JAMES
02.05.1983, Los Angeles
-James, co tu jest do cholery grane?!- z samego rana w piekielnie miły sposób obudziła mnie moja kochana Yvonne. Leniwie przecierając jeszcze zaspane oczy spojrzałem ukradkiem na zegarek. Nie dochodziła jeszcze siódma. Zaraz... czemu raczy mnie budzić o tak wczesnej porze? To nie do przyjęcia. Ledwo się położyliśmy po...długiej, przyjemnej oraz owocnej nocy i już mnie z łóżka wygania? Wypomnę jej to przy najbliższej okazji. Czuję się wykorzystany. Jak prostytutka. Męska. Przez własną dziewczynę- Idealny temat do reality show.
-Też się cieszę, że Cię widzę- przyciągnąłem dziewczynę do siebie. Zamknąłem jej drobne ciałko w żelaznym uścisku, po czym ucałowałem w czółko. Chwila miłości jednak nie trwała długo. Yv bez najmniejszego problemu, migiem wyrwała się z objęć i zaczęła zarzucać pytaniami.
-Czemu Kirk i Cliff sprzątają i się pakują? Jest jeszcze noc!
-Co?- spytałem jeszcze nie do końca kontaktując.
-Nawet Lars z tą rudą małpą wstali! Chyba powinieneś iść- po chwili dotarł do mnie sens słów dziewczyny. Jeśli Lars nakryje nas razem w łóżku to nie będzie to przyjacielskie starcie. Duńczyk jest przekonany, że dzielę pokój z Cliffem, a nie jego młodszą siostrą. Już widzę tę małą postać krzycząca i skaczącą po pomieszczeniu jak małpa.
-Dobra, dobra. Podaj mi spodnie- po chwili byłem już w pełni ubrany. Z lekka się ociągając zszedłem na dół do kuchni, w której zawsze każdego można znaleźć. Jest to nasz odpowiednik salonu. Salonu pełnego darmowego alkoholu, ponieważ niemądry Kirk wszelkie butelki chomikuje w kuchni. Czasem mi go szkoda, że wszyscy go tak opijają, ale wyrzuty sumienia mijają z każdym nowym znaleziskiem. Mam nadzieję, ze dzisiaj to będzie Jack Daniels. Mam dość wódki.
-O, nasz książę raczył wstać!- krzyknęła z wyraźną ironią w głosie Sienna.-Może kawy? Albo whiskey?- bez wahania usiadłem przy blacie, czekając na trunek. Przesympatyczna niewiasta poczęstowała mnie napojem bogów. Upiłem kilka łyków, w międzyczasie przyglądając się dziewczynie. Miała na sobie króciutką koszulkę Larsa, na dodatek prześwitującą i czerwone stringi. Bielizna idealna, ale sądzę, że nie powinna tak się pokazywać innym facetom. No chyba, że z każdym sypia. Z tego co mówił Kirk, wszystko z tą dziewuchą możliwe. Nie zmienia to jednak faktu, że nastolatka jest pociągająca, a jej burza rudych loków pobudza zmysły. Gdyby nie to, że ma ledwie 16 lat, może i ja bym się nią zainteresował?
-Ałaaa...za co?!- krzyknąłem zaskoczony mocnym szturchnięciem w ramię. Obok mnie pojawił się uśmiechnięty od ucha do ucha Burton.
-Za nieczyste myśli, Ogierze- zaśmiał się- Co powie na to Yvonne?- gdybym potrafił się rumienić, w tej chwili moja twarz przybrałaby purpurowy odcień. Czasem Cliff jest bardzo zaskakującym i przerażającym człowiekiem. Czytanie w myślach jest nierealne, a jednak jemu często się udaje. Jak? No powiedzcie mi, jak?
-Skąd wiesz? Ja nic...
-Jesteś facetem.- odparł na moją automatyczna próbę tłumaczenia.- Zgaduję, że Randi jeszcze nie przyszła?- zapytał odbierając mi szklankę z whiskey. Sięgnął za blat po butelkę i dolał bourbonu.
-Stary, lepiej tego nie mieszaj.- poradziłem koledze. Dobrze wiem, że Burton nie lubi mieszania trunków. Woli się delektować smakiem i to w dużo mniejszych ilościach niż my. Jest prawdziwym koneserem, dla którego marka ma znaczenie.- Ja osobiście tego nie pojmuję. Alkohol to alkohol.
-Mamy jeszcze wódki?- zapytał, rozglądając się po kuchni.- Coś musi być na rzeczy, skoro chce wlać w siebie różne rzeczy.
-Oczywiście, Skarbku- Sienna wybawiła Cliffa z opresji. Chłopak dolał do drinka z whiskey i bourobnu wódki. Ciekawe, co jeszcze wymyśli.-Dziewczyna nie dała się przelecieć?- szczęka mi opadła na zapytanie dziewczyny. Trochę nietypowe usłyszeć podobny tekst od młodej, a nawet nieletniej osóbki.
