjrzałam się mojemu towarzyszowi. Miał mocno natapirowane, czarne włosy. Na twarzy gościł pełny makijaż. Dziwi mnie fakt, że nie bał się pokazać w Ruthie's. W końcu thrash'erzy próbują zabić każdego, kto jest inny.
-Jak masz na imię?- spytał, kładąc mi dłoń na szyi.
-Ho...- zanim zdążyłam odpowiedzieć, chłopak włożył mi rękę pod spódniczkę.- A ty?- spróbowałam spowolnić przebieg sytuacji.-Nie uprawiam seksu w przypadkowymi facetami- odepchnęłam go od siebie. Spojrzał na mnie ze śmiechem na ustach. Najwyraźniej go rozbawiłam.
-Nikki.- przeciągnął mi bluzkę przez głowę, zabrał się do zsuwania pończoch.- Już nie jestem przypadkowy- zassał moją szyję. Atmosfera zrobiła się gorąca.
__________________________________________
YVONNE
Mustaine od godziny spał jak suseł. Próbowałam go obudzić, ale na nic. Korzystając z chwili nieuwagi przebrałam się w krótkie spodenki i za dużą koszulkę z kosmitą, które były pod ręką. Napisałam kartkę ''Przyjdź do mnie'', z kolei wychodząc.
Podeszłam do najbliższej budki telefonicznej. Podniosłam słuchawkę. Jednak po namyśle uśmiech mi zrzedł. Na pamięć znam wyłącznie numer Jamesa. No nic. Chcę wrócić do domu, więc muszę skorzystać z jakiejkolwiek pomocy.
Drżącą ręką wykręciłam numer. Po dwóch sygnałach w słuchawce usłyszałam słodki głos blondyna.
-Czego?- odparł niewyraźnie.
-J-james?- przez chwilę się zawahałam. Nie jestem pewna, czy to był dobry pomysł.- Przyjedziesz po mnie?- zapytałam z nikła nadzieją. Będę szczera. Gdyby to Lars odebrał, kazałby mi się pieprzyć.
-Podaj adres- ulżyło mi. Udzieliłam mu szczegółowych informacje. Umówiliśmy się w jakimś zapadłym barze przecznicę stąd.
__________________________________________
* Cytaty zaczerpnięte z rzeczywistości.
Z góry chciałabym przeprosić za ten rozdział. W ogóle mi się nie podoba, ale obecnie nie dałabym rady napisać lepszego- brak weny, nadchodzący egzamin, do którego wypadałoby się zacząć uczyć, mnóstwo referatów, projektów i innych bezsensownych czasem rzeczy.- czyli masa narzekania.
Przed Nowym rokiem raczej się nie zobaczymy, tak więc pijanego- ale z umiarem- sylwestra, doborowego towarzystwa, wstąpienia z uśmiechem nowy rok, który mam nadzieję, zaowocuje sukcesami :*