-Nie masz godziny policyjnej czy coś? Mężczyźni muszą porozmawiać- rudowłosa zgromiła mnie wzrokiem, po czym posłusznie wyszła z kuchni zostawiając nas samych. Nie omieszkała przy tym otrzeć się o mnie niemal nagim ciałem.
-Co Ci dolega Cliff? Nigdy nie widziałem Cię złym humorze.- roześmiał się na moje stwierdzenie i założę się, że w duchu zgodził się ze mną. Basista jest oazą spokoju, mądrym doradcą i świetnym kompanem. To jedyna osoba, która nie ma prawa źle się czuć. A jednak... coś zburzyło jego spokojną przestrzeń.
-Nie zrozumiesz. Ja sam nie rozumiem, wiesz?- zaczął nieskładnie się zwierzać. Nie miałem zielonego pojęcia o co mu chodzi. Jedyne co mi przyszło na myśl to mała istotka zwana Randi. Ostatnio dość często o niej mówił, o ile w ogóle się odzywał.
-Czyżby przyczyna tkwiła w blond promyku bajecznie hasającym zawsze po naszym domu?- z ust Cliffa ponownie wydobył się śmiech. Byłbym świetnym psychoterapeutą. Gdyby tylko płacili wódką...
-Spostrzegawczy jesteś. Kojarzysz Eleonore, prawda?- przytaknąłem. Pamiętam dziewczynę z baru, która wczoraj odwiozła Cliffa.-poprosiłem, żeby została tylko z jednego powodu.
-Chciałeś wzbudzić zazdrość w Randi- dopowiedziałem. Takiego zabiegu akurat bym się po Cliffie nie spodziewał. Pan Dobry ucieka się do podstępu?
-Tak, to żałosne. Nawet jak na mnie.
-Przesadzasz. Kobiety pchają do dziwnych rzeczy- próbowałem pocieszyć kolegę, ale za bardzo nie wiedziałem jak. W tej chwili sam byłem cholernie szczęśliwy i nie chciałem powracać do dni zazdrości o Yvonne.
-Przespałem się z nią. Było dobrze, przyjemnie, ale głupio się czuję, że wykorzystałem ją w ten sposób. To dobra dziewczyna. Zasługuje na więcej niż jedną noc.- nie wiedziałem co powiedzieć.
Seks. Niby prosta i wspaniała rzecz, która niekiedy niesie komplikacje, ale nadal dobra. Niezwykłe doznanie, które w fizyczny sposób łączy dwoje bliskich sobie ludzi lub całkiem przypadkowych. Cliff od kilku lat przyjaźni się z El, więc powinno zrobić na mnie wrażenia wyznanie Burtona, ale jednak zrobiło. On nie jest takim facetem jak ja czy Lars. Dla niego liczy się dziewczyna i jej wnętrze, a nam zazwyczaj wystarczało, gdy laska zdołała rozłożyć nogi.- oczywiście już tak nie postępuję i nigdy nie postąpię. Od kilku dni jestem w związku, więc nie stać mnie na rozwiązłość.
-Cieszę się, że znalazłeś szczęście- nie wiadomo kiedy i skąd znalazła się przy nas Randi. Poklepała po ramieniu Cliffa. Zapewne po to, aby dodać mu otuchy i oczyścić z wyrzutów sumienia. Po raz kolejny dzisiejszego poranka rozdziawiłem usta ze zdziwienia. Czuję się, jakbym był w kinie i oglądał niezwykle przejmujący film. Czasami mam wrażenie, że nasze życie to po prostu śmieszna telenowela.
-Słyszałaś?- Burton obrócił się przodem do dziewczyny. Próbował się uśmiechnąć, ale najwyraźniej zrobiło mu się głupio, gdyż spuścił wzrok. Dziewczyna ujęła jego twarz w dłonie, spojrzała mu głęboko w oczy.
-Wszystko. Eleonere jest prześliczna. Pasujecie do siebie, wiesz?- pogłaskała chłopaka po włosach. Cliff jak skarcony pies ponownie spuścił wzrok, a po policzku dziewczyny w tym samym czasie popłynęła łza. Tą niebywale krótką rozmową Cliff zabił radość w jej oczach, a ja w tym pomogłem. Czuję się podle.
Randi jest cudowna. Jest jedyną 16-latką, którą nie traktujemy w tym domu z góry. Jest dojrzała i nieraz mi pomagała ułożyć myśli. Teraz ja w ramach podziękowań tworzę jej własny mętlik. Nie sądziłem, że ona i Cliff mogą być tak skomplikowani. Przecież oboje są chodzącym szczęściem, więc jakim cudem wszystko się między nimi psuje? To nielogiczne.
-Tak czy inaczej udanego koncertu- chciała odejść, ale złapałem ją za nadgarstek.
-Nie jedziesz z nami?- zapytałem zdziwiony. Obie z Yvonne były zadowolone z wyprawy do San Francisco.
-Nie mogę, przepraszam- posłała mi szeroki uśmiech, po czym poszła. Dziwniej już być nie może.
-No, Cliff- szturchnąłem kolegę- teraz już tylko musimy się najebać.
__________________________________________
RANDI
03.05.1983, Los Angeles
Wtorek jest bardzo dziwnym dniem. Zawsze na żmudnych i nieprzydatnych w życiu przedmiotach odpływam, aby skupić się na rozmyślaniach. Moje myśli póki co zostają niezmienne jak i Cliff, który nie chce z nich odejść. Jest to strasznie uciążliwe. Nie mogę poświęcić się niczemu innemu, chociaż po wczorajszej wymianie zaledwie kilku zdań mam nadzieję, że to ustąpi. Mimo dziwnego ukłucia i chwilowej złości, która nie powinna mnie dopaść, poczułam ulgę. Na myśl o bliskości Eleonore z Burtonem uśmiechnęłam się. Bałam się, że będzie się męczył z uczuciem do mnie dłużej, ale na jego szczęście to minęło. Może być szczęśliwy i to z o wiele bardziej pasującą do niego dziewczyną. Jeden kłopot mniej z głowy. Nie muszę już nosić w duszy wyrzutów sumienia spowodowanych moją w gruncie rzeczy niewinnością.
-Taaak!- z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Winter na dźwięk dzwonka oznajmiającego przerwę po pierwszej godzinie lekcyjnej. Mam wrażenie, jakbym spędziła w tej ławce wieczność, a to dopiero początek.
-Koniec tego dobrego, zapraszam Cię na piwo! Podwędziłam portfel Mattowi, więc możemy zaszaleć- zaproponowała nowa koleżanka.
Przez ostatnie kilka dni bardzo się zżyłyśmy. Głównie dlatego, że Winter zaczęła uczęszczać do tej samej szkoły. Obie również żywimy... nie niechęć, tylko...hm... mieszane uczucia względem Sienny. Żyję w zgodzie z każdą żywą istotą, nie mogę dopuścić się negatywnych emocji. Nawet, jeśli rudowłosa podsyca mnie do przybrania złej aury. W czerni mi nie do twarzy, muszę trzymać się pozytywnych elementów.
-Mamy uciec z lekcji?- zapytałam lekko zmieszana. Często zdarza mi się nie iść do szkoły, ale to na cały dzień bądź kilka. Nigdy natomiast nie uciekałam zaledwie po jednej godzinie. No cóż... wszystkiego trzeba w życiu spróbować.
-Co ty na to, żeby wpaść do San Francisco?- spojrzałam na nią szczerze zaskoczona- No co? Sama mówiłaś, że szkoda Ci będzie to ominąć- rzuciłam się koleżance na szyję.- Tylko jak się tam dostaniemy?- zapytała z mniejszym entuzjazmem. Ja jednak nie miałam najmniejszych obaw co do sposobu podróży. Jak widać wszystko co złe kiedyś się kończy.
-Spokojnie, Wiewióreczko- odparłam przeskakując radośnie z nogi na nogę. Po chwili zaczęłam wirować, aż upadłam na trawę- Wiem, kto nas zawiezie.
__________________________________________
JAMES
San Francisco
Od godziny pomagałem w ustawianiu instrumentów na scenie, w międzyczasie strojąc swoją gitarę. Po ciężkich zmaganiach przeprowadziliśmy krótką próbę dźwięku, po której użyczyliśmy sceny zespołowi Exodus, który będzie nas dzisiejszego wieczoru supportował.
Kirk jest wniebowzięty tą perspektywą. Po raz pierwszy od dołączenia do Metalliki ma okazję zagrać na jednej scenie wraz ze starym zespołem. Gary chce również zaprosić w połowie swego widowiska Hammetta na scenę. On oczywiście nic o tym nie wie, a ja nie śmiem zepsuć mu niespodzianki. Mam tylko nadzieję, że się ze szczęścia nie popłacze.
-James, może pójdziemy na spacer?- na plecy skoczyła mi roześmiana Yvonne. Zdecydowała się przyjechać z nami i obejrzeć mnie w akcji po raz pierwszy. Zawsze unikała naszych nielicznych koncertów jak ognia. Teraz wszystko się zmienia. Mam nadzieję, że tylko na lepsze. Nie potrzebuję więcej zgrzytów i niedomówień. Jedyne co mnie martwi, to ostatnie spotkanie z Mustainem. Mam nadzieję, że to się nie powtórzy, szczególnie w obecności Yvonne. Mimo, że między nami wszystko dobrze się ułożyło, to nadal nie jestem jej pewien. Dosyć długo poświęcała się dla Mustainea, więc niemożliwym jest fakt, że wyrzuciła go ze swojego życia. Oby tylko nie mieszał się w nasze, wspólne.
-Gdzie zgubiłaś swojego faceta?- udałem zazdrość względem jej zażyłości z Kerrym. Wiem, że Yv bardzo liczy się z jego osobą i spotyka w wolnych chwilach. Nie spodziewałem się jednak, że zaprosi go do The Stone. Bardzo lubię tego gościa, ale jego obecność zwiastuje aż za dobrą zabawę, a nie chcemy w demolce robić konkurencji Baloffowi.
King przyprowadził ze sobą nawet kolegów. Widziałem gdzieś szwendającego się po klubie Toma- Teraz już mogę się odrobinę stresować.
-Marudzisz, byliśmy na lodach- cmoknęła mnie w policzek.
-Ta? Kto komu go robił?- również się zaśmiałem. Po raz pierwszy od dawna. Wspaniałe uczucie.
-Tym razem to nie ja- niespodziewanie podeszła do nas wysoka blondynka. Spojrzałem na nią nie dowierzając. Co ona tu robi? To trochę podejrzane, że pofatygowała się do San Francisco mimo, iż nic jej już z naszym zespołem nie łączy.
-Hipiska zaproponowała babski wypad. Nie sądziłam, że wywieje nas tak daleko, ale skoro tu jestem to możesz mi przynieść szklaneczkę Brandy- odgarnęła włosy do tyłu zalotnym gestem. Ugh... nie lubię tej dziewczyny. Szczerze mówiąc nigdy nie lubiłem i to nie ja jeden. Cliff mimo iż się do tego nie przyznawał, na pewno nie tolerował Hope, a Kirk nigdy nie miał wyrobionego na jej temat zdania. Aczkolwiek sądzę, że on najbardziej z nas wszystkich nie lubi tego typu dziewczyn. Jest cholernie przebiegła i zawistna. Nic dziwnego, że nie ma znajomych. Lars był jej wybawieniem, a ona tak mu się odpłaciła.
-Czytasz mi w myślach- Yv złapała dziewczynę za nadgarstek i pociągnęła w stronę baru. Osłupiałem. Nie wiedziałem co powiedzieć czy zrobić. Co prawda Ulrich wspominała mi coś o ich 'nowej znajomości', ale nie sądziłem, że z dnia na dzień staną się przyjaciółkami. To strasznie dziwne i nie na miejscu. Tak samo jak moje poranne fantazje o Siennie- doskonałe porównanie.
-James, co ona tu robi? Kto ją zaprosił?- po chwili podbiegł do mnie poddenerwowany Kirk.
-Ja też się nie spodziewałem tu Randi. Przynajmniej Cliff będzie zadowolony- uśmiechnąłem się pod nosem. Może jeszcze nie wszystko stracone?
-Pytam o Hope.- przyjrzałem mu się uważniej. Nie, niemożliwe. Hammett nie mógłby się zainteresować tak podłą dziewczyną. Już prędzej ja miałbym z nią romans niż on jej przypadkiem dotknął.- Nieważne- zawiesił wzrok ponad moim ramieniem. Obróciłem się, aby spojrzeć na obiekt jego zainteresowania. Była to Winter, która nieudolnie próbowała kupić alkohol przy barze.
-Ty? Ją? Chcesz?- wyjąkałem, po czym głośno się roześmiałem.
-Noc jest długa, prawda? - i stało się. Kirk wyruszył na łowy. Nigdy bym się po nim nie spodziewał, że wybierze sobie dziką kotkę, jaką jest Winter. Widziałem ją zaledwie raz, ale sprawia drapieżne wrażenie. Pozostaje mi tylko życzyć koledze powodzenia.
- Tylko skończ przed koncertem!- krzyknąłem Hammettowi na odchodne.
_________________________________________
Z mojej strony po niekrótkiej przerwie pojawia się dla odmiany krótka zapchaj dziura. Szczerze mówiąc- nie zdążyłam tego przeczytać. Wstawiam ten rozdział bez większego wglądu tylko dlatego, że spieszno mi do opisania wydarzeń z koncertu na który czekałam tak samo jak na urodziny Ballofa. W tamtym przypadku skiełbasiłam, ale tu postaram się nie zawieść! Postaram się mniej skupić na romansach, a na poszczególnych znajomościach. Pewnie i tak dam się ponieść komplikacją i narzucę wątek miłości.
Mogę zapowiedzieć, że następny rozdział będzie potraktowany prawdopodobnie rozmyślaniami Randi i...może Kirka? Albo Hope? Wiem, że dwa ostatnie rozdziały im poświęciłam, ale uwielbiam tworzyć ich perspektywy. Przychodzą tak naturalnie.
Tak czy owak (nie)miłego czytania i do zobaczenia.
PS: Ewa, Ewa, Belladonna! Niecierpliwie czekam na cudo spod twojej ręki <3
Ja skomentuję, jak powrocę w czerwcu, bo matma. Dziękuję za wsparcie. Sprawdzian całoroczny chyba nieźle poszedł./// Joanne Isbell
OdpowiedzUsuńSpokojnie, Joanne. Ty się bierz za tą matmę ;)
UsuńChaotycznie, ale dość ciekawie, teraz czekamy na koncert:)
OdpowiedzUsuńJak już wspominałam Karotka- zapchaj dziura, więc nic z tym nie robiłam ;)
UsuńWoW WoW WoW! Jakie zajebiste opowiadania! Muszę się zabrać od początku bo to mnie na opór wciagnelo!!! Nareszcie jakieś fajne opowiadania o Metallice! Biorę się od początku za czytanie ;)
OdpowiedzUsuńjustice-is-done.blogspot.com
Bardzo mi miło ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńczytałam już kilka dni temu, ale zawsze później zbieram się z komentarzami, chyba żeby przemyśleć sobie cały rozdział etc, haha, a u Ciebie dawno nic nie czytałam, więc tym bardziej :)
OdpowiedzUsuńcholera, o ile dobrze pamiętam, to Yvonne żarła się przez długi czas z Jamesem, a teraz są parą... co prawda braciszek nie wie, haha. ale Lars miałby to raczej gdzieś. raczej nie widzę dłuższej przyszłości tego związku, biorąc pod uwagę to, że Yvonne ciągle zgrywa swoją bad girl, James ma skłonności do innych lasek (ta sytuacja w kuchni z Sienną), Yvonne była też z Dave'em, który też może namieszać, o ile się pojawi jeszcze...
w ogóle wszystkie związki są tutaj skomplikowane, haha. chodzi mi teraz o Cliffa i Randi. od początku im kibicowałam, bo idealnie mi do siebie pasują, takie hipisowskie dusze, inteligentni, którzy patrzą na wnętrze, mogliby rozmawiać godzinami... on się przespał z El, która niby jest przyjaciółką, ale chciał wzbudzić zazdrość w Randi. dobra, idźmy dalej. Randi chce, żeby Cliff był szczęśliwy z El, ale mimo wszystko trochę o nim myśli i coś ją zabolało... coś z tego zrozumiałaś? haha, no ale inaczej się nie da, to jest bardzo dziwne i skomplikowane. mam jednak nadzieję, że Cliff z którąś z nich będzie. Brandi lubię, a El też wydawała się świetną dziewczyną.
uwielbiam Exodus, uwielbiam Gary'ego... o Kerrym też chętnie poczytam! i uwielbiam Hope. uwielbiam takie suki. ona kojarzy mi się trochę z moją Susie, Susie z czasów kiedy była Lexxi Hope (popatrz, Hope, jak pięknie się złożyło :')) to nie przypadek!). taka wyuzdana księżniczka, która niczego się nie wstydzi, a Ty jeszcze musisz jej podawać szklankę brandy. kocham.
no nic, to ja życzę dużo weny, pomysłów i zapraszam na 39. rozdział do mnie :')) http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/
Witaj, Patty :)
UsuńJeśli chodzi o Yv- bardzo dobrze wszystko rozgryzłaś. Zwłaszcza to co nastąpi. Aż mi głupio, teraz nie ma elementu zaskoczenia. Yvonne jeszcze chwile się poszwenda, ale nie na długo. Jest tu tyle bohaterów i perspektyw, przez co boję się, że się pogubicie w trakcie czytania, a tego bym nie chciała. Mam plan ograniczyć liczbę postaci, ale pewnie guzik z tego wyjdzie.
Jak zauważyłaś, wszystkie związki są skomplikowane. To jest po prostu czysty przypadek. Nie umiem inaczej, uwielbiam dramat i wszystko co się z tym wiąże. No, ale kiedyś trzeba będzie wszystko naprostować.
Jak tak napomniałaś o Susie, to rzeczywiście. Razem z Hope idealnie by się zgrały. Jak widać, też lubię zimne suki, bo u Ciebie Susie jest moją ulubioną postacią od samego początku.
Bardzo dziękuję za piękny komentarz. Już lecę czytać do Ciebie- piszesz w zawrotnym tempie ;)
Dobra, przeczytałam wszystko! Co prawda sskonczylam wczoraj ale w ortodącji nie ma Wi-Fi ;-; nieważne. Moja wypowiedź będzie ciut chaotyczna. Zatem: James jest z Yvone czy nie? Ja już się gubię. Trzy razy przeczytałam trzy rozdziały przed tym aby sprawdzić czy nie zgubilam gdzie tego wontku. Ale chyba to przegapiłam, albo nie? Nieważne. Sęk w tym że ja tu się gubię i to na maksa.
OdpowiedzUsuńMałolata od Larsa mnie wkurza. Zaczynając od jej stroju w kuchni. Może to była taka zachęta dla innych aby mogła pochwalić się w szkole przyjaciółeczką? Nie wiem, ale to było takie w stylu 16-letniej fanki/dzifki (tak dzifki nie dziwki) do tego to kręcenie się przy chłopakach. Ona tam była chyba tylko dla jednej rzeczy - ploteczek. Nie, nie, nie. Trochę prywatności. Dobrze że jeden z nich ją wyprosil.
Czy Cliffa już "nie interesuje" Rendi? Oni są dla siebie stworzeni! Ona hipposka on taka "cicha woda. Oboje mają to coś z dzieci kwiatów że przyciągają się jak magnez! To właśnie oni powinni być ze sobą nie zważając na wiek bo 5 lat różnicy nic nie robi ;)
Jeszcze tak (chyba) nie do rozdziału a ogółem. Hope się pogodziła z Yvone! Nie wierzę. Albo to taka "gra. Bynajmniej wygląda tak jakby to wyszło na prostą.
No dobra, komentarz zaliczony, wszystko przeczytanie, czytam na więcej :3
Zapraszam również do mnie justice-is-done.blogspot.com jeśli uznasz to za hamują reklamę to przeprasz. Zależy mi na tym abyś oceniła i mnie :)
Witaj, miło mi widzieć nową czytelniczkę :)
UsuńPrzepraszam za chaos. Właśnie takich sytuacji chciałam uniknąć, że ktoś się pogubi, ale cóż. Tak, Yv tak jakby jest z Hetem. Mieli chwilę wspólnego uniesienia na ognisku. Po tym czasie niewiele o nich wspominałam, gdyż na tapecie był inny romans.
Głupio to zabrzmi, ale bardzo się cieszę, że nikt nie pała sympatią do Sienny. O taką dziewczynę właśnie mi chodziło. Miała być nią początkowo Hope, ale wyszło inaczej, co mi odpowiada.
Cliff za Randi szaleje, ale... jak wspomniałaś, ona jest hipiską, więc nie chce przywiązywać uwagi do uczuć względem wyłącznie jednej osoby.
Hope i Yv się nie pogodziły. Zawarły sojusz przeciwko Siennie, więc stąd ich tymczasowa przyjaźń.
Dziękuję pięknie za komentarz. Miło mi gdy ktoś coś napisze :)
Ja u Ciebie przebrnęłam przez 11 rozdziałów, więc musisz mi odrobinę czasu jeszcze dać nim zabiorę się do komentowania :)
Oj nie wiesz nawet jak się jaram za tą odpowiedź do komentarza ^^ luzik arbuzik, komentarze nie zając poczekają ;) sojusz! To dobre słowo do Yv i Hope. A Cliff... Kurdełke... dzwony te sprawy, długie włosy i sam styl bycia jest taki bliski hippisowskiemu stylu życia że Rendi byłaby dla niego dobra... Zobaczymy co z tego wyjdzie ;)
UsuńYm, no to się cieszę, że się cieszysz- logika, a raczej jej brak to podstawa tutaj ;)
UsuńNie wiem co z tego wyjdzie. Nie mam konkretnej wizji, więc wszystko możliwe. Póki co będę szczęśliwa, gdy uda mi się stworzyć opis koncertu, szczególnie poczynań Baloffa ;)
Czyli idziesz na spontan - prawidłowo :D twoje opowiadania, mam nadzieję że w dalszym ciągu będą zajebiste! ❤ no już nie mogę się doczekać! Przez to że wciągnęła się w twoje opowiadania i w niecałe dwa dni przeczytałam te 15 rozdziałów zapomniałam o Bożym świcie tak że o mało się nie spóźniłam na zbiórkę (harcerką) tak wciąga ❤
UsuńCieszę się, że mój blog przypadł Ci do gustu. Natomiast nie mogę obiecać, że kolejne posty będą ciekawe- nigdy nic nie wiadomo ;)
UsuńRozumiem Cię w 100% Czasami trzeba wstawić słaby rozdział aby kolejny był lepszy ;)
Usuńhttp://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/ zapraszam na nowy :')
OdpowiedzUsuńNareszcie się wzięłam za te cholerne zaległości, haha. A Ty jesteś pierwsza na mojej liście! :D
OdpowiedzUsuńJeju, ogólnie cieszę się, że nowy rozdział (chociaż już trochę podstarzały). Stęskniłam się za Tobą i tymi wszystkimi chaotycznymi opisami! Ale z drugiej strony to smutno mi z powodu Randi i Cliffa. Pewnie wkurza Cię, że ciągle o nich gadam, ale po prostu ich uwielbiam. Serio! Jednocześnie jestem trochę zła na Burtona i go rozumiem. Chociaż nie. Nie rozumiem, ale moja sympatia do niego jest zbyt duża, żebym mogła go przestać lubić. No a Randi mi szkoda!
Hope mnie jak zawsze irytuje, denerwuje, bulwersuje, wkurza, podnosi ciśnienie i nie wiem co jeszcze. Cieszę się ze szczęścia Jamesa i Yv, mam nadzieję, że już tak zostanie. Sienna to... no w sumie nie wiem, co na jej temat. Nie potrafię się określić.
Wybacz za tę "powalającą" długość, ale jeszcze trochę opowiadań mnie czeka... :c
Buziaki! ;*
Witaj, Suie :D Miło mi, że wpadłaś.
UsuńCieszę się, że się stęskniłaś. Co prawda za chaosem nie ma co tęsknić, ale nie łatwo jest zmienić nawyki pisania.
Znajomość Randi i Cliffa dopiero się zaczyna, będą jeszcze mieli jeszcze wspólne momenty...albo i nie? Zobaczymy.
Bardzo dziękuję za komentarz. Miło ponownie Cię tu widzieć ;*
http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/ zapraszam na nowy! :)
OdpowiedzUsuńDobra wchodzę sobie tutaj.I patrzę,nowy rozdział.Nie spodziewałam się że dodasz go tak szybko.I szkoda ,że zauważyłam że jest dopiero teraz.
OdpowiedzUsuńNo ale dobrze że w ogóle zauważyłam.
Więc ,jestem w szoku. Sytuacje są tu bardzo pokręcone,ale to daje urok.
Cóż widać jaka Mettallica jest pokręcona.I muszę powiedzieć ,ze przez twoje opowiadanie.Zaczynam coraz bardziej się do nich przekonywać xD.
Cóż dalej nie jestem w temacie o co kaman.Ale widzę że Cliff się zakochał.Mam nadzieję że on sobie kogoś znajdzie! Bo troche jest mi go szkoda.I mam nadzieję że dalej też się ułoży.No i to tyle.
Pozdrawiam Madeline.
Tak, tutaj wszystko jest pokręcone. Miała być jedna perspektywa, jedna główna sytuacja. Jak widać, wyszło całkowicie inaczej.
UsuńJeśli chodzi o Cliffa... nie wiem jak to będzie. Póki co nie mam zielonego pojęcia jak to wszystko poskładać do kupy, ale kiedyś coś wymyślę xd
Bardzo dziękuję za komentarz :)
KIRK CHOMIKUJE XDDDD
OdpowiedzUsuńRUDA MAŁPA XDDDD
PIERDOLONA RUDA MAŁPA. WYJEB JĄ STĄD, NIE LUBIĘ JEJ :C
CZEMU CLIFFY POWIEDZIAŁ DO JAMESA "OGIERZE"? O.O
"-Czyżby przyczyna tkwiła w blond promyku bajecznie hasającym zawsze po naszym domu?" hahahahahahahahahHAHAHAHAHAHAHHAAHAHAH MISTRZ!
OJ, CLIFFY CLIFFY TY I WZBUDZANIE ZAZDROŚCI?
KURWA, NO BIEDNA RANDI
ONA MA BYĆ Z CLIFFYM :C
Dzień dobryyyyy ;) Oto jestem.
OdpowiedzUsuńNie wiem, kochana o jakie Tobie chodzi, cuda, ja nie potrafię robić cudów xD Ja nawet nie potrafię odgrzać sosu, żeby go nie przypalić ;) Ale za to mam dziś chwilkę i postanowiłam zacząć komentowanie od Ciebie, gdyż już jakiś czas temu przeczytałam te rozdziały, no i muszę wreszcie się tu wyżyć. Poza tym, dzień na to jest chyba dobry, choć zaczął się, delikatnie mówiąc chujowo, to chyba skończy się całkiem nieźle.
Koniec pierdolenia, czas na fakty.
A fakty są w TVNie ... xD
Kurwa, sorry ;P To na pewno, Lars (ta duńska cipa) powoduje, że mam taki nastrój.
>Cicho!
Sam bądź cicho, duńska cioto! Ja tu tworzę.
Więc tak.
Widzę, że proces myślowy Jamesa (w miejscu gdzie sam postanowił ochrzcić się męską prostytutką - co było urocze) bardzo przypomina mój dzisiejszy tok rozumowania. Ja dziś też tak kontaktuje, jakby z upośledzeniem. Ale nie ma co, jestem w tym samym położeniu co Hetfield. On po imprezie, ja po koncercie i kolokwium xD Tego mi było trzeba! Yeah!!!
Dalej. Wyobraziłam sobie Larsa jak się piekli o relację Yv i Jamesa xD Oj, to piękny widok, Lars jest bowiem jak powszechnie wiadomo, zdolny do bardzo spektakularnych manifestacji swoich problemów xD Ukradkiem mówiąc ja bardzo liczę na jakiś mały akcik furii w Larsowym wykonaniu, bo u Ciebie to może przybrać bardzo ciekawą formę. W prawdzie tu już były Larsowe emocje, ale chyba kwintesencji jeszcze nie było dane nam podziwiać xD
Jeszcze muszę słówko o "chomikarni Kirka" xD Bo to jest takie życiowe. Raz, że ja również uważam kuchnię, za salon xD No przecież w kuchni sa najlepsze imprezy! xD U mnie zawsze na domówkach jest tak, że jeszcze przed północą cała impreza przenosi się do kuchni. Kuchnia to jest jakis fenomen w tej dziedzinie xD Ale Kirka to mi szkoda ;) Tak go wszyscy wykorzystują w kwestii alkoholu. Z niego to jednak cipa jest. Własne alko trzeba chować tak, żeby go nikt nie znalazł xD A najlepiej co jakiś czas zmieniać kryjówkę ;) Polecam. Lars Belladonna vel pani Nameless xD
Dobra, Kirk sam sobie winien, cipa jest to go wykorzystują. Trudno, Dziś nie będzie współczucia dla Kłaczka bo mnie wkurwia ostatnio ;)
Jezus Maria, James jest bohaterem tego rozdziału xD Jego teksty dziś bawią mnie niesamowicie. Zwłaszcza ten z płaceniem wódką za porady xD Perełka. Chyba nie chcę wspominać o Siennie ... dość mam rudych zołz jej pokroju, więc ją przemilczę ;) Wracam do Cliffa i Hetfielda - czyli do rzeczy która totalnie mnie rozjebała. Po pierwsze zagranie Cliffa, sprowadzenie Eleonore żeby wzbudzić zazdrość Randi było ... szczeniackie. Nawet niech by to zrobił, ale musiał ją od razu bzykać?! Nie wystarczyło żeby się z nią tylko pokazał? On sam zresztą nie wie, czemu tak wyszło co mnie wkurza jeszcze bardziej. Teraz to chłopak zjebał. przyznaje. Jeszcze ciul z tym, ale gdyby nie fakt, że Randi słyszała ... To się nie powinno wydarzyć.
Randi z kolei to mam ochotę trzasnąć w twarz. Nie wierzę w to, że ona ma tak wyjebane na swoją relację z Clifem. Super, że życzy mu szcześcia, za to ma u mnie plus, ale nie wierzę, że jej nie jest żal tego co mogło między nimi być.
No mówiłam, że James dziś wygrywa xD Ta uszczypliwa myśl o płaczącym z radości Kirku jest rewelacyjna. Nawet nie wiem czemu mnie to tak bawi, chyba dlatego, że wydaje mi się to być bardzo bliskie prawdy ;)
Kurde, szkoda że Hope już nie atakuje Kirka xD Ich spotkania były zajebiste. Hope nawet w tak krótkim fragmencie mnie rozwala :D Uwielbiam jej zołzowaty charakter Ale za to Hammett zarywa do Winter, no niespodzianka.
Tutaj tyle, pędzę skomentować kolejny ;)
Pozdrawiam, Ewka ... Lars .. Belladonna .. jeden chuj xD
O jakie cuda mi chodzi? O te, które czytam w każdym twoim rozdziale. Ja tu usycham z tęsknoty za Gene i Paulem, o Nikkim również napomnę <3!
OdpowiedzUsuń'Ta duńska cipa' przejdzie do historii tak jak siusiakowe wino i sam siusiak. No, właśnie! Siuuusiak, Ewa! No i Lars, od dzisiaj nie Robaczku, a duńska cipo xD \m/
Nie sądziłam, że wzmianka o męskiej prostytutce będzie urocza, ale jak widać, tutaj wszystko możliwe. Tak jak i to, że Lars w końcu spektakularnie wybuchnie. Szczerze mówiąc od kilku rozdziałów noszę się ze wznowieniem perspektywy Larsa. Mam nawet tysiąc powodów, do jego złości, ale... planu nie realizuję, gdyż nie jestem pewna, czy wyjdzie to spektakularnie. Nie mam aż tak zaskakującego pomysłu na Robaczka.
Kuchnia rzeczywiście jest salonem. Dosłownie na każdej domówce w jakiej uczestniczyłam, impreza miała miejsce w kuchni. Tylko nieliczni siadali w innym pomieszczeniu. Kuchnia jest centrum wszechświata- nosz kurwa magia xD
Ja uwielbiam wszystko komplikować na wszystkie możliwe sposoby, stąd noc Cliffa z Eleonore. Nie planowałam, to wina Burtona. Poniosło go. Randi... trochę na pewno ją to zabolało, ale to jest tak radosne stworzenie do znudzenia, przez co nie będzie rozpamiętywać tego długo.
Dziękuję pięknie za komentarz, lecę czytać następny :)